Dwa lata temu rozmawiałem o Orionie z panem Hirtem, który zdradził, że jest to w dużej mierze dawny Spirit (nowy Spirit II ma nieco przeprojektowaną płytkę), ale z mniej "wystawną" obudową, tj. z malowanymi na czarno, a niechromowanymi kubkami transformatorów, z grawerowanym, ale niepodświetlanym logo, tańszymi lampami itp.
Zapomniał jednak dodać, że są dwa elementy, które różnią ten wzmacniacz od wszystkich innych urządzeń tego typu Ayona - wyposażony jest on w gniazdo słuchawkowe oraz wejście cyfrowe USB. Ayon Orion, mimo że najtańszy w ofercie Ayona, jak na przyzwoity wzmacniacz lampowy przystało, jest potężny i cholernie ciężki.
Ayon Audio Orion- przednia ścianka
Na przedniej ściance Ayona Orion znalazły się dwie niewielkie, metalowe gałki - siły głosu oraz selektora wejść z diodami sygnalizującymi. Wszystkie napisy są grawerowane i zapuszczone srebrną farbą. Jest tu jeszcze okienko zdalnego sterowania oraz gniazdo słuchawkowe typu duży-jack (φ 6,3 mm).
Na górnej ściance dumnie połyskują lampy. W stopniu wejściowym oraz driverze lamp końcowych pracują trzy podwójne triody 12AU7/ECC82 - na wejściu typu NOS firmy Sylvania, a w driverach i inwerterach fazy lampy firmy Electro-Harmonix z bieżącej produkcji.
W końcówce znajdziemy cztery - po dwie na kanał - tetrody strumieniowe KT88 tejże firmy. W droższych modelach Ayon stosuje znakomite Golden Lyon Genalexa, być może w przyszłości warto by je w Ayonie Orion wymienić.
Końcówka pracuje w trybie push-pull w klasie AB. Choć nominalnie to tetrody, można je przełącznikiem ustawić tak, aby pracowały w układzie oznaczonym jako "pentodowy" lub triodowym. W tym ostatnim spada oczywiście moc, ale poprawia się liniowość.
Orion z wejściem USB
Za lampami widać trzy bardzo duże kubki, w których siedzi prawdziwa przyczyna diabelnego ciężaru tego urządzenia - transformatory zalane specjalnym materiałem tłumiącym drgania.
Z tyłu gniazdo sieciowe IEC z kontrolką fazy napięcia zasilającego (jeśli się pali, trzeba obrócić wtyczkę w gniazdku), z mechanicznym wyłącznikiem, dwa komplety złoconych gniazd głośnikowych (oddzielne odczepy dla 4 i 8 omów), wyjście z przedwzmacniacza, gniazdo USB i trzy wejścia analogowe stereo. Są też potencjometry, którymi - w razie potrzeby - regulujemy bias lamp końcowych.
Ayon Orion to jeden z niewielu wzmacniaczy lampowych, w którym znajdziemy wejście USB. Wydaje się, że producenci tego typu urządzeń uważają je za "niegodne" albo nie wiedzą, jak sobie poradzić z szumami przez nie generowanymi (to ostatecznie układ DSP…). Obudowę wykonano bardzo starannie. Wszystko z aluminium, z grubą płytą górną i nieco cieńszą dolną, w której wycięto otwory chłodzące wnętrze.
Ayon Audio Hong Kong Ltd.
Obudowy wzmacniacza Ayon Orion początkowo wykonywała fabryka z Shenzen, która szybko skorzystała z okazji i zaoferowała własne odtwarzacze CD pod marką Raysonic, bardzo podobne - przynajmniej z zewnątrz - do Ayona.
Choć w środku urządzenia obydwu marek znacząco się różniły, to zewnętrzne podobieństwo prowokowało do zadawania niewygodnych pytań. Sytuacja dość często spotykana we współpracy z europejskimi i japońskimi zleceniodawcami a chińskimi wykonawcami.
Żeby raz na zawsze się od tego odciąć, Gerhard kupił w Hong-Kongu własną fabrykę, którą wyposażył w nowoczesne obrabiarki CNC, zakładając przy okazji nową firmę Ayon Audio Hong Kong Ltd.
Układy elektroniczne rozmieszczono na kilku płytkach. Przy tylnej ściance są płytki z wejściami - osobna dla wejść analogowych i maleńka płyteczka dla wejścia USB. Oparte jest ono na starym układzie Burr-Browna PCM2902, który przyjmuje jedynie sygnały 16-bitowe o górnej częstotliwości próbkowania 48 kHz.
To układ kompatybilny z USB 1.1, pracujący w klasycznym trybie "adaptive mode", a więc "nadążającym" za zmianami w taktowaniu sygnału, zadawanymi przez komputer.
Od czerwca tego roku Ayon oferuje upgrade dla wszystkich swoich odtwarzaczy CD, polegający na wymianie tego układu na nowoczesną kość Tenor Audio, pracującą z sygnałami wysokiej rozdzielczości 24/96. Być może więc i tutaj też można ją wymienić.
Czekając na moc
Na wyjściu płytki widać dwa kondensatory polipropylenowe, najwyraźniej sprzęgające to wejście z resztą układu. Wejścia są przełączane w hermetycznych przekaźnikach, a sygnał prowadzony dość długimi, ale ekranowanymi kablami do przodu, do potencjometru Alpsa. Stamtąd wraca do tyłu, do płyteczki z przekaźnikiem pracującym w układzie "Mute" i znowu do przodu, do siatek lampy wejściowej.
Na osobnych płytkach umieszczono układy pomocnicze. Jeden z nich reguluje napięcie anodowe, zwiększając je stopniowo po włączeniu urządzenia, przedłużając tym samym żywotność lamp. Te ostatnie są też chronione układem zabezpieczającym lampy wyjściowe przed niską impedancją na wyjściu (poniżej 2 omów), a cały układ przed napięciem stałym na wejściu.
W instrukcji znajdziemy informację, że procedura włączania trwa 60 sekund, po których wzmacniacz jest gotowy do pracy. To oczywiście wstęp - lampy wymagają dłuższego nagrzewania i tak naprawdę AyonOrion osiąga pełnię możliwości po ok. 30 minutach od włączenia. Ciężkie jest życie "lampofila"!
Odsłuch
To było pouczające - posłuchać Ayona obok wzmacniacza T+A. Urządzenia te bazują na kompletnie różnych technologiach. Żarzące się lampy wpływają oczywiście na sposób prezentacji, jednak nie rutynowy i przez wszystkich spodziewany.
Przede wszystkim brzmienie jest dobrze wyrównane, bez wyraźnych przechyłów i notorycznych odbarwień. Bas jest dobrze rozwinięty, mocny i bardzo ładnie wypełniony. Nawet z wymagającą płytą Laurie Anderson "Homeland", w otwierającym ją utworze, uderzenia nie wlokły się i nie smużyły. Nie powodowały też stłumienia średnicy.
To dość niezwykłe zachowanie, jak na wzmacniacz lampowy, o dość przecież ograniczonej mocy wyjściowej, ale to chyba cecha wyróżniająca konstrukcje Gerharda. Z kolumnami o przyzwoitej skuteczności Ayon Orion zagra nawet w sporym pomieszczeniu.
Pewnych rzeczy oczywiście nie przeskoczymy, T+A potrafił lepiej kontrolować bas największych kolumn, ale różnica wcale nie była tak duża, jak by to sugerowała przepaść w mocy wyjściowej tych urządzeń.
Orion jest dużym wzmacniaczem, podobnym do modelu Spirit, który był jego poprzednikiem. Klasyczny układ elementów – lampy na górze, za nimi transformatory, z przodu niska ścianka z manipulatorami.
Aktywne są też wysokie tony. Dźwięczniejsze niż w urządzeniach półprzewodnikowych, jest tu "dotknięcie" lampy, ale nie zauważyłem ocieplenia i poważnego złagodzenia ataku. Przy bardzo skomplikowanych utworach, z wieloma grającymi jednocześnie instrumentami, da się wyczuć zaokrąglenie. Nie jest to jednak częste i trzeba naprawdę "przydusić" urządzenie, żeby do tego punktu dojść.
Zakresem, który zapewne zdecyduje o wyborze (lub nie) Oriona jest więc średnica. Ważny jest przy tym wybór trybu pracy - pentodowy lub triodowy. Po raz pierwszy w przypadku wzmacniaczy Ayon Audio zdecydowanie opowiadam się za położeniem triodowym.
Nie zauważyłem jakichś specjalnych różnic w prowadzeniu basu czy góry, środek jest za to bardziej wyrównany, choć nieco łagodniejszy. Najważniejsze jest jednak to, że znacznie lepiej w "triodzie" ukazywane są wokale - pełne i bardziej czyste. W "pentodzie" wkrada się lekki chaos, a wokale wtapiają się w instrumenty.
Mimo lampowej konstrukcji, Ayon Orion nie powiększa wolumenu instrumentów. To poniekąd pochodna dobrej czystości i braku emfazy. Ponieważ jednak sama rozdzielczość nie jest tu wybitna, daje to w efekcie dźwięk ładny, ale nie spektakularny.
Ważne były też dla mnie dwa "ekstra" elementy w Orionie - wzmacniacz słuchawkowy i wejście USB. To ostatnie jest niezłe, chociaż typowe dla tej klasy interfejsów zwiotczenie dynamiki i lekkie zamazanie obrazu występuje i tutaj.
Ale przy graniu "w podkładzie" nie miało to większego znaczenia i komputer sprawował się bardzo dobrze w roli "serwera" muzycznego. Dźwięk na wyjściu słuchawkowym nie jest tej klasy, co ze specjalizowanego wzmacniacza słuchawkowego, ale dynamika - bardzo dobra, więc na to wyposażenie traktowane jako dodatkowe nie wypada narzekać.