Philips Fidelio M1 - wykonanie i ergonomia
Na pierwszy rzut oka w kartonie można znaleźć niewiele - miękki worek, instrukcję i odpinany przewód to wszystkie "atrakcje". Philips Fidelio M1 są proste i zarazem wyrafinowane (w sensie estetycznym), wykonane z wysokiej jakości materiałów, począwszy od padów z pamięcią kształtu pokrytych oddychającą tkaniną, przez aluminiowe obręcze mocujące muszle, a kończąc na rozsuwanych elementach na skórzanym obszyciu pałąka.
Słuchawki są bardzo lekkie, wygodne, założone na głowę od razu trafiają na swoje miejsce. Na czas transportu układa się je na płasko. Przewód pokryty plecionką sprawia wrażenie ekstremalnie wytrzymałego, dlatego też, żeby przypadkiem komuś "nie urwało głowy", gdyby o coś zahaczył, tuż poniżej brody umieszczono rozpinające się pod wpływem większej siły gniazdo. To wyjątkowo udany pomysł, chroniący zarówno słuchawki, jak i ich właściciela, a o podobne sytuacje w zatłoczonych środkach komunikacji nietrudno.
Czytaj również: Linia produktów Philips Fidelio wróciła na rynek i ma się dobrze
Philips Fidelio M1 - obsługa
Na kablu został umieszczony mikrofon z przyciskiem pozwalającym na odbieranie rozmów (nie ma sterowania utworami). Dzięki temu uproszczeniu możliwe jest w końcu prowadzenie rozmów telefonicznych z wielu smartfonów.
Producent podaje, iż są to: iPhone, BlackBerry, HTC, LG, Motorola, Nokia, Samsung i Sony, przy czym Nokia i Samsung muszą być nowymi modelami, a dla Sony, starszych Nokii i Samsungów jest dostępna przejściówka.
Ucieszyła mnie ta informacja, bo oznacza ona, ni mniej ni więcej, koniec pewnej epoki - zawłaszczania przez Apple rynku słuchawek. Sprawdziłem tę funkcjonalność ze starszym Galaxy S2 i mikrofon zadziałał bez zarzutu.
Odsłuch
Efekt - dynamiczny, gęsty, a do tego dobrze kontrolowany bas, niezdudniający średnicy. Nawet przy głośniejszym słuchaniu rozdzielczość nie cierpi - można powiedzieć, że te słuchawki prezentują dobre zrównoważenie różnych (czasem wykluczających się nawzajem) cech.
Właśnie słucham najnowszej płyty Stinga "The Last Ship" i słychać, jak na dłoni, kiedy mistrzowi siada głos - jakby śpiewał ze szczęką wysuniętą do przodu (a może to sztuczna szczęka mu się wysunęła). Nagrania "z kopem" podnoszą adrenalinę, a spokojne - relaksują.
Czystemu środkowi towarzyszy subtelna góra, nie tak wyrafinowana jak w Loganach, ale pasująca do całości. Philips Fidelio M1, mimo swoich filigranowych rozmiarów, grają jak coś znacznie większego. Philips na dobre dołączył do grona słuchawkowych specjalistów, co udowadnia każdym kolejnym modelem z linii Fidelio.
Waldemar (Pegaz) Nowak