Po pierwsze - by dostarczyć krótką, ale kompletną serię niskobudżetowych konstrukcji, mogących stworzyć kino domowe. Po drugie - kolumny wolnostojące tej serii, czyli właśnie kolumny JBL Loft 50, mają przyciągnąć uwagę rozbudowanym układem głośnikowym, mającym duże możliwości w zakresie niskotonowym.
Po trzecie - kolumny te nie mają być zwalistymi skrzyniami; wręcz przeciwnie, mają być zachęcająco smukłe. W ofercie JBL-a są już przecież, od prawie dwóch lat, tylko minimalnie droższe, wyśmienite (testowaliśmy) Studio 180.
JBL Loft 50 muszą być więc wyraźnie inne, pod inne gusta, do innych zadań. Ale po co kolumny przednie mają grzmieć basem, jeżeli w systemie kinowym i tak powinien pojawić się subwoofer?
Wielu klientów z różnych powodów nie życzy sobie subwoofera i wówczas ciężar basowych obowiązków muszą przejąć kolumny przednie - również w systemie stereo, a takie zastosowanie Loftów 50 też wchodzi w grę (i dlatego mogliśmy je "zapisać" do tego testu). Ale nawet przy udziale subwoofera działanie kolumn większych zamiast mniejszych ma swoje zalety i jest przez niektórych preferowane.
JBL Loft 50 to konstrukcja bardzo rozbudowana, czego nie opisuje do końca tylko stwierdzenie, że to układ trójdrożny - są w nim bowiem dwa niskotonowe i aż trzy średniotonowe!
Potencjał i ogólna koncepcja są podobne jak w Jamo S 718, ale zrealizowane innymi środkami. Zamiast jednego bardzo dużego, zastosowano dwa mniejsze, 18-cm głośniki niskotonowe, umieszczone na bocznych ściankach; szerokość frontu zredukowano do 15 cm, gdyż zastosowano małe (JBL podaje 4 cale, ale to średnica samej membrany) przetworniki średniotonowe - w takiej sytuacji nie zaszkodzi uruchomienie nawet trzech jednostek.
Uwzględniając wysokość kolumny przekraczającej metr, rozmieszczono je bardzo rozsądnie, rozdzielając dwa górne kopułką wysokotonową - w ten sposób nie tylko głośnik wysokotonowy znalazł się - co korzystne - mniej więcej na wysokości uszu siedzącego słuchacza, ale też oś jego promieniowania leży bardzo blisko wypadkowej osi promieniowania całej sekcji średniotonowej.
Przy niskim budżecie, tak relatywnie skomplikowana, wolnostojąca konstrukcja nie może mieć ani pierwszorzędnych komponentów, ani luksusowego wykonania - szczerze mówiąc, jej projektant musi iść na bardzo poważne kompromisy...
Tutaj nie silił się na żadne ozdoby (jakieś widać na subwooferze, ale ten nas tu nie obchodzi), trzymając się prostego kształtu, który najlepiej "wytrzymuje" presję taniego wykonania. Całą obudowę oklejono czarną folią z drewnopodobnym rysunkiem, dzięki czemu kolumny wyglądają dostatecznie schludnie i neutralnie.
Odsłuch
Już po pierwszych dźwiękach wiadomo, że JBL nie będzie się ścigał z Jamo, nie będzie rywalizował o miano najbardziej "estradowego" głośnika tego testu. Zresztą, tym razem chyba nawet w firmowych anonsach nie pojawiły się takie aluzje i nawiązania do prawdziwie estradowych i studyjnych dokonań JBL-a, którego logo widzimy przecież na co drugiej imprezie masowej.
Śladem "imprezowego" grania jest być może mocny, twardy, skoncentrowany w swoim średnim podzakresie, trochę podbarwiony, ale niezmulony, aktywny bas.
Chwilami trochę przydudni, jednak nie wchodzi ciemną chmurą w zakres średnich tonów; jednocześnie nie jest na tyle niski i potężny, aby definitywnie odebrać pracę subwooferowi - zwłaszcza w kinie może się przydać trochę niskiego, ciepłego pomruku.
Bas z samych kolumn JBL Loft 50 dostatecznie dobrze współtworzy ogólną równowagę, ba, momentami jest nawet zbyt odważny - ale to jeszcze nie ten najniższy bas, z którym brzmienie staje się imponująco potężne. Za to subwoofer ma często kłopoty ze zorganizowaniem dynamicznego wyższego basu - i tym zajmie się JBL Loft 50.
Zaskakująco ładna, czysta, gładka i delikatna, jednocześnie dostatecznie błyszcząca jest góra pasma. Z tej strony nie musimy obawiać się żadnych problemów, o ile bas czasami szarżuje, to góra jest przewidywalna i po prostu przyjemna - podobnie średnica, niekrzykliwa i niepogrubiona, pół kroku z tyłu, ale dobrze wyważona i trzymająca się neutralnej tonacji.
Andrzej Kisiel