Czasami tak się zdarza - i nie ma na to dobrej rady - że jakieś urządzenie dociera do testu, z założenia porównawczego, kiedy pozostałe modele rozjechały się już do domów. Zatem o bezpośredniej konfrontacji nie może już być mowy. Tak właśnie było z SX5, więc trudno mieć o to do kogokolwiek pretensje, bo to produkt świeżutki, który nawet na specjalnych zasadach zdążył w ostatniej chwili.
Tam Audio Show, a ja tu muszę biegiem zająć się tymi Miszynami... Prawdę mówiąc, będąc już po odsłuchach pozostałych kolumn, które zaprezentowały się doskonale, myślałem początkowo, że SX5 idą pod nóż.... no, w każdym razie, nie będzie im łatwo.
Ale będą miały, czego chciały. Dystrybutor został uprzedzony, jacy są konkurenci, i - o dziwo - wcale się nie wystraszył, zależało mu przede wszystkim na szybkim pokazaniu nowości.
Seria SX pojawia się od razu w pełnej krasie, numeracja modeli wskazuje, że jest kompletna i nie należy się spodziewać istotnych uzupełnień - może poza jakimiś subwooferowo-surroundowymi uzupełnieniami, ale to tylko możliwość teoretyczna.
Materiały informacyjne przesłane przez dystrybutora w postaci katalogu (w języku polskim) są już przygotowane i pod względem merytorycznym, i graficznym, ale - co ciekawe - na stronie internetowej Mission nie znalazłem jeszcze żadnej wzmianki, nawet zapowiedzi nowej serii - tym ważniejsza rola naszego testu.
Seria składa się z dwóch modeli podstawkowych (SX1 i SX2), trzech wolnostojących (SX3, SX4, SX5) i dwóch centralnych (SXC1 i SXC2).
W przebiegły sposób wszystkich siedem konstrukcji, wśród których są dwudrożne, dwuipółdrożne oraz trójdrożne, operuje tylko trzema zasadniczymi typami przetworników: 15-cm, 17-cm i 25-mm kopułką wysokotonową.
Być może głośniki 17-cm, które są stosowane zarówno jako niskotonowe, nisko-średniotonowe, jak i średniotonowe, są jakoś optymalizowane "w głębszych warstwach" (np. parametrami cewki drgającej), ale nawet wtedy można zaoszczędzić, produkując takie same główne elementy przetwornika.
To samo mógłbym napisać o pozostałych występujących w tym teście firmach i ich ofertach, Mission "pada ofiarą", bo akurat przyszła mi do głowy pewna myśl...
Zresztą nie jest to żaden zarzut - po prostu technika głośnikowa podlega słusznej racjonalizacji i jeżeli można coś zrobić znacznie taniej, przy podobnych rezultatach, to czemu nie? Aktualna (i zrozumiała) moda na kolumny wąskie (w porównaniu do tych sprzed kilkudziesięciu lat) godzi interesy producentów i klientów pod każdym względem - kosztów, rezultatów akustycznych i estetycznych.
Przypomnijmy sobie Altusy - w niewielkiej rodzinie trzech konstrukcji: Altus 75, Altus 110 i Altus 140, stosowano aż sześć typów przetworników! Nic dziwnego, że Tonsil tego finansowo nie wytrzymał... Od kiedy jednak głośniki niskotonowe mają wielkość niskośredniotonowych i średniotonowych, otwiera się pole do unifikacji.
Obudowa i głośniki
Pierwsze wrażenie, jakie robią SX-y, jest doskonałe, wzmocnione pojawieniem się pewnej niespodzianki. Kolumny Mission, testowane dość systematycznie od kilkunastu lat, chociaż odmienne na tle innych, po prostu mi się znudziły...
Ciągłe wariacje na ten sam temat, charakterystyczne zaoblenia, wysokotonowy pod średniotonowym i niemal pewność, że jak kolumna duża i trójdrożna, to niskotonowy będzie na bocznej ściance...
Nic w tym złego, ale odmianę przyjmuję za dobrą monetę. Nie jest to całkowite zerwanie z tradycją - obudowa ma lekko wygięte ścianki, a wysokotonowy wciąż jest pod średniotonowym, ale... Po pierwsze, obudowa jest nieprzekombinowana, bez niepotrzebnych ozdobników, wykończona tradycyjnie i szlachetnie naturalnym fornirem (dostępna jest wersja w lakierze fortepianowym, w cenie o 2000 zł wyższej).
Po drugie, głośnik wysokotonowy w tak wysokiej kolumnie, właśnie umieszczony pod średniotonowym, znajduje się w optymalnym miejscu (względem pozycji siedzącego słuchacza). Po trzecie, nie ma już żadnych głośników niskotonowych z boku, za to z przodu - są aż trzy.
Taka ich liczba nie jest cechą wspólną dla wszystkich konstrukcji serii SX, ale jej "flagowiec" wygląda imponująco. Sytuacja jest podobna jak w przypadku Jade-7 firmy Wharfedale - i nie jest to przypadek, bo przecież obydwie marki należą do koncernu IAG.
Jak widać, koncern stać na wiele - w krótkim czasie wygenerował dwie obszerne linie bardzo efektownych konstrukcji, lokowanych w tym samym segmencie. Zakres cenowy, w jakim rozmieszczono serie Jade i SX, jest niemal identyczny, a zasadnicza zawartość tych serii bardzo podobna.
Czyż to nie jest kreowanie wewnętrznej konkurencji? Poszczególne marki głośnikowe są przydzielane różnym dystrybutorom, a oni będą konkurować nie tylko ze sobą, ale i z innymi fi rmami, i ostateczny efekt - sprzedaż Mission i Wharfedale razem wzięta - powinien być niezły.
W obydwu seriach widać poważne inwestycje w tzw. jakość postrzeganą, ocenianą na podstawie wielkości i jakości wykonania obudowy, a także siły głośnikowego arsenału; z drugiej strony są wyraźne różnice, pozwalające identyfi kować produkty obydwu marek. Mission trzeba będzie sobie objaśnić na nowo.
Seria XS - zmiany, zmiany...
Seria SX przynosi zmiany nie tylko we wzornictwie i częściowo w konfiguracji przetworników, lecz również w ich technice. Nie przypominam sobie, aby wcześniej, w jakiejkolwiek konstrukcji, Mission stosowało metalowe kopułki wysokotonowe - a w całej serii SX mamy jednocalowe kopułki tytanowe.
Membrany głośników nisko-średniotonowych - widzimy teraz coraz bardziej popularne aluminiowe "miski" (ma je np. testowany obok KEF R700), połączone z celulozowymi (na takie wyglądają) stożkami - producent nazywa je membranami "kompozytowymi", bardziej właściwe byłoby określenie "sandwiczowe" (nieładne spolszczenie, ale już utrwalone).
Wszystkie trzy niskotonowe pracują w jednej komorze, z małym (wręcz malutkim na tle łącznej powierzchni membran) otworem na tylnej ściance. Niedaleko, na górze znajduje się drugi identyczny otwór, który prowadzi z komory głośnika średniotowego.
Proporcje zaskakujące... Z kolei same głośniki są dobrane rozsądnie - jeżeli trzem "17-tkom" pracującym na basie towarzyszy jedna "17-tka" średniotonowa, to nie widzę problemu.
Ciekawostka jest tylko wizualna - czy nie ulegacie złudzeniu optycznemu, że głośnik średniotonowy jest odrobinę mniejszy od niskotonowych? Ja musiałem dwa razy go zmierzyć, żeby uwierzyć, że ma taką samą średnicę.
Obejmuje go aluminiowa płyta, wydłużona w kierunku głośnika średniotonowego (to pomysł wzorniczy tradycyjny dla Mission) i "zawinięta" na górnej krawędzi obudowy. Lekkie krzywizny pojawiają się we wszystkich ściankach (poza dolną), tworząc bryłę bardzo przyjemną dla oka i korzystną akustycznie; solidność całej konstrukcji poświadcza jej masa - ponad 30 kg.
Odsłuch
Można je było "dotestować" na tym samym sprzęcie, muzyce, w tym samym miejscu, ale nie w tym samym czasie, co pozostałe kolumny; można im było pryncypialnie odmówić wstępu, ale naprawdę byłoby szkoda... To kolumny, które jak najszybciej trzeba poznać, tu czy tam, w opisie lub w samodzielnym odsłuchu, bo doszlusowują do czołówki najlepszych kolumn w tej klasie cenowej.
Brzmienie kolumn Mission SX5, mimo że zabrakło natychmiastowego porównania z konkurentami, było na tyle charakterystyczne, iż nie mam wątpliwości, że mamy do czynienia z wydarzeniem, przynajmniej w skali historii Mission.
Firma miała już kolumny znacznie droższe, których nie słyszałem (Pilastro), zwykle testowaliśmy tańsze, niektóre z nich przyjemne, rzadko spektakularne, raczej grzeczne i "muzykalne" na sposób odpowiedni dla muzyki niewymagającej nadzwyczajnej szybkości i uderzenia, ani tym bardziej nieuzbrojonej w duże skoki dynamiki.
Pewnie i z samej wielkości Mission SX5 to wynika, ale przecież równie duże, a nawet większe, są Jade-5, które grają wyraźnie inaczej, subtelniej, może wytrawniej...
Za to Mission, dla mnie po raz pierwszy w takim stylu, niemal dają czadu! Ale spokojnie - wcale nie chodzi o brzmienie efekciarskie, konwencjonalnie komercyjne, z podkręconym basem i wyeksponowaną górą - pod względem zrównoważenia niczego im nie można zarzucić, wręcz przeciwnie, wypada podkreślić tę jednoznacznie obiektywną zaletę - dźwięk jest wyrównany, spójny, konkretny, bezpośredni.
Mission SX5 nie kreują niezwykłej przestrzeni, nie roztaczają aury, dźwięków ani specjalnie nie zagęszczają, ani nie "rozmieniają na drobne", grają zdecydowanie, ale nie agresywnie. Mają odpowiednią rezerwę dynamiki i detaliczności, najważniejsze jest wszakże ich skoordynowanie, dyscyplina, konsystencja, która nie ma nic wspólnego z lepkością czy ociepleniem.
Mission SX5 nie są ani "wydelikacone" w kierunku podkreślania dźwiękowych drobin, nie emitują rześkiego powiewu, dają dźwięk czytelny, z detalem szybkim, ale nie jedwabistym, nie prowadzą też do "ocieplenia klimatu" za pomocą zaokrąglenia wysokich tonów, nie tworzą potęgi pompowaniem basu - siła ich brzmienia jest naturalna i nieudawana, jednocześnie nie jest nadużywana do wyolbrzymiania czy to pozornych źródeł, czy do wywoływania basowych lawin.
Bas jest raczej twardy, gotowy "przykopać", zdecydowanie łączący się ze średnicą - związek tych zakresów jest więcej niż bardzo dobry... "Więcej", ponieważ bas wchodzi czasami lekkim smużeniem w niższą średnicę, co objawia się "rozedrganiem" niższych partii wokali.
Zjawisko niedokuczliwe, po za tym lepsze to - z mojego punktu słyszenia - niż wyszczuplenie średnicy i oderwanie basu od głównych wątków; tutaj mamy nawet lekkie wyeksponowanie zakresu, który często jest osłabiony, a zachowanie jego pełnej klarowności zawsze jest dość trudne, bo w tym zakresie są generowane rezonanse obudowy.
Tak to też odbierałem, wsłuchując się w dostrzeżony efekt - być może silniejsze wytłumienie zlikwidowałoby owo pobudzenie, ale równocześnie mogłoby stłumić dynamikę i popsuć końcowy efekt dźwięku żywego i trochę zadziornego.
Tak czy inaczej, pierwszy raz słyszę Mission grające z lekkim przechyłem w tę właśnie stronę, a nie w przeciwną, i lubię taki dźwięk, nie muszę pisać, że "na pewno komuś się spodoba" - tym "kimś" jestem ja.
Andrzej Kisiel