Wewnątrz białego kartonu (owijki) znajduje się czarne, grube, eleganckie pudło zamykane na magnes, wyściełane gąbką, jakby miała ona chronić przynajmniej klejnoty koronne.
W środku, oprócz słuchawek, dwa kable - długi (3,8 m) i krótki (1,5 m). Pierwszy jest gruby, zakończony co prawda wtykiem 3,5 mm, ale z gwintem do stabilnego nakręcania przejściówki na 6,3 mm.
Przewód ten jest świetnie wykonany i niemal w ogóle nie przenosi odgłosów szurania o ubranie. Drugi kabel, cieńszy, również z 3,5-mm wtykiem przystosowanym do nakręcenia przejściówki, ma dodatkowo mikrofon z pojedynczym przyciskiem do odbierania rozmów telefonicznych (powinno działać z większością współczesnych smartfonów); jest jeszcze przejściówka do samolotu (dual-mono) oraz supermięciutki woreczek.
Focal Spirit Classic niechętnie, ale dają się złożyć (do wewnątrz pałąka). Użyte w konstrukcji materiały to w większości różne tworzywa sztuczne, ale od razu trzeba nadmienić, że są absolutnie najwyższej jakości.
Elementy skóropodobne - delikatne jak jedwab, a skorupy muszli bardziej przypominają drapane aluminium niż plastik. Zawiasy są już oczywiście metalowe i dobrze spasowane, przez co słuchawki nie mają tendencji do "uciekania" z głowy.
Słuchawki ładnie się "kompaktują", aczkolwiek zawias na środku muszli przy literce "F" już bardziej się nie odchyla.
Odsłuch
Focal Spirit Classic od pierwszych taktów były zdecydowanie bardziej dynamiczne i soczyste (w dobrym znaczeniu tego słowa) w porównaniu z konkurencją.
Na pierwszy ogień poszła grupa Dead Can Dance w utworze "Opium" i stwierdzam z pełną odpowiedzialnością - głos Brendana Perry`ego zabrzmiał tak, że jakiekolwiek dalsze szukanie dziury w całym byłoby po prostu stratą czasu - potężne, ciepłe, wysycone do najdrobniejszego szczegółu brzmienie.
Co utwór, to samo - napełnione, gęste, melodyjne, mięsiste, itd., a dynamika wymiatająca najmniejsze drobiny kurzu z zakątków kanałów słuchowych.
Oczywiście to nie musi się podobać każdemu, to coś zupełnie innego od delikatnego brzmienia AT, a nawet spokojnego, neutralnego AKG, ale jeśli ktoś szuka brzmienia w rozmiarze XXL, gdzie fortepian ma wielką skrzynię, a wokalistka czym oddychać, to już znalazł.
Aktualnie słucham Kari Bremnes (ona często ma ciemne aranże) i te słuchawki jakby zostały pod nią zaprojektowane.
Na wszelki wypadek przesłuchałem jeszcze suitę Igora Strawińskiego "Ognisty ptak" - kotły, waltornie i fagoty potwierdziły, że przydomek Classic na słuchawkach dotyczy nie tylko klasycznego rocka, ale i klasyki poważnej.
Na pałąku został wytłoczony napis "The Spirit of Sound" i nie ma w tym krzty przesady, choć osobiście zaproponowałbym małą zmianę - "The Heavy Spirit of Sound".
Waldemar (Pegaz) Nowak