Firma przedstawia się jako włoska, zlokalizowana w najbardziej uprzemysłowionym regionie (Turyn), skąd czerpie pełnymi garściami z zasobów najlepszych technologii, designu itd. W odpowiedzi na takie deklaracje ktoś na jakimś forum napisał odkrywczo mniej więcej tyle: "Kolejny malowany Chińczyk. Za takie pieniądze można kupić niejedne markowe kolumny."
W tym teście, oprócz malowanych i zdeklarowanych Chińczyków, są też znamienite marki. Czy ktoś jednak jeszcze myśli, że któreś z testowanych tu produktów nie przypłynęły z Chin? Może więc znaczenie ma sama marka - "renomowana"? A czy ktoś jeszcze nie wie, jak wiele marek - właśnie dlatego, że renomowanych - zostało już dawno temu kupionych przez Chińczyków?
Castle, KEF, Mission, Wharfedale... Jeżeli zależy nam na tym, aby wybrać najlepsze urządzenia w danym zakresie cenowym - oceniajmy właśnie urządzenia, a nie marki, i nie patrzmy na metki (często fałszowane!).
Chyba że zależy nam, aby naprawiać świat i poprzez heroiczne decyzje finansowe wspierać europejskich czy japońskich producentów - wtedy prowadźmy śledztwo, skąd pochodzi dany produkt, i kupujmy tylko "nasze". Wybór będzie jednak niewielki. I nie ja to tak urządziłem - ja to tylko objaśniłem.
Wśród trzech dostępnych serii - Nota, Tesi i Musa - pierwsza jest najtańszą, ale i jej modele nie trącą żenującą taniochą. Dobra aparycja przy zastosowaniu niedrogich materiałów jest tu wynikiem połączenia względnej skromności konstrukcyjnej z gustownym projektem plastycznym. Nie ma tu wielkiej baterii przetworników, jak w kilku innych kolumnach tego testu.
W serii Nota znajdziemy trzy różnej wielkości modele podstawkowe (najmniejszy z nich można potraktować jako naścienny), jeden centralny i jeden wolnostojący. Indiana Line Nota 550 wygląda na konstrukcję dwuipółdrożną, producent przedstawia ją jako trójdrożną...
Nasze pomiary wyjaśniają, że jest taką, na jaką wygląda, a nie taką, jaką obiecuje producent, i całe szczęście, bo przy zastosowaniu dwóch takich samych, 15-cm przetworników, ich przefiltrowanie do pracy w układzie trójdrożnym, a więc ograniczenie jednego do zakresu niskotonowego, a drugiego do zakresu średniotonowego, byłoby nieracjonalne - bas z jednej tylko "15-tki" byłby nieproporcjonalnie słaby w stosunku do wielkości konstrukcji, a w układzie dwuipółdrożnym drugie tyle dołoży przecież przetwornik filtrowany jako nisko-średniotonowy.
Obudowa Indiana Line Nota 550 została wykonana wyśmienicie. Z niskobudżetowych ograniczeń projektant wybrnął po mistrzowsku, stosując materiały niekoniecznie kosztowne, ale dobrej jakości, gustownie dobrane i starannie poskładane. Na dole pojawia się subtelny cokół, pojedyncze gniazdo z tyłu, otwór bas-refleks bezpiecznie z przodu, zasłaniany wraz z głośnikami przez maskownicę.
Boczne ścianki Indiana Line Nota 550, oklejone folią drewnopodobną, są delikatnie zaoblone przy połączeniu z pozostałymi, które z kolei pokryto materiałem imitującym skórę. Nie ma tu żadnego blichtru, całość wygląda bardzo subtelnie, przyjemnie, nie nazbyt surowo i bez taniego efekciarstwa. Nie, tego Chińczycy sami nie wymyślili. Nic się tu przecież nie błyszczy...
Odsłuch
Od razu widać, że nie są to kolumny przeznaczone do grzmocenia - nie tylko na tle konkurentów, ale i w skali bezwzględnej. Indiana Line Nota 550 nie jest też kompletnym cherlakiem, ostatecznie dwie "15-tki" pracujące "na basie" co nieco potrafią. Niskie tony mogłyby mieć nawet jeszcze większy udział, ale kolumny zostały zestrojone "grzecznie" - przynajmniej w tym zakresie.
Bas nie zagrzmi, nie rozwinie też bardzo dynamicznej akcji, za to ładnie nasyci, podbuduje brzmienie, od czasu do czasu bardzo przyjemnie i całkiem nisko zamruczy. Przy nagraniach, w których bas ma dużo do powiedzenia, nie trzeba się go doszukiwać, lecz rzadko wychodzi na pierwszy plan z rytmicznymi uderzeniami, choć brzmienia nie spowalnia, to też go nie nakręca.
Cały przekaz nie jest jednak ostatecznie uspokojony - dominuje w nim żywa barwa średnich częstotliwości, które nie są wprost wyeksponowane, lecz drzemie w nich, a w zasadzie często się przebudza, dźwięczność i swoiste, trudne do zlokalizowania (na skali częstotliwości) rozedrganie.
Nie zamienia się ono w napastliwość, dodaje żywości, nie pozwala zamknąć brzmienia w beznamiętnej neutralności.
Dźwięki fortepianu są błyszczące, wychodzące z tła, raczej lekkie niż mocne. Obraz jest malowany w dużym formacie, przestrzennie i z oddechem, z mocno zaznaczonymi skrajami bazy stereofonicznej, z delikatniej definiowanym centrum.
Cały przekaz nie jest więc nadzwyczaj gęsty i spójny, a raczej swobodny i "wybrzmiewający", często nawet ofensywny - na szczęście nieagresywny, co w tym przypadku nie wiąże się ani z ostrą górą (choć ta też nie jest schowana), ani z eksponowanym basem.
Co ciekawe i wartościowe, nawet bez pomiarów słychać, że kolumny te, mimo że najmniejsze, mają efektywność nie niższą niż większość konkurencji - nie trzeba ich budzić do życia wyższą niż zwykle mocą, a nawet gdy grają cicho, robią to żwawo i radośnie.
Brzmienie Indiana Line Nota 550 nie jest tak dyskretne i wycyzelowane jak ich wygląd, ale to niekoniecznie zła wiadomość; jest uniwersalne, dość bezpieczne, nie masakruje basem ani nie przycina górą, z drugiej strony nie jest asekuracyjne, ucieka od nijakości, znajdując własny sposób na zaangażowanie słuchacza.
Jestem pewien na sto procent, że w każdym ślepym teście, bez względu na okoliczności przyrody, czyli pomieszczenie, ustawienie, sprzęt współpracujący, nagranie - rozpoznałbym każdą z kolumn tego testu, bo mimo że są niskobudżetowe, znalazły sobie własne ścieżki, i chociaż nie są to brzmienia w skali absolutnej doskonałe, to każde z nich ma w sobie "coś".
Żadna nie gra miałko i nijako, nie chowa się za dobrym zrównoważeniem - z tym bywa różnie, lecz nigdzie nie jest źle. Słychać, że odejście od liniowości i neutralności jest świadomym wyborem, oczekiwanym przez wielu klientów - choć nigdy przez wszystkich. To już tytułem podsumowania...
Andrzej Kisiel