Odtwarzacz Pioneer XPD-100R jest duży, ale dość płaski, waży przy tym niecałe 200 g - najmniej z całej trójki. Obudowa jest wykonana niemal w całości z aluminium, wykończonym na ciemnobrązowo (dostępna jest też wersja srebrna, oznaczona indeksem S).
Jeden z narożników ścięto, podobnie jak dolną krawędź - ma to ułatwić podnoszenie metalowego "bloczka" ze stołu. Do obudowy podkręcono dwa tzw. bumpery (osłony) - jeden osłania gniazdo słuchawkowe, drugi gniazdo USB (standard micro-B) oraz szczelinę, za którą znajduje się... głośnik.
Pokrętło regulacji głośności wkomponowano w boczną ściankę, nieopodal dojrzymy napis "High Resolution Audio Player". Po drugiej stronie rozmieszczono cztery klawisze: włącznik zasilania (działa w dwóch trybach, zgrubnie włącza i wyłącza odtwarzacz, a na co dzień tylko go usypia i budzi) oraz trzy typowe funkcje odtwarzacza - przeskakiwanie do sąsiednich ścieżek i uruchamianie/pauzowanie muzyki.
Większość producentów maskuje gniazda pamięci za pomocą mniej lub bardziej szpetnych, choć praktycznych (bo zabezpieczających przed dostawaniem się kurzu) zaślepek. Pioneer zostawia wolne dwie szczeliny, urządzenie może bowiem przyjąć (jednocześnie) dwie karty pamięci typu MicroSD.
Port micro-USB służy nie tylko do ładowania akumulatorów, jest to także wejście na komputer (jako zewnętrzne źródło).
Pioneer XPD-100R - pamięć i system operacyjny
Każdy czytnik obsługuje kartę o pojemności do 200 GB. Z prostego rachunku wynikałoby, że łącznie możemy w odtwarzaczu Pioneer XPD-100R umieścić bank danych o wielkości aż 400 GB. A jest jeszcze wewnętrzna pamięć samego urządzenia - kolejne 32 GB - czyżby więc 432 GB? Pioneer wykorzystuje "swoje" 32 GB nie tylko do muzyki (o czym za chwilę); tak czy inaczej pojemność na pliki audio jest monstrualna.
Niemal całą powierzchnię frontu wypełnia wyświetlacz dotykowy. Jego przekątna wynosi 4,7" a rozdzielczość 1280 x 720 punktów. Po wciśnięciu przycisku powstaje wrażenie, że mamy do czynienia z najnowszym smartfonem, a nie specjalistycznym odtwarzaczem audio. Pioneer to nic innego jak właśnie... smartfon, którego sekcję audio w znaczący sposób przebudowano, "wyciągając" na zewnątrz kilka regulatorów i modyfikując oprogramowanie.
Łatwo odkryć (producent zresztą sam się tym chwali), że nad wszystkim czuwa system operacyjny Android (wprawdzie w nienajnowszej już wersji 5.1.1). Jest więc charakterystyczna nawigacja, a także niemal wszystkie funkcje, włącznie z kilkoma, które odnoszą się do... telefonu (najpewniej ktoś zapomniał je usunąć).
Jeśli ktoś na co dzień używa smartfona z "zielonym robocikiem", to biorąc do ręki Pioneera może odruchowo zacząć przeszukiwać... książkę adresową. I znajdzie ją! Tak jak kalendarz, kalkulator, mapy, pocztę email, przeglądarkę stron www, budzik, YouTube i wiele innych. Również sklep Google Play, który umożliwia pobranie niemal dowolnej aplikacji.
Pioneerowi funkcjonalnie bliżej do smartfonów niż odtwarzaczy audio, system operacyjny Android umożliwia instalowanie wielu dodatkowych aplikacji.
Można zapytać, po co komu to wszystko w odtwarzaczu audio, ale odpowiedź nie będzie wcale jednoznaczna. Pioneer prezentuje zupełnie inne myślenie o przenośnych odtwarzaczach audio, udostępnia zamkniętą platformę sprzętową, ale otwiera warstwę programową. Nie chodzi tu wcale o kalendarze, ale o aplikacje, które dostarczą algorytmy obsługi formatów audio i coraz popularniejszych internetowych serwisów streamingujących muzykę.
Kupując Pioneera XPD-100R, nie trzeba uważać na to, czy wspiera on, dajmy na to, Spotify. Ten problem nie istnieje - Spotify, Tidal, Deezer czy cokolwiek innego można sobie po prostu zainstalować; tak jak dodaje się te serwisy w smartfonach.
Fabrycznie zainstalowany jest ten pierwszy, ale dostajemy też dedykowaną, przygotowaną przez Pioneera aplikację odtwarzacza plików audio. Dlatego w wewnętrznej pamięci 32 GB musi się zmieścić system operacyjny i wszystkie aplikacje, tam też będą się gromadzić aktualizacje.
Nie sposób opisać wszystkie "muzyczne" aplikacje, jakie użytkownik może sobie sam wgrać, dlatego skupię się na pakiecie przygotowanym przez Pioneera. Podstawowy odtwarzacz obsługuje pliki bazujące na strumieniu PCM 24 bitów/384 kHz, jak również DSD w wersji aż DSD256. Do zapisanych w pamięci urządzenia danych dochodzi jeszcze tryb DAC, w którym za pomocą portu USB podłączymy XDP-100R do komputera.
Wyjście słuchawkowe zrealizowano na złoconym 3,5-mm gniazdku; aby niczego przypadkiem nie uszkodzić, jego okolice zabezpieczono.
Pioneer zaszalał również w sferze wykorzystania mocy obliczeniowej procesorów, a ta jest naprawdę potężna; oprócz "zwykłej" korekcji charakterystyki częstotliwościowej, mamy wpływ na szereg parametrów, możemy decydować o tolerancji zegara taktującego, uruchomić tryby upsamplera, a nawet wymusić cyfrową konwersję wszystkich sygnałów (włącznie z PCM) do postaci DSD128. Dopiero takie dane będą trafiały do wewnętrznych przetworników DAC.
Pioneer XDP-100R to pierwszy oficjalnie zaprezentowany odtwarzacz przenośny, który obsługuje najnowszy format o nazwie MQA, stworzony przez Meridiana, pozwalający na bardzo mocną kompresję danych z zachowaniem wysokiej jakości. Kłopot tylko (podobno przejściowy) w tym, że obecne produkcyjne wersje XDP-100R nie są jeszcze faktycznie kompatybilne z MQA. Producent obiecuje jednak rychłe wprowadzenie stosownej aktualizacji.
Sieciowość
Aby ta cała skomplikowana minimaszyneria mogła ruszyć i funkcjonować na pełnych obrotach, niezbędne jest połączenie z siecią internetową, do czego służy moduł Wi-Fi w nowoczesnej (szybkiej) odsłonie 802.11ac.
Na liście bezprzewodowych standardów znalazł się również Bluetooth. W związku z bliskim powinowactwem Pioneera ze smartfonami jest to przecież oczywistość, która przekłada się na umiejętność obsługi bezprzewodowych słuchawek.
Komunikacja z siecią to również dostęp do zasobów lokalnych, np. domowych serwerów NAS. Pioneer zgrabnie się po nich porusza, wykorzystując najpopularniejszy standard DLNA.
Producent przygotował i fabrycznie wgrał do urządzenia własny odtwarzacz audio z dostępem do wielu zaawansowanych funkcji i regulacji.
Obecność Wi-Fi ma głęboki sens, nie chodzi tu jedynie o treści internetowe, ale o wygodne (choć wciąż kabel nie ma sobie równych) przerzucanie plików np. z komputera. Jego obecność bywa pewną komplikacją, gdy chcemy kupić pliki w sklepach internetowych (bo potem trzeba je do odtwarzacza przerzucać, a to zajmuje czas).
Ale Pioneer i nad tym pracuje, tak aby Pioneer XDP-100R był samowystarczalny - pojawiło się już wsparcie dla niektórych serwisów. Sama warstwa "smartfonowa" nie wystarczy jednak, aby realizować audiofilskie aspiracje - Pioneer musiał stworzyć własną, zaawansowaną sekcję audio.
Do zarządzania całym odtwarzaczem wybrano czterordzeniowy procesor Qualcomm APZ8074, nie ma on bezpośredniego odpowiednika w smartfonach z Androidem, choć wydaje się mocno spokrewniony z niezwykle popularną gamą procesorów Snapdragon - masowo stosowanych w najróżniejszych nowoczesnych smartfonach. Na tym silnym układzie ciążą zadania związane z dekodowaniem plików oraz wszystkimi operacjami naturalnymi dla specjalizowanych DSP.
Przetworniki C/A
Bardziej interesujące wydają się jednak przetworniki cyfrowo-analogowe, ponieważ Pioneer sięgnął po układy ESS Sabre ES9018 w odmianie K2M (niskonapięciowa, oszczędna wersja mobilna popularnego DAC-a). W gamie mobilnej firmy ESS jest to układ o najwyższej teoretycznej dynamice (127 dB), obsługujący sygnały PCM 32/384 oraz DSD (11,2 MHz).
Rozdzielczość 32 bitów nie znalazła wprawdzie odbicia w umiejętnościach całego odtwarzacza, ale można mieć nadzieję, że jest to tylko kwestia programowa, elektronika jest już przygotowana i na takie wyzwania.
Niektóre przetworniki C/A marki ESS są hybrydami z wbudowanymi wzmacniaczami słuchawkowymi, jednak ESS9018 ich nie ma. Pioneer stawia na niezależną sekcję, opartą na wyspecjalizowanym scalaku Sabre 9601K. Należy on do tej samej rodziny co konwerter ES9018, a producent (ESS) rekomenduje taki tandem właśnie do zastosowań mobilnych, podkreślając nie tylko brzmieniowe zalety firmowego połączenia, ale również efektywność w zarządzaniu energią.
Mając na pokładzie tak potężne narzędzie, jak system Android, nie trzeba się martwić o dostęp do serwisów internetowych. Fabrycznie jest tu
zainstalowany Spotify, można wprowadzić również "konkurentów".
Sam Pioneer gwarantuje, że odtwarzacz może bez problemów napędzać słuchawki o impedancji od 16 do 300 Ω.
Wbudowany akumulator nie będzie miał łatwego życia; nie dość że musi realizować zapotrzebowanie sekcji audio z głodnym prądu wzmacniaczem analogowym, to jest przy tym obciążany wieloma zadaniami, jakie stoją przed nowoczesnymi smartfonami.
Zalicza się do nich sam wyświetlacz, procesory i same aplikacje, których całe mnóstwo nieustannie działa w tle (nawet gdy "uśpimy" urządzenie). Mimo to producent chwali się całkiem imponującymi osiągnięciami; w przypadku plików 24/96 odtwarzacz ma działać nieprzerwanie przez 16 godzin, a w trakcie testu akumulator Pioneera wystarczał aż na 2-3 dni solidnego użytkowania.
Brzmienie
Brzmienie Pioneera XDP-100R wyróżnia się swoistą różnorodnością - jest mocno zależne od tego, jakie pliki będzie odtwarzał. W przypadku tego typu urządzeń wachlarz możliwości jest zwykle dość duży, a w XDP-100R - wyjątkowy. Na tej samej karcie pamięci możemy umieścić zarówno wycyzelowane pliki 24/192, jak i skompresowane nagrania ze Spotify.
Pioneer może przecież pełnić także rolę kieszonkowego odtwarzacza wideo i jego użytkownik może sięgnąć po jakiś koncert wprost na YouTube. Na te wszystkie różnorodności XDP-100R jest dość wrażliwy, co jednak bardzo dobrze świadczy o jego zdolnościach analitycznych. Różnice wynikają z przejrzystości i neutralności, a gdy trafi się gorsze nagranie, będzie to słychać.
Jeśli tylko nagranie na to pozwala, Pioneer XDP-100R gra dźwięczne, nie skupiając się tylko na detalach, chociaż nie ma tendencji do ocieplania. Czasami może wydawać się trochę twardy i osuszony, zwłaszcza wtedy, gdy oczekujemy pojawienia się soczystego, potężnego basu - tutaj Pioneer jest powściągliwy, unika pogrubiania, uderzenia są szybkie, ale skrupulatnie wymierzone, priorytetowa jest szybkość i czytelność. Do idealnej dynamiki brakuje trochę mocy, ale nie będziemy narzekać na impulsywność i kontrolę - ta jest wyśmienita.
Średnica jest bezpośrednia i otwarta, ale też nie angażuje specjalnych środków, aby przyciągnąć ku sobie uwagę. Natomiast wysokie tony, niezależnie od bardzo dobrej rozdzielczości, grają dość swobodnie i bogato, nierzadko ujawniają metaliczne akcenty. Tym sposobem dostarczają najwięcej emocji. Muzykę spaja zarówno rytm, jak i naturalna "przestrzeń" nagrania.
- Nośnik pamięci: 2 x microSD
- Maks. pojemność: 432 GB
- Parametry plików: PCM 24/384, DSD256
- Wejście cyfrowe: –
- Wyjście słuchawkowe: 1 x mini-jack
- Wyjście liniowe: –
- Komunikacja: Wi-Fi, BT
- Tryb: USB-DAC tak
- Obsługa źródeł Apple: Wi-Fi, BT
- Impedancja słuchawek: 16–300
- Czas pracy na akumulatorze (dane producenta): 10 godz.
Sposoby na mobilność
Obserwujemy dynamiczny rozwój sprzętu mobilnego i dwie główne ścieżki, którymi podążają konstruktorzy. Jedną z nich (co wyraźnie widać choćby w poczynaniach HiFiMAN-a) jest autorski system kontroli i sterowania urządzeniem. Potraktowany bez elastyczności, z naciskiem na prostą obsługę konkretnych funkcji, czytelność i małą liczbę komplikujących życie dodatków.
Wynika to po części z trudnego zadania, jakim jest stworzenie układu interfejsu użytkownika i całego ekosystemu sterującego absolutnie od podstaw, ale znajduje uzasadnienie w potrzebach użytkownika, audiofila, który z płyt CD (a może także i analogu) przenosi się do świata cyfrowego.
Na drugim biegunie ulokował się Pioneer. Bierze na warsztat nowoczesny smartfon, z pięknym ekranem dotykowym, obfitującym w niezliczone możliwości funkcjonalne systemem Android, i głowi się już tylko nad tym, jak dołożyć do tego dobrą sekcję audio i choć trochę skroić obsługę pod tym kątem.
Zalet Pioneera jest całe mnóstwo i pod wieloma względami wręcz ośmiesza on konkurentów; umożliwia wgrywanie do odtwarzacza niemal dowolnej aplikacji realizującej dowolną funkcję, w tym wnoszącą nowe formaty kodowania dźwięku. Nie trzeba też żonglować komputerem i kartami pamięci, Pioneer loguje się sam w sieci, bezpośrednio z odtwarzacza można zrobić niemal wszystko, nawet wyszukać nowe nagrania.
Spotify, radio internetowe? Bardzo proszę. Nieskończone playlisty, samodzielne miksy, korekcje DSP, podgląd nowych wydawnictw... Z drugiej strony, podobnie jak większość takich urządzeń, Pioneer "nęka" użytkownika aktualizacjami oprogramowania (w różnych formach), wymienia w tle tajemnicze pakiety danych, usypia, budzi się, potrafi zostawiać w pamięci ślady aplikacji, o zamknięciu których trzeba pamiętać (inaczej mogą zacząć rozładowywać baterię).
Bywa, że coś się zatka, coś zwolni, a odtwarzacz trzeba zresetować. Być może gdzieś czają się nawet wirusy. To coś zupełnie normalnego, tak zmienia się świat nowoczesnej elektroniki. Musimy jednak wiedzieć, w co się pakujemy – to nie jest walkman, discman, ani nawet empetrójka, ale kipiący mocą obliczeniową minikomputer w opakowaniu mobilnego odtwarzacza. Czasami chciałoby się po prostu nacisnąć Play, ale najpierw należy wybrać aplikację...
Radosław Łabanowski