Jolida CD 100 - panele przedni, tylny i wnętrze
Przedni panel to solidny płat szczotkowanego aluminium, na środku którego umieszczono szufladę napędu, a pod nią niebieskawy wyświetlacz. Jeszcze tylko kilka, wyglądających jak chromowane, przycisków, gniazdo słuchawkowe z potencjometrem - i tyle.
Z tyłu, obok elektrycznego wyjścia cyfrowego, gniazda sieciowego IEC oraz zacisku uziemiającego (tak!), dostajemy podwójne gniazda wyjściowe RCA. Sygnał na obydwu jest jednak identyczny (rozwiązanie podobne jak w urządzeniach Arcama), zaś ich obecność jest reminiscencją z poprzednich modeli, gdzie jedno z nich było regulowane potencjometrem, zaś drugie miało stały poziom.
Wnętrze zostało podzielone ekranami na trzy części. Po lewej umieszczono zasilacz, z zaekranowanym transformatorem EI, kondensatorami Rubycona i stabilizatorami scalonymi oraz filtrem wejściowym AC typu Π.
Pośrodku widać napęd, będący tą samą jednostką VAM1202 Philipsa, z jaką spotykamy sie jeszcze przy Vincencie. Za nim znajdziemy następny transformator w ekranie. Najwyraźniej sekcja wyjściowa posiada osobne zasilanie.
Jolida CD 100 - sekcja wyjściowa
Umieszczono ją po prawej stronie ekranu. Jest to niewielka, ale porządnie wykonana płytka drukowana, gdzie główne miejsce okupuje 8-bitowy kontroler Winbond. Tuż za nim, od spodu, przylutowano, należący do dobrze ocenianej serii SoundPlus, przetwornik Burr-Browna PCM1716.
Jest to układ 24/96 typu delta-sigma, tzw. "enchanced multi-level", wykorzystujący zalety przetworników jednobitowych oraz wielobitowych. Jego realna rozdzielczość wynosi 17,7 bita. Przechodząc na platformę analogową, zauważamy główną różnicę w koncepcji pomiędzy Vincentem a Jolidą.
Najwyraźniej, w amerykańskim odtwarzaczu lampy - w tej roli dwie podwójne triody 12AX7EH amerykańskiej firmy Electro- Harmonics, która produkuje lampy w Rosji - pracują nie jako bufory wyjściowe, ale jako sekcja wzmacniająca, a być może stanowią element filtrów.
Obydwie umieszczono w metalowych ekranach, które zarówno chronią lampy przed wpływem zakłóceń zewnętrznych, jak i pomagają w ich chłodzeniu.
Może to i nie wygląda tak atrakcyjnie, jak rozżarzone lampki Vincenta i Unisona, ale na pewno pomaga w redukcji zniekształceń i przedłuża czas eksploatacji lampy. Wyjście sprzęgnięto za pomocą dużych kondensatorów Jimson. Na samym końcu widać tranzystory, które pracują zapewne jako bufory. Gniazda RCA są porządne, zakręcane.
Wzmacniacz słuchawkowy wykorzystuje scalak JRC 4556AD. Nie byłoby w tym właściwie niczego szczególnego, gdyby nie to, że jest on przystosowany do pracy z dużymi prądami wyjściowymi, można się więc nie obawiać podłączenia słuchawek o niskiej impedancji.
Budowa i pilot
Budowa jest przejrzysta i - w przeciwieństwie do Vincenta - wyraźnie postawiono na uproszczenie projektu, zamiast jego komplikację.
Obudowa jest solidna, jedyny mankament, jaki widzę, to użycie taśm komputerowych do podłączeń wewnętrznych oraz fakt, iż projekt plastyczny Jolida CD100 jest nieco inny niż design hybryd tejże firmy, o wzmacniaczach lampowych nie wspominając.
Jeszcze pilot: jest on wyjątkowo udany - metalowy, z ładnymi chromowanymi guziczkami, które są wprawdzie osadzone zbyt "luźno", co jednak nie przeszkadza w wysokiej ocenie tego elementu.
Odsłuch
Ktoś, kto po raz pierwszy użył sformułowania mówiącego, że coś się różni jak "niebo i ziemia", miał na myśli Vincenta i Jolidę (kolejność przypadkowa). O ile CD-S6 gra przyjemnym, pastelowym dźwiękiem, o tyle Jolida CD100 wręcz przeciwnie - szybko, dobitnie, nawet twardo.
Scena rzucana jest blisko, jest wyraźniejsza, bez owego nalotu, który powodował, że w Vincencie plany widoczne były jako większe plamy, bez separacji poszczególnych instrumentów.
Wyższy bas w znacznym stopniu został podkreślony, a właściwie "podkręcony", ponieważ generował wyrazistszy puls nagrań. Najwyższa góra jest z kolei wyraźnie osłabiona, a obydwa te zabiegi słychać bardzo dobrze w głosie Brendana Perrego (Eye Of The Hunter, 4AD/Sonic Son 151), który śpiewał z lekką nosowością, jakby był nieco przeziębiony.
Już jednak głos Elli Fitzgerald (E.F sings the Cole Porter Song Book, Verve 537 257-2, Master Edition) miał nieznacznie podkreślone wyższe składowe, przez co zabrzmiał dokładnie i wyraźnie. W przypadku tej płyty, jak i innych monofonicznych nagrań, było to posunięcie w dobrą stronę, gdyż pomogło w wydobyciu z nich aspektu przestrzennego.
W nowszych nagraniach z płyty "Temptation" Holy Cole (Metro Blue CD 34348 2) Jolida CD100 zagrała bardzo dobrym, zwartym i kontrolowanym średnim i wyższym basem oraz precyzyjną średnicą. Wszystkie szczegóły artykulacji w głosie Cole, szepty, szumy itp. były dobrze słyszalne i nigdy nie były maskowane jak w Vincencie.
Dokładność w prowadzeniu dźwięku okazała się jak najbardziej na miejscu w przypadku nieco mocniejszego, choć wciąż jeszcze nie mocnego, grania, jak z płyty Harbinger - też Cole, tyle, że Pauli (Warner Bros. 46041-2).
Szczegóły nagrania, takie jak dokładne brzmienie gitary akustycznej i jej metalowych strun, "rozłożonej" przez realizatora na dwa kanały, były oddane dokładnie i z zacięciem. Bardzo dobrze wypadły również gitary elektryczne, z wyrazistymi pogłosami i efektami użytymi do przetworzenia ich dźwięku.
Wszystkie te zalety mogą się jednak łatwo zamienić w wady, jeżeli tylko nie pomyślimy o torze odtwarzającym jak o całości. Podepnijmy Jolidę do jakiegoś wyrazistego i szybkiego wzmacniacza, jak np. Copland CSA29, i nieszczęście gotowe.
Z drugiej jednak strony, podłączmy Jolidę CD100 do takich wzmacniaczy, jak Unico Unison Research czy właśnie JD1501CR Jolidy lub jakiegoś innego lampowca tej firmy, a otrzymamy prawdziwy system, zamiast zbioru nieprzystających do siebie elementów.
Abstrahując od towarzystwa, Jolida CD100 jest nieco suchym i bardzo wyrazistym odtwarzaczem CD, w którego przypadku nigdy nie zgadlibyśmy, że na jego wyjściu pracują lampy.