To ważne wydarzenie - Jamo wymieniło jesienią całą serię Concert, dla potrzeb audiofilów na pewno najważniejszą w ofercie duńskiej firmy. Już się zawahałem, bo przecież pamiętałem, że na szczycie znajdowały się niedawno high-endowe dipole R907 i R909, którym tym bardziej nie można odmówić prawa do zaspokajania audiofilskich potrzeb, ale przy okazji weryfikowania, jak wygląda aktualny katalog Jamo, okazało się, że R-ki zniknęły...
Szkoda, ale w takiej sytuacji tym bardziej cieszy nowa seria Concert, która wskazuje, że Jamo zupełnie nie odpuszcza. Trochę dziwi (ale ani trochę nie martwi), że w ofercie prezentowanej na stronie wciąż pozostają modele poprzedniej serii Concert, podczas gdy wszystko inne - konstrukcje i ceny - wskazuje na to, że nowe modele są ich jednoznacznymi, bezpośrednimi następcami.
Jamo Concert C109 ma bardzo wiele wspólnego z C809 (test w "Audio" 5/2012), nawet nie kosztuje znacznie więcej, czego można by się spodziewać przy okazji takiej wymiany. Wymiany potrzebnej, bowiem poprzednia seria liczy sobie już prawie 8 lat. Pewnie pozostaje w sprzedaży aż do wyczerpania zapasów, ale chyba musi zostać przeceniona, jeżeli ma mieć szanse przy nowej linii - wyglądającej świetnie. Ale jest druga medalu, związana z brzmieniem, którą zaznaczę już tutaj.
Chociaż technika Jamo Concert C109 jest bardzo podobna do C809, to modele te wyraźnie różnią się brzmieniem, i nie jest to różnica stawiająca którąkolwiek z nich w roli bezwzględnego zwycięzcy. Komu bardzo przypadną do gustu C809, może nie polubić C109, i na odwrót.
Co do brzmienia zdania mogą być podzielone, co do wyglądu - jestem przekonany, że nikt nie będzie wzdychał do poprzednich, co w pewnych sytuacjach tym bardziej może utrudnić decyzję... Były przyzwoite, ale nic ponadto, za to C109 są wybitne. Mają w tym teście godną i zróżnicowaną konkurencję, czai się ona zwłaszcza ze strony włoskiej, ale Jamo wspięło się na wyżyny. Takie sukcesy nie są przypadkowe. Projekt wzorniczy dla całej nowej serii Concert przygotował Kieron Dunk, ponoć światowej sławy designer, co na mnie naprawdę nie robi wrażenia - robi je sam wygląd Jamo Concert C109 i innych nowych Concertów.
Nowa seria Concert składa się z dwóch esencjonalnych podserii - tańszej C9 i droższej C10. W pierwszej znajdują się dwie konstrukcje wolnostojące, dwie podstawkowe, jeden centralny i jeden surroundowy, w droższej - tylko jeden wolnostojący (właśnie C109), jeden podstawkowy (C103), centralny (C10 CEN) i surroundowy (C10 SUR). Wszystkie mają obudowy w kształcie, jaki widzimy w Jamo Concert C109.
Obudowa Jamo Concert C109 i co z tego wynika
Boczne ścianki Jamo Concert C109 są odważnie wygięte - ale co to za odwaga wyginać boczne ścianki? Znamy to od dawna... Jednak od lat wyginane są w płaszczyźnie poziomej, co jest mniej efektowne, bo niemal niewidoczne z przodu - ścianka przednia pozostaje prostokątna. Wygięcie w płaszczyźnie pionowej robi większe wrażenie, którego opisywać chyba nie trzeba, wystarczy spojrzeć na zdjęcie.
Korzystne dla ostatecznego rezultatu jest też zaokrąglenie krawędzi poziomych - płynne przejścia ze ścianek bocznych w dolną i górną, bez żadnych śladów ich łączenia. Ale w sumie krzywizn wcale nie ma tutaj wiele, to przykład prawdziwego kunsztu wzorniczego, gdzie kilkoma "ruchami" i właściwymi proporcjami uzyskuje się doskonały efekt. Jednocześnie tak wyrazisty i oryginalny projekt pozostaje uniwersalny, trudno mu zarzucić, że nie pasuje do jakiegokolwiek wnętrza - nawet w tych stylowych będzie wyglądał elegancko, chociaż autonomicznie.
Od strony akustyczno- mechanicznej wygięte ścianki są zawsze chociaż trochę lepsze od ścianek prostych, pozwalając zwiększyć sztywność i redukować fale stojące, chociaż ten drugi aspekt jest często przeceniany. Nie przypisywałbym więc zastosowanej tutaj architekturze jakichś cudownych właściwości, ale też, na szczęście, słynny designer niczego nie popsuł, nie narzucił formy, która kłóciłaby się z treścią - swój cel osiągnął bez szkody dla brzmienia.
Do tych kształtów świetnie pasuje też proste połączenie coraz modniejszej bieli i klasycznej czerni na froncie. Dostępne są też dwie inne wersje - w całości czarna i oklejona fornirem orzechowym - ale zawsze z czarnym frontem, lakierowanym na czarny satynowy. W wersjach białej i czarnej pozostałe ścianki Jamo Concert C109 są błyszczące - wyglądają na lakierowane, ale być może zastosowano (sprytnie i dokładnie) błyszczącą folię - na dolnej ściance (normalnie niewidocznej) znajduje się "szew" wyglądający jak zejście się krawędzi okleiny, tamże słusznie ukryte.
Nie mam jednak pomysłu (nie jestem technologiem...), jak dopieszczono krawędzie tylnej ścianki, która też jest biała - nie widać na nich żadnego łączenia. Może więc rzeczywiście lakierowanie... Ale wtedy trochę zaskakujący pozostaje fakt, że wersje lakierowane na wysoki połysk są tańsze od wersji pokrytej fornirem. Do tej pory było odwrotnie. Tak czy inaczej, obecność zarówno wersji błyszczących, jak fornirowanej, trzeba docenić w kontekście poprzedniej edycji Concertów - oklejanych w całości folią drewnopodobną, i to mało ciekawą - czarną lub "ciemną jabłonią".
Maskownica nie jest typową ramką obejmującą cały front lub jego część z głośnikami, ale zestawem okrągłych, indywidualnych "kapsli", które łatwo zakładamy i równie łatwo zdejmujemy. Kosze wszystkich głośników są zasłonięte aluminiowymi pierścieniami, co właśnie zniechęca nas do rozkręcania... nigdy nie wiadomo, ile wysiłku trzeba włożyć w usunięcie pierścienia, i czy nie grozi to uszkodzeniem jego samego lub frontu.
Wykonanie jest niemal bezbłędne, zgłaszam tylko małe zastrzeżenia do wyglądu i mocowania poprzeczek, do których wkręcamy "kolce" (w tym przypadku raczej stożki); wykonane z blachy stalowej, lepiej by wyglądały pokryte czarnym lakierem proszkowym niż jasnoszarosrebrnym, a przede wszystkim powinny być lepiej przykręcone do dolnej ścianki - przez śruby, a nie przez krótkie wkręty do drewna, ponieważ nietrudno będzie je wygiąć albo wyrwać. Przydałoby się na dole coś bardziej solidnego, ale ostatecznie da się to przerobić albo i coś dorobić. Poza tym naprawdę miodzio.
Jamo Concert C109: głośniki
Technika głośnikowa jest bardzo podobna do zastosowanej w C809 - ale nie dokładnie taka sama, a przede wszystkim inaczej zestrojona (w czym też wcale nie musi mieć największego udziału inna obudowa, ale przede wszystkim inna zwrotnica). Można więc w tej branży wziąć z grubsza te same głośniki, co dekadę temu, zaprojektować nową obudowę, zmienić trochę filtry i wykreować kolumny wyglądające i grające zupełnie inaczej.
Nie jest to zarzut pod adresem Jamo, gdyż podobnie postępuje większość firm... W dodatku Jamo już w poprzedniej edycji Concertów mogło się pochwalić zastosowaniem wyjątkowo zaawansowanych przetworników nisko-średniotonowych - z membraną o strukturze plastra miodu, charakteryzującą się bardzo wysoką sztywnością, dobrym tłumieniem wewnętrznym i umiarkowaną masą.
Głośniki takie w układzie Jamo Concert C109 widzimy trzy; dwa pracują jako niskotonowe, a trzeci jako średniotonowy, lecz tym razem nie rozkręcaliśmy konstrukcji i nie możemy być pewni, że są jednakowe, czy się różnią... W poprzedniej wersji (C809) jako średniotonowy (a także jako nisko-średniotonowy w układzie dwudrożnym C803 i dwuipółdrożnym C807) pracował inny typ niż w miejscu niskotonowego - z większym układem magnetycznym i systemem "aktywnej kontroli impedancji", redukującym zniekształcenia w zakresie średnich tonów, co producent opisywał i można to było zobaczyć.
Tym razem w informacjach o Jamo Concert C109 nie ma wzmianki o owym systemie, głośnik średniotonowy jest przedstawiony dokładnie takim samym zdaniem, jak głośniki niskotonowe, może więc układ trochę uproszczono stosując w obydwu sekcjach dokładnie takie same przetworniki, co też nie jest błędem w sztuce i zdarza się często, mimo że odbiera konstrukcji trochę technicznego wysublimowania.
Głośnik wysokotonowy prezentuje złożoną koncepcję, wprowadzoną przez Jamo już wcześniej. Składają się na nią dwie cechy - specjalny profil frontu oraz izolacja od wibracji obudowy. Cechy te, ale niezależnie, mamy w innych konstrukcjach tego testu - izolację w B&W, a wyprofilownie (delikatniejsze) w Focalach. Ów duży, wyprofilowany front wraz z całym układem magnetycznym "pływa" w dużej puszcze stanowiącej jedną część z zewnętrznym kołnierzem; wystarczy nacisnąć wyprofilowaną część frontu, aby poczuć, jak "ustępuje" (proszę nie naciskać membrany - chociaż też ustępuje...).
Korzyść z ochrony delikatnego głośnika wysokotonowego przed drganiami frontu, generowanymi przez zainstalowane na nim pozostałe przetworniki emitujące znacznie większą energię, jest jasna. Zdania są podzielone na temat celowości "kontrolowania" charakterystyk kierunkowych przez wyprofilowany front - ale nie jest to pomysł pozbawiony racji.
"Kontrolowanie" oznacza tutaj uzyskanie możliwie stabilnych charakterystyk w całym zakresie pracy głośnika, co jednak oznacza ich zawężanie w niższym podzakresie, gdzie "z natury" kopułka promieniuje szerzej, niż w najwyższej oktawie. Stoi też za tym zamysł, aby w zakresie częstotliwości podziału charakterystyki kierunkowe obydwu schodzących się tam głośników - średniotonowego (lub nisko-średniotonowego) i wysokotonowego - były możliwie podobne.
Różnica między rozpraszaniem przy ok. 3 kHz z jednocalowej kopułki umieszczonej konwencjonalnie, na płaskim froncie, a głośnikiem 18-cm (z 14-cm membraną) jest bardzo wyraźna, co powoduje, że jeżeli konstruktor wyrówna charakterystykę na osi głównej zespołu (będąc mniej więcej na osiach głównych obydwu przetworników), to pod kątem już kilkunastu, a tym bardziej kilkudziesięciu stopni w płaszczyźnie poziomej (bez zaburzeń fazowych, powstających w płaszczyźnie pionowej), będzie ona pofalowana. A ponieważ docierają do nas również fale odbite, więc ostatecznie brzmienie będzie zaburzone.
Sposobem na to ma być właśnie uporządkowanie charakterystyk kierunkowych, nawet kosztem ich zawężania - poziom wysokich tonów poza osią główną będzie niższy, ale mniej pofalowany. Wtedy można też charakterystykę układać tak, aby całkowita energia wysokich tonów, biegnąca bezpośrednio i z odbić, miała optymalny poziom, skorelowany z poziomem średnich tonów, ale wszystkiego przewidzieć się nie da - udział odbić zależy przecież od akustyki pomieszczenia.
Sama membrana głośnika wysokotonowego wydaje się bardziej konwencjonalna, lecz i tutaj można dostrzec zmianę - w poprzedniej edycji była to "po prostu" 25-mm jedwabna kopułka, a teraz jest kopułkowo-pierścieniowa - proszę zwrócić uwagę na połówkę torusa dookoła kopułki, która pełni zarówno rolę zawieszenia jak i powiększa efektywną powierzchnią drgającą. Znając wysoką efektywność tego typu głośników wysokotonowych, wyższą niż typowych kopułek, zwłaszcza 6- i 8-omowych, pomyślałem, że powodem wyższego poziomu wysokich tonów na charakterystyce Jamo C109 wcale nie musi być zmiana tłumika w zwrotnicy... tylko właśnie zmiana przetwornika wysokotonowego, chociaż i tak powinna ona pociągać za sobą zmianę filtra.
Odsłuch
Jamo słuchałem zaraz po kolumnach brytyjskich (a Focali później). Pamiętając poprzednie C809, spodziewałem się, że teraz doczekam się "spokojnej normalności" (spokojnej starości?...). Pojawiło się jednak brzmienie, które skojarzyłbym bardziej z radosną, niespokojną młodością. Duńczycy zdecydowanie zabierają nas z nieco egzotycznych klimatów, jakie tworzą kolumny brytyjskie, w stronę brzmienia uniwersalnego i czytelnego. Ma ono swoją wyraźną sygnaturę, ale nie ma tajemniczych zakamarków, które trzeba by eksplorować kolejnymi nagraniami, ujawniającymi początkowo ukryte wady i zalety.
Jamo Concert C109 nie bawią się z nami w chowanego, natychmiast ujawniają swój profil, który podkreśla wrażenie "szczerego" bezpośredniego przekazu. Grają w pewnym sensie bezceremonialnie, dość jasno, nie bojąc się ani podniesienia poziomu samych wysokich tonów, ani nawet tego, co jeszcze bardziej wpływa na "komunikatywność", utrzymania w pierwszej linii przejścia średnich i wysokich.
Chociaż CM9 i Howardy dzieliła przepaść, to Jamo Concert C109 pokazują, że układ nie jest dwubiegunowy - duńskie kolumny nie znajdują się pomiędzy brytyjskimi, ale na jeszcze innym obszarze. Same też nie osiągają idealnej neutralności, lecz przechylają szalę w inną stronę.
Pomyślałem sobie, że tak mogłoby wyglądać strojenie kolumn dla użytkownika, dla którego brzmienie obydwu kolumn brytyjskich jest zbyt asekuracyjne w zakresie wysokich tonów, jednocześnie albo zbyt twarde (B&W), albo zbyt delikatne (Castle). Żeby wreszcie zagrać bez kunktatorstwa, odważnie, sypnąć i błysnąć wysokimi tonami, trzeba podłączyć Jamo. Czasami góra pasma "przysmaży", jednak nie należy zakwalifikować tego brzmienia do grupy jednoznacznie rozjaśnionych i wyostrzonych - tyle, że kiedy B&W i Castle robiły w tym zakresie pół kroku do tyłu (chociaż brzmiały i tak kompletnie inaczej), to Jamo robi pół kroku do przodu, a to ostatecznie określa sporą różnicę.
Kolejne kolumny tego testu nie będą już tak bardzo różniły się od Jamo pod względem poziomu wysokich częstotliwości. Ostatecznie Jamo Concert C109 to propozycja dla wymagającego i wyrobionego klienta, a nie na rynek masowy.
Jednocześnie nie można zarzucić firmie Jamo, że jej tańsze kolumny są brzmieniowo prymitywne, a wręcz przeciwnie - są zwykle dobrze lub bardzo dobrze zrównoważone. Również na tym tle Jamo Concert C109 zestrojono bez kunktatorstwa, bez zamierzania się na ustalanie idealnie liniowej charakterystyki, lecz godząc przesłanki dobrej naturalności i pewnej dozy swobody.
Góra pasma nie głaszcze, bywa szorstka, nie pożałuje sybilantów, lecz tym samym tylko i aż pokazuje, co jest nagrane. Dzięki dużej aktywności w szerokim podzakresie dobrze wywiązuje się z różnych zadań - oddaje siłę i zróżnicowanie blach, niuanse trochę wzmacnia i wyostrza, ale zasadniczo nie fałszuje, nie wpada w jednostajne cykanie.
Pewnie właśnie z powodu mocnej góry, środek pasma wydaje się ustawiony "wyżej" niż w przypadku B&W i Castle, nie emanuje siłą czy podgrzaniem dolnego podzakresu - odrobinę więcej "mocy" w tym rejonie pewnie by nie zaszkodziło... Ale obserwując nagranie za nagraniem, instrument za instrumentem, trzeba przyznać, że Jamo C109 działają całkiem rzetelnie, tyle że nie czarują i nie uwodzą.
Ich konstruktor nie pokusił się o dodanie do dobrej neutralności jakiegoś pierwiastka tworzącego nastrój, ocieplającego choćby głosy - są one dobrze różnicowane, czyste, wyraziste, niepodbarwione, i tyle. Tylko tyle i aż tyle. Mocną - dosłownie i w przenośni - stroną Jamo Jamo Concert C109 jest bas. Chyba jest to najlepszy bas tego testu, jeżeli zważyć wszystkie składniki. Gęsty, soczysty, nasycony, schodzi nisko i swobodnie, ma też dobry atak; z B&W też jest dynamiczny, twardszy, ale nie wędruje tak nisko, z kolei Focal trochę przesadza w średnim podzakresie.
Nieprzekombinowane, łatwe do odczytania, dynamiczne i efektowne brzmienie, teoretycznie wypada rekomendować lekkie utemperowanie wysokich tonów (elektronika, kable), ale takie, jakie są, też mogą się podobać - jeżeli wreszcie chcemy dostać trochę więcej góry, niż z wielu innych, zbyt grzecznych kolumn. Średnicę warto by lekko podtuczyć i podgrzać.
O bas w ogóle nie musimy się martwić. Poprzednie Jamo grały neutralnie i trochę sucho, a nowe - zdecydowanie jaśniej. Gdyby to było możliwe... wziąłbym 50% brzmienia z poprzednich i 50% z nowych, czyli dostroił się "pośrodku", oczywiście wykorzystując 100% nowego projektu wzorniczego, i miałbym kolumny jak marzenie.
Andrzej Kisiel