Sama liczba ich użytkowników nie jest wśród audiofilów wielka, przede wszystkim dlatego, że od dawna nie są produkowane. Funkcjonują jednak w świadomości jako pewien wzorzec. Wzorzec czego? Powiedziałbym, filozofując dalej, że wzorzec pewnej idei.
Nawet bardziej pewnego sposobu myślenia i odczuwania, ogólnej wrażliwości, niż samego słyszenia. Ta idea ma połączenie z frazą "Stare, dobre..." - i w miejscu trzykropka można wstawić wiele różnych rzeczy, nie tylko z działki audio.
Twórcy monitorów LS przeznaczonych do zastosowania w studiach i reżyserkach BBC do ściśle określonych warunków i celów, projektowanych w sposób fachowy, ale utylitarny, bez wielkich ambicji dokonywania rewolucji, wykorzystujących dostępną wówczas technikę w sposób najbardziej racjonalny dla przyjętych założeń, byliby wręcz zdumieni, jaką nabożną czcią są dzisiaj otaczane ich ówczesne "dzieła".
Spójrzmy na to zjawisko z tamtej perspektywy. Technika audio rozwijała się szybko, a sprzęt Hi-Fi był na szczycie popularności, co zresztą pamiętamy nawet z PRL-u. Nikt nie oglądał się do tyłu, nie wzdychał do staroci, lecz czekał na nowe, coraz lepsze konstrukcje.
Myślę, że inżynierowie BBC byli przekonani, że prędzej czy później ich monitory zostaną zastąpione przez nowe, lepsze i odejdą raczej do lamusa, niż do muzeum, a tym bardziej nie wylądują na audiofilskich ołtarzach.
Przejęliśmy tę schedę, bo u nas zapanowała wiara, że to, co dawne, tym bardziej brytyjskie, ręcznie wykonywane, a już szczególnie podstawkowe monitory, na dodatek licencjonowane przez BBC... to musi być, za przeproszeniem, miód w uszach, bo przecież nie w gębie.
Najczęściej wspominanym monitorem z serii LS jest LS3/5; najmniejsza konstrukcja była najtańsza i długo produkowana, została więc najbardziej spopularyzowana.
Chociaż, tak jak wszystkie inne monitory BBC, miała pierwotnie konkretne przeznaczenie, z którym wiązały się jej oczywiste ograniczenia (odsłuch w bardzo małych pomieszczeniach, w warunkach bardzo bliskiego pola i skrajnej szczupłości miejsca - a więc rezygnacja z basu i wysokich poziomów głośności), to zachwyty nad jej zaletami - bajecznym brzmieniem średnich tonów - doprowadziły do wyidealizowania w przestrzeni opiniotwórczej i przedstawiania jako wręcz wzorcowego minimonitora, którym nie ma prawa gardzić żaden świadomy audiofil.
Graham LS3/5 był przez nas nawet testowany, gdy jego jubileuszową, ostatnią wersję wygenerował kilkanaście lat temu KEF; dwa lata temu, z okazji 50-lecia tej firmy, pojawił się monitorek LS50 (też przez nas testowany), który nawiązywał do legendy tylko wielkością i początkiem symbolu.
KEF z jednej strony chciał się do niej odwołać, z drugiej - pokazać najnowszą technikę. Jest też jednak trzeci wątek: otóż powrót do starej techniki - niezależnie od tego, czy dałby dobre rezultaty - jest w zasadzie niemożliwy.
Jak tłumaczył przedstawiciel KEF-a, nie ma już tamtych maszyn, narzędzi, materiałów i fachowców, a ich odtworzenie kosztowałoby fortunę, przekreślając ekonomiczny sens przedsięwzięcia. Każda jakość jest oceniana w kontekście ceny i nawet przy ogromnym apetycie na oryginalne Graham LS3/5 mało kto zaakceptowałby cenę z pewnością przekraczającą 10 000 zł.
Pojawił się jednak inny producent, który odtworzył trochę mniej znany projekt - monitor LS5/9. Graham Audio przedstawia się jako firma z ponad 20-letnim doświadczeniem na scenie pro-audio.
Nie mogę temu zaprzeczyć, trudno to też potwierdzić w ogólnie dostępnych źródłach (internetowych), bowiem wyszukiwanie Graham Audio zawsze kończy się znalezieniem strony poświęconej właśnie "reedycji" LS5/9, która pojawiła się na rynku wiosną tego roku.
Trudno mi więc przedstawić jakieś fakty z historii Graham Audio, nie brakuje na szczęście materiałów źródłowych na temat samych monitorów Graham LS3/5. To jeden z ostatnich projektów BBC, ale "trzyma fason" poprzednich LS-ów.
Wygląda na jeszcze starszy, niż jest w rzeczywistości, więc już w czasie swoich narodzin musiał się wyróżniać "oldskulowym" stylem. Ile byście mu dali? Na wygląd trzeba zapracować... - jak powiedziała kobieta pracująca.
Prezentuje się jak konstrukcja z początku lat 70., ale naprawdę jest młodsza, "tylko" trzydziestoletnia. To była zasadnicza różnica, którą łatwo zilustrować nawet na przykładach... polskich kolumn. Jeszcze w połowie lat 70. mamy dość siermiężne "15-tki" i "25-tki" (do Elizabetki albo Kleopatry), ale już pod koniec lat 70. pojawiają się konstrukcje zarówno większe, jak i znacznie bardziej eleganckie (pierwsza edycja Altusów...).
W tym miejscu całkowicie abstrahuję od jakości brzmienia. Inżynierowie BBC w ogóle nie przejmują się zmianami we wzornictwie, "robią swoje" i 1983 roku projektują surowe LS5/9. Nie ma w tym żadnego zamysłu komercyjnego, jakiekolwiek podążanie za modą nie jest im po prostu do szczęścia potrzebne, a byłoby przecież kosztowne.
LS-y to wówczas, przede wszystkim, narzędzia pracy ich kolegów z reżyserek i studiów, a nie luksusowe produkty adresowane na rynek Hi-Fi. Żaden "designer" nie maczał w tym swoich palców, ale dzisiaj tylko zwiększa to ich atrakcyjność, bo widać jak na dłoni, że mamy do czynienia z głośnikami z innej epoki, ze zupełnie innej parafii.
Jest pewne, że to konstrukcje w każdym calu zaprojektowane pod kątem uzyskania określonych parametrów i brzmienia określonych przez fachowców, mające służyć fachowcom i przygotowane przez fachowców.
Nie ma tu miejsca na badania marketingowe, na "wychodzenie naprzeciw potrzebom klientów", na dyktat designu i płacenie za niepotrzebne zbytki. Tylko czy zespoły głośnikowe zaprojektowane według takich założeń trzydzieści lat temu, zachowują swoje obiektywne walory dzisiaj?
Po pierwsze, o czym już wspomnieliśmy - zastosowanie dawnych technologii jest dzisiaj nieproporcjonalnie droższe; dawne technologie niekoniecznie gwarantują najlepsze możliwe do uzyskania rezultaty; projekty BBC wcale nie były "bezkompromisowe", ale "optymalne" pod kątem zastosowania w określonych warunkach.
Geneza oryginalnych monitorów Graham LS5/9 jest w gruncie rzeczy prozaiczna, a warunki przed nimi stawiane - dość standardowe, chociaż z kilkoma uwagami. Zresztą już wielkość wskazuje na to, że nie chodziło o dostosowanie do sytuacji ekstremalnych, ale o dość uniwersalny monitor bliskiego pola.
Wcześniej BBC używało głównie albo malutkich LS3/5, których możliwości w zakresie basu i maksymalnego poziomu były bardzo ograniczone, albo LS5/8 oferujące szerokie pasmo, zwłaszcza w zakresie niskotonowym, wysoką moc i efektywność, ale były bardzo duże - ponad 100 litrów, z 30-cm głośnikiem nisko-średniotonowym. Wówczas stosowanie tak dużych głośników nisko-średniotonowych nie było wykluczone, a dzisiejsza niechęć do nich jest pochodną mody na wąskie obudowy.
Głośniki przekraczające standard 18-cm wydają się co najmniej podejrzane - o złe przetwarzanie średnicy. Tymczasem, skoro tak kochamy dzieła inżynierów BBC, to weźmy pod uwagę, że stworzyli oni nie tylko minimonitorki LS3/5 z 12-cm nisko-średniotonowym - a te stworzyli nie po to, aby pięknie grały, lecz aby wszędzie się zmieściły. Ich fajne brzmienie było zaskoczeniem.
Graham LS3/5 miały być sprzętem potencjalnie "przenośnym", chociaż dzisiejsi użytkownicy stawiają je na złotych standach i wcale nie przeszkadza im kompletny brak niskiego basu, bo miłość ci wszystko wybaczy...
Stworzyli też znacznie większe układy dwudrożne - i właśnie te większe uchodziły za referencyjne pod każdym względem, a mniejsze były wynikiem kompromisu, biorącego pod uwagę przede wszystkim ograniczone miejsce i łatwość transportu.
Potrzebny był więc monitor pośredni - znacznie mniejszy od LS5/8, ale nie tak kulawy na basie jak LS3/5. Oznaczono go LS5/9. W założeniach przedstawionych przez BBC nie ma tematu lepszego przetwarzania średnich częstotliwości, teoretycznie możliwego dzięki zmniejszeniu głośnika nisko-średniotonowego - wszystko, o co chodziło w tym zakresie, to uzyskanie brzmienia jak najbliższego temu, co reprezentowały LS5/8.
BBC nie potrzebowało niczego lepszego ani niczego innego pod względem jakości dźwięku, lecz tylko czegoś praktyczniejszego - mniejszego. Prozaiczne? Rozczarowujące? Gdzie ideały i dążenie do perfekcji?
Powtarzam: monitory BBC to były po prostu narzędzia pracy. Miały charakteryzować się dobrą równowagą tonalną (z taryfą ulgową w zakresie niskich tonów, uzależnioną od wielkości), odpowiednim do wielkości pomieszczenia maksymalnym ciśnieniem akustycznym, dobrym odwzorowaniem stereofonii.
I oczywiście "powtarzalnością" (consistency) w całej produkcji - o którą w tamtych czasach nie było łatwo - co zrodziło nawyk "parowania", w gruncie rzeczy obnażający słabość całej produkcji, niezdolnej utrzymać niskich tolerancji wykonawczych.
Jak wspomniałem, Graham LS5/9 miał brzmieć podobnie do LS5/8, co konstruktorom nie wydawało się niemożliwe, mimo tak drastycznej zmiany wielkości głośnika nisko-średniotonowego; kluczowe mogło wydawać się zestrojenie zwrotnicy (chociaż na inne charakterystyki kierunkowe zwrotnica niewiele pomoże), zastosowano też taki sam głośnik wysokotonowy - 34-mm kopułkę Audaxa.
Użycie znacznie większej, niż standardowa, kopułki wysokotonowej do współpracy z 30-cm nisko-średniotonowym (w LS5/8) wydaje się nawet konieczne, w przypadku 20-cm nisko- średniotonowego (w LS5/9) też jest uzasadnione, chociaż spotkałem też dodatkowy argument: jej większa moc była potrzebna, aby wytrzymać dużą energię wysokich tonów, jaka pojawiała się podczas... przewijania taśmy magnetofonowej, gdy ta nie jest całkowicie odsunięta od głowicy.
Takie sytuacje doprowadzały do częstego uszkadzania mniejszych, 25- mm kopułek, co wymagało takiego właśnie rozwiązania problemu, mimo że konstruktorzy byli zgodni, że 25-mm kopułka miała lepsze brzmienie... To przykład rozwiązania, które dotyczyło specyficznych warunków użytkowania tych głośników w przeszłości, i wcale nie jest idealne w warunkach, jakie panują w systemach audiofilskich.
Głośnik wysokotonowy był więc trochę specyficzny, ale ostatecznie pochodził ze standardowej oferty francuskiego Audaxa - skoro był głośnik spełniający wymagania projektu, nie było sensu wyważać otwartych drzwi. Nieco inna jest historia przetwornika nisko-średniotonowego.
Wiąże się z nią postać - prawdziwa "postać" Dudley Harwooda - który do 1977 roku był szefem inżynierów w BBC i odpowiadał za wcześniejsze projekty monitorów LS, a potem założył własną firmę - Harbeth - nadal współpracując z BBC przy realizacji kolejnych projektów.
Miał udział właśnie w przygotowywaniu przetworników nisko-średniotonowych, z nowatorskimi jak na owe czasy membranami polipropylenowymi (taką membranę miał też 30-cm nisko-średniotonowy z LS5/8).
Szukanie materiału lepszego, niż powszechnie stosowana celuloza, zaczęło się wcześniej i pierwszym osiągnięciem był materiał Bextrene, opracowany przez firmę KEF, a stosowany w 12-cm nisko-średniotonowych (typ B110B), np. w monitorach Graham LS3/5.
Bextren (rodzaj polistyrenu) był jednak materiałem dość niewdzięcznym, dla uzyskania pożądanych właściwości wymagał powlekania, wykonywanego ręcznie, co utrudniało utrzymanie powtarzalności, a ponadto wraz z powlekaniem membrana stawała się (zbyt) ciężka, co z kolei obniżało efektywność. W latach 70. Bextrene został wyparty właśnie przez polipropylen - o większej stratności, niewymagający już żadnych dodatkowych zabiegów.
Harwood ubiegał się nawet o patent dla "swojego" polipropylenu, ale podobno popełnił jakiś błąd formalny we wniosku patentowym i zanim cokolwiek udało mu się załatwić, polipropylen stosowali już producenci na całym świecie.
Warto zwrócić uwagę, że w tamtym okresie polipropylen był synonimem nowoczesności i miał zastępować "przestarzałą" celulozę; nasz Tonsil opanował tę technologię dopiero wiele lat później, kiedy już się okazało, że polipropylen nie jest żadnym zbawieniem, a celuloza zaczynała... wracać do łask.
Dzisiaj polipropylen wciąż jest stosowany, ale mało która firma wiąże z nim jakieś większe nadzieje, raczej doskonali się membrany celulozowe i opracowuje zupełnie nowe mieszanki, kompozyty oraz sandwicze; do gry włączono też najróżniejsze membrany metalowe i ceramiczne.
LS5/9 nie są więc ani tak klasyczne, ani tak nowoczesne, aby mieć membranę... celulozową, bowiem reprezentują epokę, w której za materiał "perspektywiczny" uchodził, z dzisiejszego punktu widzenia mało atrakcyjny - polipropylen.
Jednak firma Harwooda od dawna nie istnieje, nie ma też żadnych oryginalnych maszyn, na których produkowano owe nisko-średniotonowe. Pozostały resztki dokumentacji i pojedyncze dawne egzemplarze, które poddano badaniom.
Odtworzenia, a raczej stworzenia głośnika możliwie bliskiego oryginału, podjęła się brytyjska firma Volt, zajmująca się głośnikami do użytku profesjonalnego (spotykamy je też w najlepszych kolumnach Pro-Aca).
Oryginalne polipropylenowe membrany Harwooda były mlecznobiałe, półprzezroczyste, a obecne mają zabarwienie szaroniebieskie, z kolei w materiałach firmowych pojawia się nazwa "Diaphnatone". Ostatecznie jednak ani same głośniki, ani ich układ, nie są odpowiedzialne za niewątpliwą egzotykę, jaka bije z LS5/9. Są nimi, co przecież widać na pierwszy rzut oka, obudowa i detale wykonania. Z jednej strony bezwstydnie archaiczne, z drugiej - wymagające dużo ręcznej roboty i precyzji.
Obudowa monitorów Graham LS5/9
Wykonanie obudowy monitorów Graham LS5/9 z jednej strony trąci myszką i prostotą, ale z drugiej - kiedy przyjrzeć się szczegółom - okazuje się wyrafinowane i kosztowne. To właśnie wspominana sytuacja - nowe technologie dotyczące zarówno przetworników, jak i obudów wymagały inwestycji, które teraz zwracają się w masowej produkcji. Powrót do starych nie jest tani. A produkcja odbywa się nie w Chinach, ale w Wlk. Brytanii...
Dawny sposób składania obudowy wiąże się z większym nakładem pracy ręcznej, jest więcej docinania i fornirowania, na połączeniu ścianek bocznych i frontu są uskoki, krawędzie i wąskie paski, które trzeba okleić...
Kiedyś takie rzeczy były na porządku dziennym, ale dzisiaj przy seryjnej produkcji od nich się odchodzi, nawet gdy się wykorzystuje maszyny CNC rzeźbiące najbardziej fantazyjne kształty. Tutaj potrzebny jest dobry stolarz - jak dobry szewc, fach w zaniku. Jednocześnie luksusowy charakter współczesnych LS5/9 nie pozwala na żadne niedoróbki i lekceważenie najdrobniejszych detali.
Dawni użytkownicy monitorów Graham LS5/9 mogliby nie zwrócić uwagi na jakieś estetyczne niedociągnięcia, ale kto dzisiaj wyda prawie 18 000 zł na Grahamy, oczekuje - i słusznie - dopieszczonego cacuszka.
Stylowe, bardzo dalekie od współczesnej mody, trzymające się oryginalnej koncepcji, ale wykonane perfekcyjnie. I takie właśnie są Grahamy LS5/9. Pora więc na pewną refleksję dotyczącą ceny.
Widząc zgrzebne skrzyneczki, w pierwszym wrażeniu można być ceną zaskoczonym, ubawionym albo przerażonym. Kto nie wie dokładnie, jaka za nimi stoi tradycja i idea, jakie są związane z tym wyzwania - będzie zniesmaczony.
Kiedy jednak weźmiemy pod uwagę wszystkie czynniki, cena przestanie wydawać się tylko wynikiem marketingowej hucpy i budowania rynkowego sukcesu za pomocą gigantycznych marż, dla których wszyscy po kolei będą zeznawać pod przysięgą, że to produkt genialny. Swoją drogą, bez dobrej marży żaden dealer się czymś takim nie zajmie...
Obudowa monitorów Graham LS5/9 jest wykonana z brzozowej sklejki. Dzisiaj 99 procent obudów jest składanych z mdf-u, kiedyś robiono je głównie z płyty wiórowej. Co do kosztów, to najtańsza jest płyta wiórowa, a sklejka najdroższa (porównując płyty określonej grubości).
Jeśli chodzi o walory akustyczne, najwięcej zwolenników miałaby pewnie sklejka. Jednak żaden z tych materiałów nie ma jednoznacznej przewagi nad pozostałymi, a duże znacznie mają nie tylko cena i właściwości brzmieniowe, lecz także łatwość obróbki - i tutaj zdecydowanie wygrywa mdf.
Sklejka jest trudniejsza (przy cięciu ma tendencję do "odszczypywania się" na krawędziach). LS5/9 nie są duże, więc wydatek materiałowy nie jest wielki i koszt samego surowca nie determinuje ich ceny (zwłaszcza, że zastosowana sklejka jest dość cienka), ale ponownie - robocizna.
Tak jak w innych LS-ach, sklejka ma grubość 9 mm; ten "szczegół" również ustalili projektanci-akustycy z BBC, a nie technologowie licencjonowanych firm, produkujących poszczególne modele. W obudowie nie ma żadnych typowych wzmocnień (wieńców, poprzeczek), lecz wszystkie ścianki (poza przednią) są dokładnie wytłumione matami bitumicznymi i "kołderkami" wypełnionymi bawełną. Opukiwanie takiej obudowy przynosi zupełnie inny odgłos, niż opukiwanie skrzynki z mdf-u.
Nasze ucho jest na tyle czułe i doświadczone, aby odczytać, że ścianki są cienkie, lecz wytłumione. Obudowa będzie więc wnosiła - jak każda - podbarwienia, które będą jednak bardziej charakterystyczne. Nie jestem pewien, czy inżynierowie BBC planowali uzyskanie jakiegoś "specjalnego efektu", czy po prostu posługiwali się dostępną i popularną w tamtych czasach techniką. Nie mieli wielkiego wyboru.
"Ahistoryczne" byłoby wnioskowanie, że stosowali sklejkę, bo była lepsza od mdf-u (mdf-u nie było wtedy jeszcze na świecie)... A że dzięki sklejce LS5/9 brzmią inaczej, niż brzmiałyby w obudowie z mdf-u - to zupełnie inna sprawa. Czy lepiej? Najważniejsze, żeby "nowe" LS5/9 produkcji Graham Audio brzmiały tak jak oryginalne LS5/9. Ale z tym może być problem...
Prawdziwe 8 omów
LS5/9 mają impedancję znamionową 8 omów, co przy okazji takiej konstrukcji warto omówić na tle "historycznym". Dzisiaj 8-omową impedancję znamionową można spotkać głównie w katalogach; taka informacja wciąż bowiem uspokaja użytkowników, że ich wzmacniacze dadzą sobie radę, a zwłaszcza amplitunery, które z kolei w większości są obarczone zakazem podłączania do nich kolumn o impedancji niższej od 8 omów.
Praktyka jest zupełnie inna, większość teoretycznie 8-omowych kolumn jest 4-omowa, amplitunery przy takim obciążeniu wcale się nie gotują (choć trochę bardziej się pogrzeją), zwykle nikt o niczym nie wie, wilk syty i owca cała.
A kolumny są zwykle 4-omowe, bo takie obciążenie pozwala z większości wzmacniaczy wyciągnąć większa moc; ponadto kolumny 4-omowe mają większą czułość i podłączone do wzmacniacza przy ustalonej pozycji regulatora głośności zagrają głośniej, niż zagrałaby ich wersja 8-omowa (o analogicznej konstrukcji, tylko wyższej impedancji). A to oznacza... wrażenie wyższej jakości dźwięku, jakie odnosi np. klient w sklepie.
Prymitywne, lecz prawdziwe. Impedancja 8-omowa była dominująca kilkadziesiąt lat temu, kiedy faktycznie większość wzmacniaczy nie potrafiła "udźwignąć" niższych impedancji, przy których dochodziło nawet do uszkodzenia końcówek mocy (zanim pojawiły się coraz lepsze układy zabezpieczające), stąd też właśnie nasza pamięć o tamtych czasach dyktuje już zbyteczną ostrożność, gdy szukamy kolumn do nowoczesnego wzmacniacza i boimy się 4 omów. Wciąż jednak 8 omów ma swoje zalety. Zdecydowana większość wzmacniaczy może dostarczyć na 4 omach większą moc (znamionową), ustalaną wg normy przy progu 1% THD+N.
W zamian impedancja 8-omowa, mimo że skokowy wzrost zniekształceń (przesterowanie) zaczyna się dla niej przy niższej mocy, gwarantuje prawie zawsze niższy poziom zniekształceń w całym dostępnym zakresie mocy (leżącym poniżej tego progu).
Ilustracją może być rys. 2. praktycznie z każdego naszego laboratorium, poświęconego wzmacniaczom. Inaczej mówiąc - ciszej, ale czyściej. Warto też wziąć pod uwagę, że konstrukcje dwudrożne zwykle nie mają bardzo wysokiej mocy, więc i tak nie zawsze "skorzystają" z okazji do ściągnięcia ze wzmacniacza większej mocy dostępnej przy 4 omach - jeżeli np. przy 8 wzmacniacz dostarcza 100 W, a przy 4 omach - 180 W, to kupując kolumny dwudrożne, o mocy (realnej... a nie "muzycznej", "szczytowej" itp.) na pewno w granicach 100 W, właściwsze byłyby 8-omowe.
Niestety, takiego wyboru nie ma, zatem z powyżej przedstawionych powodów firmy głośnikowe przestawiły się na 4 omy (chociaż połowa z nich ściemnia w katalogach z powodów też już wyjaśnionych). Ale... za 4 omami może stać jeszcze inny argument.
Przyczyn tej sytuacji dokładnie w tym miejscu nie wyjaśnimy, lecz w największym skrócie: głośniki niskotonowe i nisko-średniotonowe w wersji 4-omowej mają parametry generalnie lepiej pasujące do zastosowania w bas-refleksie, niż głośniki 8-omowe.
Mowa o porównaniu głośników o analogicznej konstrukcji, tylko różniących się impedancją - wraz z niższą impedancją niższy będzie parametr Qts, czyli dobroć całkowita układu rezonansowego kształtująca odpowiedź impulsową.
Oczywiście, wysokiej klasy głośnik 8-omowy będzie i pod tym względem lepszy od słabego 4-omowego, bo można na ten parametr wpływać też np. siłą układu magnetycznego, ale przy określonych kosztach i innych parametrach łatwiej uzyskać dobrą "kontrolę" basu przy impedancji 4-omowej. Z kolei impedancja 8-omowa, właśnie dzięki wyższemu Qts, jest ogólnie rzecz biorąc, wygodniejsza do obudów zamkniętych.
Odsłuch
Rekonstruktorzy" z firmy Graham Audio zrobili chyba wszystko, aby przywrócić do życia dawne LS5/9. W tym kontekście wymienia się Dereka Hughesa, syna Spencera i Dorothy Hughes (od ich imion powstała nazwa Spendor, tak jak od nazwiska Harwood i imienia jego żony Elizabeth - nazwa Harbeth). Spencer pracował w BBC, a następnie założył własną firmę Spendor, która zaczęła działalność od konstrukcji BC-1, a później produkowała na licencji różne monitory LS.
Derek przejął schedę, potem firmę sprzedał, ale dalej z nią współpracował, a także z Harbethem. Jest więc dobrym źródłem ginącej wiedzy na temat tajników konstrukcyjnych, lecz wszystkich problemów nie rozwiąże.
Jak już ustaliliśmy, głośnik wysokotonowy jest tego samego typu i producenta jak dawniej, jednak spotkałem się z adnotacją, że w ciągu tak wielu lat uległ jakimś modyfikacjom - najczęściej są one związane nie tyle z poprawianiem jakości, co wymuszane przez kooperantów, którzy z różnych powodów zaprzestają dostarczania jakiegoś komponentu.
Wystarczy zmiana kleju - i już mamy jakąś zmianę w parametrach... Ale największą "turbulencję" wprowadził oczywiście głośnik nisko-średniotonowy, z nowej produkcji firmy Volt, który ma na tyle inne charakterystyki, że ignorowanie tego faktu byłoby błędem w sztuce, a wzięcie go pod uwagę - wymagało przestrojenia zwrotnicy.
Od tego momentu nie możemy mówić o tym, że nowe Graham LS5/9 brzmią tak, jak te oryginalne trzydzieści lat temu... Wciąż jednak możemy zakładać bardzo duże podobieństwo, którego nie da się w żaden sposób zweryfikować... bo nawet egzemplarze oryginałów, które przetrwały, brzmią inaczej niż kiedyś - na skutek starzenia się materiałów, z których są wykonane, głównie części miękkich przetworników. Pikanterii sprawie dodają relacje użytkowników dawnych LS5/9.
Często wcale nie byli oni nimi zachwyceni i wspominają, że w porównaniu z innymi monitorami BBC, a zwłaszcza LS3/5, środek pasma z LS5/9 był słaby, wyraźnie wycofany... co było dziwne, tym bardziej że zaakceptowany przez BBC prototyp zademonstrował (zgodną z założeniami) wyrównaną charakterystykę przenoszenia.
W internecie można znaleźć dyskusję na ten temat, i to prowadzoną przez ludzi z tamtej epoki, którzy przedstawiają różne możliwe wersje wydarzeń - np. przypuszczenie, że ktoś popełnił jakiś błąd na początkowym etapie wdrażania do produkcji, np. przy przepisywaniu dokumentacji, a potem nikt tego błędu nie skorygował...
Może więc dopiero teraz powstały LS5/9 takie, jakie powinny pojawić się na samym początku? Firma Graham Audio musiała bowiem zdobyć licencję BBC, aby produkt ten sprzedawać pod symbolem LS5/9, a w tym celu musiała przedstawić egzemplarz wzorcowy, który spełniał pierwotne warunki i był zgodny z dokumentacją związaną z pomiarami prototypu (a nie egzemplarzy z późniejszej produkcji).
Ostatecznie więc uzyskana charakterystyka jest bliska takiej, jakiej życzyło sobie BBC już trzydzieści lat temu, a niekoniecznie taka, jaką miały produkowane kiedyś LS5/9. Ale brzmienie ze względu na zmiany w głośnikach, nawet przy charakterystyce mieszczącej się w określonym przez BBC polu tolerancji, nie może być dokładnie takie, jak brzmienie prototypu.
Każdy producent próbuje, w miarę swoich możliwości, czyli swojej reputacji i dostępnej argumentacji, narzucić klientowi sposób postrzegania i oceny całego produktu, w tym brzmienia. Tutaj pole do popisu jest największe, bowiem jednoznacznych kryteriów oceny nie ma.
A jeżeli projekt jest "legendarny", jeżeli stoi za nim licencja BBC, itp. itd., to kto odważy się negować jego brzmieniowe kompetencje? Z drugiej strony, gdy ktoś się już odważy, może przeginać w drugą stronę, bo jak już się narażać i obalać autorytety, to bezkompromisowo.
Jest też szkoła myślenia i ocenienia, która występuje pod hasłem "rozumieć produkt"; czyli ważyć wady i zalety w określonym kontekście, który jednak znany jest tylko ekspertom.
Na przykład w przypadku małych LS3/5 owo "rozumienie" bazuje na zaakceptowaniu faktu, że basu z nich nie ma, bo być nie miało, więc w ogóle zajmowanie się tym wątkiem jest niepotrzebne i niepoprawne. Tylko jeżeli tak "rozumiane" produkty wpadną w ręce normalnych, "nierozumiejących" użytkowników, to rozczarowanie może być wielkie - chociaż dla jednych zrozumiałe, a dla innych nie...
Porozumiejmy się więc co do tego, że od tego miejsca będę się starał coraz mniej rozumieć, a coraz więcej słyszeć, i opisywać to, co słyszę, bo inaczej nigdy nie wyjdziemy z tego błędnego koła... Żeby jednak dobrze słyszeć i oceniać, najlepiej robić to w ramach jakiejś grupy porównawczej.
Dlatego nawet testy kolumn high-endowych staram się prowadzić w małych grupach, co najmniej dwóch modeli. Nie udaję, że zawsze mam pod ręką cały arsenał kolumn z różnych pułapów cenowych, ani że dokładnie pamiętam brzmienia porównywalnych kolumn z poprzednich testów sprzed wielu lat.
Tym razem znalezienie konkurencji dla monitorów Graham LS5/9 było jednak trudne - co prawda, w tym zakresie cenowym nie brakuje kolumn, ale jakie pasowałyby do tak specyficznego tematu? Mimo wszystkich zastrzeżeń, LS5/9 wyglądają najlepiej w teście indywidualnym...
Ale co w takim razie z porównaniami...? Z pomocą przyszły mi dwie konstrukcje, których test opublikujemy niebawem - brytyjskie, nieco droższe (przedział 20 000-25 000 zł), ale jakże rasowe i adekwatne do tematu - ProAc D30R i PMC Twenty Three.
Obydwie dwudrożne, chociaż w większych obudowach wolnostojących, okazały się właściwym towarzystwem, z jednej strony trzymającym się pewnych ram (moc, dynamika), a z drugiej - bardzo zróżnicowanym w wielu innych wątkach i wzajemnie weryfikującym swoje domniemane atuty co do neutralności, detaliczności i przestrzenności. Nie będę tutaj jednak zdradzał zbyt wielu faktów na temat dwóch pozostałych kolumn, potraktuję je jako tło do opisania charakterystycznych cech LS5/8.
Ich brzmienie wcale nie wydaje mi się wielce tajemnicze, magiczne i niezwykłe. Jest na pewnie nietypowe i pokazuje swoje wyraźne cechy charakterystyczne. Czy będzie się podobać, czy nawet będzie pociągające, wciągające i uznane za "jedyne" - to już sprawa subiektywna, ale nie przesadzajmy ani z zachwytami, ani z krytyką, ani w ogóle z szukaniem w tym jakichś niesamowitości...
Nie trzeba szukać - wszystkie słychać jak na dłoni. Sposób myślenia i tłumaczenia: "jak się posłucha dłużej, to się wygrzeją, to się odkryje, to się zrozumie" proponowałbym (nie po raz pierwszy) zastąpić prostszym: "jak się posłucha dłużej, to się człowiek przyzwyczai". Dotyczy to tak samo innych kolumn i całego sprzętu w ogólności.
Najpierw, bez żadnych wątpliwości, zarówno na podstawie pomiarów, jak i odsłuchów, możemy stwierdzić, że LS5/9 nie mają problemu ze środkiem pasma, polegającego (we wspomnieniach ich dawnych użytkowników) na wyraźnym obniżeniu poziomu w tym zakresie (proszę koniecznie zapoznać się z odpowiednim tekstem obok); nie jest to przecież kopia egzemplarzy produkowanych w latach 80., ale projekt spełniający wyjściowe warunki BBC, które zakładały uzyskanie możliwie liniowej, neutralnej, "monitorowej" charakterystyki. Tutaj można więc odetchnąć z ulgą albo nawet wpaść w entuzjazm - wreszcie, po ponad trzydziestu latach LS5/9 grają tak, jak grać miały, a jak nigdy wcześniej (poza prototypem) nie grały!
Słysząc, jak grają monitory Graham LS5/9, trudno podejrzewać pracowników BBC, że mieli do czynienia z taką samą charakterystyką, ale "coś im się zdawało" i niedoskonałości innego rodzaju interpretowali jako osłabienie środka.
Czytając wspomnienia ludzi z BBC i widząc wyniki pomiarów, ale jeszcze przed odsłuchem, brałem pod uwagę taką możliwość, że z natury raczej "głuche" brzmienie membran polipropylenowych, wraz z bardziej (niż w przypadku głośników 18-cm) zawężonymi charakterystykami kierunkowymi w zakresie średnich tonów, podczas słuchania ich niekoniecznie na osi głównej (ze wspomnień wynika, że często były używane do zadań drugorzędnych - ale czy był to skutek, czy przyczyna takiego ich odbioru?), środek pasma mógł wydawać się przytłumiony, nawet przy dobrze wyrównanej charakterystyce na osi głównej.
Nie można do końca takiego zbiegu okoliczności wykluczyć, ale już moje wrażenia odsłuchowe nie wskazują na taką wersję. Graham LS5/9 grają mocnym, gęstym środkiem, nawet, gdy nie słucha się ich siedząc dokładnie na wprost; grały mi "w tle", gdy zajmowałem się innymi sprawami, w innych miejscach naszego pomieszczenia odsłuchowego, i specjalnie zwracałem na to uwagę - ale nie, sam środek nigdy nie kulał...
Mam więc jeszcze inną teorię, trochę obrazoburczą, delikatnie podważającą kompetencje ludzi z BBC, która pozwala obronić tezę, że dawniej produkowane LS5/9 brzmiały jednak z grubsza tak, jak brzmią teraz, i jak brzmiał prototyp.
Otóż jeżeli do warunków użytkowania w BBC, które wymieniłem powyżej, dodamy jeszcze fakt, że były one stosowane jako monitory bliskiego pola, czyli znajdowały się blisko ściany albo na dużym stole obok pulpitu mikserskiego, to na pewno brzmiały inaczej, niż w moim teście, ustawione "po audiofilsku" na dedykowanych im standach.
Takie ustawienie bardzo pomaga (w tym przypadku), bowiem przy równo poprowadzonym środku skraje pasma w wykonaniu LS5/9 są w wyraźnym kontraście - góry jest mało, a basu (chociaż nie najniższego, to w okolicy 100 Hz) sporo.
W ustawieniu daleko od ścian i innych dużych powierzchni trzyma się to kupy, zaznacza właśnie w taki sposób, wciąż pozostawiając średnicy dużo miejsca, a nawet (często) promując ją na pierwszym planie. Kiedy jednak tak zestrojone głośniki wciśniemy gdzieś w kąt albo choćby postawimy na stole, czy powiesimy na ścianie, wzmocnieniu ulegnie "wyższy bas", co jeszcze bardziej przesunie balans tonalny w dół...
Może dlatego monitory Graham LS5/9 wydawały się mało bezpośrednie, wycofane, chociaż diagnoza, że było to wycofanie tylko "górnego środka", nie byłaby tu najtrafniejsza. Z taką teorią spójne byłoby też pewne wyobrażenie, w jaki sposób LS5/9 powstawały - jako "zamiennik" większych LS5/8 pracujących w dużych pomieszczeniach, gdzie jednak stały w większej przestrzeni, dalej od ścian, raczej nie na stole mikserskim.
Monitory Graham LS5/9 strojono w tych samych warunkach, aby ich charakterystykę upodobnić do LS5/8, a następnie "wrzucano" w zupełnie inne warunki, do których zresztą były pomyślane - tylko zapomniano dokonać odpowiednich korekt na charakterystyce właśnie pod kątem tych warunków...
Jednak wciąż nie mniej prawdopodobna jest wersja, że mamy do czynienia z różnie zestrojonymi LS5/9. Było, minęło, obecni użytkownicy Grahamów z pewnością nie będą mieli problemu z depresją wyższego środka, będą je przecież ustawiać wedle audiofilskich recept, na jakichś standach, i słuchać pilnie siedząc w idealnie ustawionym fotelu.
Co wtedy? Ogólnie już wiemy, wejdźmy w szczegóły. Piętą achillesową tych monitorów są wysokie tony. Chociaż, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - o ile tylko chcemy, żeby tak nam wyszło...
Najpierw skupmy się "analitycznie" na samych wysokich tonach. Są oszczędne, jednostajne, przyszarzałe, nie niosą ze sobą ani dużej dynamiki, ani błysku, ani powietrza. Blachy perkusji są przymatowione, atak mają jeszcze dość dobry, ale wybrzmiewają mało swobodnie, gasną szybko i bez "mgiełki".
Drobne detale, słyszalne z większości współczesnych kolumn, tutaj są przygaszone. Powód jest prozaiczny, teoria zgadza się z praktyką. Pasmo kończy się w okolicach 12 kHz (proszę spojrzeć na laboratorium), tak to widać w pomiarach i tak to słychać.
Owszem, większość z nas wcale nie słyszy idealnie do 20 kHz, zwłaszcza w wieku dojrzałym, ale w takim razie, mając 50 lat, tym bardziej muszę czuć się odpowiedzialny i zakładać, że młodsi odczują tę stratę nawet bardziej niż ja.
Osobiście mógłbym z tym żyć, tak jak mogłem kiedyś żyć słuchając taśm nagranych prędkością 9,75 cm/s, ale kiedy sam nagrywałem, taśmy nie żałowałem i trzymałem się 19,5 cm/s. Jak widzicie, nie owijam w bawełnę, ale w takim razie nie czytajcie między wierszami, że jest beznadziejnie, skoro piszę, że jest słabo.
Powodem tej słabości jest nie tylko wiek projektu LS5/9, ale też decyzja konstruktorów, aby ze wspominanych już powodów "bezpieczeństwa", idąc tropem LS5/8 i świadomie godząc się na brzmieniowy kompromis, użyć dużej, 34-mm kopułki, zamiast standardowej, 25-mm.
Podczas gdy wielu producentów przekonuje nas, że warto jest z pasmem przenoszenia sięgać daleko powyżej teoretycznej granicy pasma akustycznego, licencja BBC ma nas przekonać, że można sprawę zakończyć znacznie poniżej? Oczywiście nie - musimy tylko po męsku przyjąć do wiadomości, że inwentarz LS5/9 to nie tylko "dobrodziejstwa".
Wysokie tony mogą bronić się pewnymi elementarnymi zaletami, uniknięciem problemów, jakie obarczają wiele współczesnych wysokotonowych (albo sposób ich dostrojenia) - nie są ostre, nie są metaliczne, nawet nie są ewidentnie zapiaszczone (chociaż mają przechył w tę stronę).
I koniec końców, wszystko, co najważniejsze, z nich słychać - ich ograniczenie nie oznacza poważnego zubożania barwy podstawowych instrumentów, tylko "odcięcie" tego powiewu najwyższych tonów, do którego większość z nas jest już chyba przyzwyczajona, nawet z kolumn grających bardzo neutralnie.
Ubocznym, ale oczywistym skutkiem takiego "uspokojenia" wysokich tonów jest przesunięcie środka ciężkości całego brzmienia i naszej uwagi na zakres nisko-średniotonowy. Według moich kryteriów, średnica jest mocna, bliska, czasami może wydawać się trochę "nosowa", ale nie jest to dominujące i nie określa całego klimatu.
Dźwięk "zamyka się" ostatecznie znacznie wyżej, środek łączy się z górą pasma sprawnie, proporcjonalnie - niezależnie od słabości w najwyższej oktawie, poniżej dźwięk jest spójny i wyrównany, łatwo przyswajalny, daleki od najwyższej dokładności i umiejętności różnicowania, trochę homogenizujący, ale faktycznie - przyklejający się do ucha...
Może to kojarzyć się z brzmieniem głośnika szerokopasmowego, może podkreślać "analogowość" muzyki puszczonej z czarnej płyty (a może nawet z magnetofonu), wszystko będzie się składać na dawny klimat.
Specjalnego klimatu jest też sporo w brzmieniu basu. Naprawdę słychać, że gra obudowa zrobiona "z czegoś innego" niż z mdf-u, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Tym razem zmierzona charakterystyka przenoszenia, a nawet odpowiedź impulsowa, ma tu niewiele do rzeczy - oczywiście opisują one rzeczywistość, lecz nie do końca. Chodzi o podbarwienia, jakie można by ewentualnie pokazywać na charakterystyce wodospadowej albo podczas mierzenia akcelerometrem wibracji ścianek.
Parametry głośnika i strojenie bas-refleksu swoją drogą, a zachowanie samej skrzynki - swoją. Jest to brzmienie dość archaiczne, przywołane z przeszłości, co oczywiście może być poczytane za zaletę. Słychać właśnie "skrzynkowy" nalot, delikatne smużenie, drewno - jakby na basie grał instrument z pudłem rezonansowym. Nie jest to typowe dudnienie, raczej lekkie buczenie; i naprawdę nie jest ono męczące czy zamulające, ale podbarwiające.
Na pewno ogranicza precyzję basu, chociaż próbując odfiltrowywać (wsłuchując się, a nie żadnymi układami...) w działanie samego bas-refleksu, wydaje się on poprawnie zestrojony, zwarty i nieprzeciągający. "Efekt sklejki" powoduje jednak wzbogacenie wyższych harmonicznych, za to najniższe częstotliwości nie są tak wyraziste, jakby na to wskazywały pomiary i niska częstotliwość graniczna.
To brzmienie idzie w przeciwnym kierunku niż brzmienie kolumn np. w obudowach aluminiowych czy kompozytowych. O ile towarzyszy temu dobre zestrojenie bas-refleksu, mają one brzmienie dość twarde, konturowe, ale bardzo dobrze czytelne.
W przypadku monitorów Graham LS5/9 słychać, jak obudowa gra. Wiem, wiem, że jest pięknie wytłumiona matami bitumicznymi. Ale wystarczy puknąć ją palcem, a usłyszymy dźwięk znacznie niższy, niż zwykle.
Taki właśnie dźwięk jest dodatkiem do ich brzmienia; nie jest to dźwięk intensywny, natarczywy i przykrywający całość - to jak "nuta zapachowa", która wcale nie musi być silna, aby była łatwo dostrzegalna, tym bardziej, że jest dość oryginalna.
Uderzenia basu, chociaż nie są wprost zmiękczone i zaokrąglone, nie mają dużej dynamiki, jakby były poddawane kompresji poprzez "reakcję" obudowy; basowe dźwięki mają jednak duży wolumen i ciekawą barwę - "ponadnaturalną". Gdy pasuje ona do odtwarzanego instrumentu, tworzy to podbudowę, dodaje głębi, ale nie jest solidnym fundamentem, na którym bazowałyby rytm, szybkość i "punktualność".
To brzmienie można nazwać przyjaznym, dość neutralnym w ogólnym zarysie (biorąc pod uwagę obcięcie najwyższych tonów i podbarwienie wyższego basu), spójnym, pełnym, bliskim. Wyjątkowym.
Nie przypisujmy mu tylko obiektywnych zalet, które na ówczesnym poziomie techniki nie były osiągalne; nie dajmy się zwieść poglądowi, że to, co naprawdę dobre w hi-fi, było, minęło, a teraz cudownie wróciło. Jeżeli wracają z tym jakieś nasze wspomnienia albo przynajmniej marzenia o posiadaniu nobilitującego brytyjskiego hi-fi, to proszę bardzo - lepszego wehikułu czasu nie znajdziecie.
Znajdziecie obiektywnie lepsze głośniki, ale i tak brzmienie monitorów Graham LS5/9 broni się lepiej niż wiele innych brzmień sprzed 30 lat, demonstruje, że choć technika posunęła się naprzód i przynosi dzisiaj lepsze rezultaty, to najlepsze projekty z poprzedniej epoki wcale się nie kompromitują.
Kupić, nie kupić, posłuchać warto, jeżeli tylko zdarzy się okazja, aby mieć na ten temat własne zdanie. To dobry materiał "edukacyjny", takie zmierzenie się z legendą daje o wiele więcej wrażeń, niż rutynowy test kolejnych współczesnych kolumn. Słuchając tych kolumn, słuchamy trochę własnych wspomnień... Nawet jeżeli brzmią inaczej, to szukamy wspólnych wątków, i sporo ich znajdziemy.
Andrzej Kisiel