Wciąż modny "piano black" jest tu najlepiej widoczny, bo błyszczącą czernią wykończono ścianki boczne i dolną część frontu, kładąc jednocześnie na pozostałe powierzchnie imitację skóry - całkiem sympatyczną i miłą w dotyku.
W tej wersji (czarnej) wyeliminowano więc całkowicie folię drewnopodobną, występującą w większości pozostałych konstrukcji, ale jest też wersja w takiej właśnie okleinie, imitującej czereśnię (na powierzchniach tutaj wykończonych "piano blackiem").
Do tego zaokrąglono krawędzie bocznych paneli, dolny panel frontu wybrzuszono, maskownicę trzymają magnesy, a nie kołki, i mamy wręcz elegancką w tym zakresie ceny, choć wciąż dość konwencjonalną (a więc "bezpieczną"), obudowę. Co prawda nie prezentuje ona najnowszego trendu minimalizmu i prostych krawędzi, ale będzie pasowała do wielu sytuacji.
Boston Acoustics A250 - układ
Akustycznie konstrukcja jest dość prosta, choć wizualnie znowu "apetyczna". Układ wygląda na dwuipółdrożny, lecz według informacji producenta jest dwudrożny - w takim razie obydwa 15-cm przetworniki pracują razem w takim samym pasmie, jako nisko-średniotonowe.
Ich membrany, wykonane z mlecznobiałego polipropylenu (wzmacnianego miką i włóknem szklanym), prezentują się nowocześnie i faktycznie są "zakończeniem" zaawansowanych przetworników z silnymi układami magnetycznymi.
Głośnik wysokotonowy to 25-mm tekstylna kopułka, przysunięta blisko górnego przetwornika nisko-średniotonowego, co było możliwe dzięki zastosowaniu małego magnesu neodymowego.
Wylot układu rezonansowego bas-refleksu znajduje się na tylnej ściance; przy dobrze zrównoważonej charakterystyce nie musimy się obawiać takiego umiejscowienia bas-refleksu, nawet przy ustawieniu kolumn blisko ściany, a konstruktorom kolumn Boston Acoustic A250 z pewnością znane były typowe warunki, w jakich użytkowane są niskobudżetowe kolumny - mocno podkreślany jest fakt, że są one 8-omowe i mają dla wzmacniacza łatwy przebieg impedancji, dzięki czemu można je bezpiecznie podłączyć do każdego amplitunera wielokanałowego.
Zwracamy na to uwagę już tutaj, bo choć dla formalnej weryfikacji tych zapowiedzi miejsce znajduje się dwie strony dalej – w laboratorium – to nie każdy tam zagląda... a w katalogach wielu producentów widzimy kolumny o impedancji znamionowej 8 omów, co często nie ma pokrycia w faktach. Marka Boston Acoustic należy do koncernu D&M (Denon i Marantz).
Jej zadaniem jest "towarzyszenie" głównie nisko- i średniobudżetowej "elektronice" tych producentów. Oczywiście nie należy przeceniać zjawiska "dopasowania" i unikać podłączania Bostonów do wzmacniaczy (a zwłaszcza amplitunerów) innych firm, jak też, z drugiej strony, bać się podłączania do Denonów i Marantzów (zwłaszcza tych droższych) innych kolumn.
Odsłuch
Zawsze staram się zacząć sesję i porównania od kolumn potencjalnie najbardziej neutralnych, które „skalibrują” słuch, a co najmniej nie spowodują szoku, wymagającego głębokiej akomodacji - potem wpływałoby to na percepcję następnych słuchanych kolumn.
Oczywiście zawsze można wracać do wcześniej przesłuchanych i często się to robi, teoria badań porównawczych jest obszerna i wnikliwa... ale na własny użytek stwierdziłem, że w praktyce jest bardzo ważne, jak się zaczyna (i od tego w dużej mierze zależy, jak się kończy...).
Jednocześnie przyjęty przez "Audio" zwyczaj prezentowania urządzeń, występujących w jednym teście porównawczym, w kolejności alfabetycznej (nazw firm), wyznacza taki właśnie kierunek narracji. Zatem z tego punktu widzenia dobrze byłoby opisywać całą historię jakby od A, a nie od środka alfabetu…
Tym razem nie miałem jednak żadnych oporów, żeby szybko jedno z drugim pogodzić, zaczynając odsłuchy właśnie od Bostonów, które podejrzewałem o zrównoważone, spokojne brzmienie, mogące być dobrym punktem wyjścia do późniejszych brzmieniowych "wycieczek" innych kolumn.
Podejrzewałem tak, opierając się zarówno na brzmieniu testowanego kilka miesięcy temu modelu A360, jak i nawet na wcześniejszej wiedzy na temat jego projektanta (od strony akustycznej) i patrona.
Duet Karl-Heinz Fink / Ken Ishiwata ma na swoim koncie już niejeden sukces. Fink jest solidnym niemieckim inżynierem w dobrym tego słowa znaczeniu, trzyma się zwykle kursu na dobrze wyrównaną charakterystykę i naturalne brzmienie, które staje się atrakcyjne tylko poprzez obiektywne zalety.
Brzmienie kolumn Boston Acoustic A250 w gruncie rzeczy takie właśnie jest, choć nie w stu procentach – nie tylko dlatego, że na tym pułapie cenowym nie mamy szans na wzorcową jakość, ale również słychać pewną skłonność, prawie na pewno zaplanowaną - brzmienie jest powabnie ocieplone, trochę zmiękczone, łatwo przyswajalne.
Nie jest to efekt zdecydowanego wyeksponowania niskich częstotliwości ani tym bardziej przytłumienia górnego skraju pasma (ten zakres brzmi wyśmienicie, o czym dalej), tylko delikatnego akcentowania. Do pewnego stopnia wiąże się to z umiarkowaną dynamiką, zarazem nie powoduje przymulenia, ale też nie wywołuje na pierwszy plan powiększonych źródeł pozornych.
Brzmienie kolumn Boston Acoustic A250 nie jest ani potężne, ani obfite, ani misiowate, lecz gęste i… delikatne. A do tego nadzwyczaj - jak na ten zakres cenowy - wyrafinowane w zakresie wysokich tonów.
Przy ich tak ostrożnie ustalonym poziomie czytelność jest niesamowita, zasilana wyśmienitą selektywnością i neutralnością - a więc różnorodnością - barwy. Wysokie tony są tu „wisienką na torcie”, którą nie można się najeść.
Góra pasma nie dostarczy energii rozjaśniającej całe brzmienie, da smaczek i przyjemność, choć też pożytek - te ciche, subtelne, lecz wyraźne i zróżnicowane dźwięki zapobiegają ciężkości i zbytniemu „osadzeniu" w dolnych rejestrach, tym bardziej że wyższy środek jest trochę wycofany.
Wyprofilowane tak, aby wypośrodkować między neutralnością a brzmieniem przyjemnym, niefatygującym, z dodatkiem kuszącej finezji (wysokich tonów).
Andrzej Kisiel