Jak prezentuje się na tle zupełnie innej konkurencji niż onegdaj? Wydawałoby się, że przez kilkanaście lat niemal każdy aspekt wykonania powinien wspiąć się na jeszcze wyższy poziom…
Tymczasem pierwszy kontakt ze słuchawkami Sennheiser HD600 przypomina o tym, co utraciliśmy - zamiast ekopapierowego opakowania otrzymujemy produkt zamknięty w twardym pudełku, z miękką wyściółką, czym obecnie mogą pochwalić się tylko najdroższe modele.
W konstrukcji samych słuchawek jest sporo tworzyw sztucznych, ale są one wysokiej jakości, i nie stawia to produktu na przegranej pozycji. Wręcz przeciwnie, tworzywo z fakturą "marmurkową" dodawało niegdyś słuchawkom Sennheiser HD600 sznytu nowoczesności, a dzisiaj, wobec popularyzacji wykończeń metalowych i błyszczących, wyróżnia się oryginalnym, jak też dyskretnym stylem.
Muszle mają owalny kształt, co również jest odmienne przy obecnej modzie na okrągły kształt. Pałąk wykonano klasycznie, z wysuwanym elementem regulacyjnym. Poduszki zrobiono z grubego, miękkiego i bardzo miłego w dotyku materiału. Tylne części muszli chronią siatkowe (wykonane z metalu) pokrywy.
Sennheiser HD600 - to konstrukcja otwarta, więc nie należy spodziewać się skutecznej izolacji od zewnętrznych hałasów. Kabel rozdziela się i jest doprowadzony niezależnie do obydwu muszli, ma długość 3 m, a zakończono go małym wtykiem 3,5 mm, w komplecie dostajemy też przejściówkę na 6,3 mm.
Opisane w katalogach jako wokółuszne, Sennheiser HD600 dobrze otaczają małżowiny i dość mocno "ściskają" głowę - mamy słuszne wrażenie, że świetnie się trzymają, ale może to być na dłuższą metę trochę niewygodne.
Istotnym elementem, na który zwracają dzisiaj uwagę producenci słuchawek, jest taki dobór parametrów elektrycznych, by możliwa była praca nie tylko ze wzmacniaczami i przedwzmacniaczami Hi-Fi, ale również ze sprzętem przenośnym.
Sennheiser HD600 zatrzymały się w tej kwestii w latach 90., ich impedancja wynosi wysokie 300 Ω, mimo to z niektórymi "grajkami" udało mi się osiągnąć przyzwoite wyniki. Jest to jednak model dedykowany głównie wzmacniaczom zintegrowanym z dobrym wyjściem słuchawkowym.
Odsłuch
Trochę obawiałem się tej chwili, bo z jednej strony dobre wspomnienia, jakie pozostały mi w pamięci, powinny gwarantować silną pozycję Sennheiserów, a z drugiej - dobrze wiem z autopsji, że spotkania po latach potrafią rozczarować i czasami lepiej w ogóle nie burzyć równowagi i własnego spokoju. Skoro jednak Sennheiser HD600 wylądowały już na moim biurku, to nie było odwrotu.
Potwierdziła się reguła, znana z bratniego gruntu zespołów głośnikowych (w gruncie rzeczy chodzi o ten sam rodzaj urządzenia, a więc o przetworniki elektroakustyczne), że postęp w tej materii jest na tyle umiarkowany, iż udane konstrukcje sprzed ponad dziesięciu lat i dzisiaj trzymają klasę.
Sennheiser HD600 wciąż wykazują się doskonałym zrównoważeniem, a jest to cecha, którą wcale nie tak łatwo uchwycić.
I ośmielę się stwierdzić, że są to najrówniej grające słuchawki w tym teście. W zasadzie tyle mogłoby wystarczyć za rekomendację, bo wzorcowa tonalna neutralność jest atutem bardzo ważnym - dla wielu najważniejszym.
Na tym się zalety słuchawek Sennheiser HD600 nie kończą - Sennheisery grają rozdzielczo i dynamicznie, z basem krzepkim i świetnie wkomponowanym w cały przekaz; sprawia on początkowo wrażenie nieco suchego, ale szybko docenimy zarówno jego rozciągnięcie, jak i kontrolę.
Naprawdę trudno je złapać na jakimś błędzie czy stałej tendencji. Drugą stroną tego medalu jest to, że nie grają efektownie, nie przygniatają potężnym basem ani nie świecą górą pasma.
Nawet na środku nie są bardzo soczyste - ciągle trzymają się kursu, są raczej powściągliwe w emocjach, nie serwują żadnych specjalnych atrakcji. Całe pasmo jest spójne, zgrane podobnym charakterem wszystkich podzakresów.
Sennheiser HD600 nie grają radośnie ani czarująco, a ich dynamika i analityczność są trochę skrywane - dopiero wymagający (dobrze nagrany) materiał ujawnia ich możliwości, często wydaje się, że grają "na pół gwizdka", bez wielkiego zaangażowania. Ale to "spokój wodza".