Wzmacniacze takie nazwano (formalnie nieprawidłowo) "cyfrowymi", sugerując tym samym, że to zupełnie inny, lepszy gatunek, nowej generacji. Dopiero po wielu latach zaczęły się pojawiać "prawdziwe" wzmacniacze cyfrowe, zresztą wciąż bardzo nieliczne, rozpowszechniły się quasi-cyfrowe wzmacniacze impulsowe (w klasie D), a wejścia cyfrowe nabrały nowego sensu, zwiększając znacznie funkcjonalność urządzenia.
Przedstawienie firmy Peachtree Audio i przegląd produkowanych przez nią urządzeń zamieściliśmy w poprzednim numerze "Audio", więc do spraw najogólniejszych nie będziemy tutaj wracać. Trzeba tylko przypomnieć, że porty USB i komunikacja z komputerami to dla tej firmy wręcz punkt wyjścia.
Od dawna opanowana kwestia łączenia wysokiej klasy podzespołów audio ze źródłami komputerowymi, znajomość ograniczeń i wyzwań, jakie niosą za sobą nie tylko te najlepsze, ale i słabsze formaty, stanowi o kompetencjach Peachtree. Testowaliśmy już maleńki przetwornik DAC, a teraz bierzemy na warsztat referencyjny produkt firmy.
Peachtree wyrósł właśnie na wzmacniaczach, ale od samego początku łączył hi-fi z komputerowym audio. Pierwotny pomysł na wzmacniacz ze zintegrowanym przetwornikiem DAC nie został tak po prostu odgrzany, podjęto poszukiwania możliwości podłączenia do sprzętu audio komputera lub iPoda. W obecnym kształcie wzmacniaczy zrezygnowano ze stacji dokujących, stawiając na bezprzewodową transmisję ze smartfonów i tabletów.
Dopóki nie przyjrzymy mu się dokładniej, Peachtree Audio Grand Integrated wygląda jak kawał znakomicie przygotowanego, ale niespektakularnego Hi-Endu.
Peachtree Audio Grand Integrated - budowa
Urządzenie ma dość klasyczną bryłę i jest umiarkowanie ciężkie (niecałe 16 kg); nie pręży się wystającymi z boku radiatorami, ponieważ nie wymagają ich impulsowe układy mocy.
Duże pokrętło głośności ma wyczuwalne punkty skrajne, co pozwala przypuszczać, że znajduje się za nim klasyczny analogowy potencjometr.
Peachtree Audio Grand Integrated ma także wyjście słuchawkowe (gniazdo 6,3 mm), a za dwoma szklanymi "okienkami" dojrzymy dwie lampy, które są częścią przedwzmacniacza i tworzą wraz z tranzystorowymi końcówkami układ hybrydowy. Nie jest to jednak typowy dla innych hybryd, stały związek lampy z tranzystorem, producent miał oryginalny pomysł - o którym za moment.
Selektor źródeł przyjął postać ośmiu przycisków, a ich opisy zdradzają już część cyfrowej rozpusty, która na dobre rozwija się na tylnej ściance. Nie sama liczba gniazd, ale ich rodzaj powoduje, że Peachtree Audio Grand Integrated jest wzmacniaczem niezwykłym; źródła analogowe potraktowano po macoszemu, dedykując im zaledwie dwa wejścia (z których jedno można skonfigurować jako port dla zewnętrznego procesora A/V), jest jeszcze wyjście dla rejestratora, jednak Peachtree promuje zdecydowanie transmisję cyfrową.
Do wzmacniacza podłączymy aż pięć takich źródeł (dwa gniazda optyczne, dwa współosiowe RCA i jedno BNC) oraz komputer, poprzez port USB. Za nimi znajduje się konwerter cyfrowo-analogowy, a obok gniazd przygotowano także mały przełącznik zmieniający charakterystykę filtrów na wyjściu konwertera.
Mamy do dyspozycji ustawienia z łagodnym i ostrym zboczem. Obok wejść analogowych znajdują się także i wyjścia - jedno jest klasycznym wyjściem z przedwzmacniacza, drugie służy do podłączenia subwoofera (tutaj możemy opcjonalnie włączyć filtrowanie dolnoprzepustowe, 12 dB/okt. przy 80 Hz).
Wyposażenie uzupełniają pojedyncze zaciski głośnikowe oraz para wyzwalaczy. Wzmacniacz nie ma zewnętrznych radiatorów, chłodzenie wspomagają trzy ażurowe otwory umieszczone na górnej ściance, których rolą jest także dopełnienie atrakcyjnej formy obudowy.
Peachtree Audio Grand Integrated - układ elektroniczny
Peachtree Audio Grand Integrated składa się z dwóch głównych sekcji – cyfrowej i analogowej. Pierwsza zawiera znakomity przetwornik C/A ESS Sabre 9018 o rozdzielczości 32 bitów i częstotliwości próbkowania 192 kHz.
Grand Integrated musiał otrzymać także specjalny moduł dla wejścia USB, w sercu którego znajduje się odbiornik XMOS. Całość jest odizolowana galwanicznie, transformator separujący dba o zabezpieczenie delikatnych układów wzmacniacza przed "śmieciami", które bardzo często płyną z komputerów (i ich zasilaczy).
Peachtree chwali się, że wejście USB pracuje w trybie asynchronicznym, teoretycznie najlepszym, a już na pewno najbardziej pożądanym przez wielbicieli muzyki z PC.
Rzecz polega na tym, że tak skonfigurowana transmisja danych opiera się na wzorcowym, dokładnym zegarze umieszczonym w odbiorniku (tutaj wzmacniaczu), który kontroluje przepływ danych z komputera, minimalizując tym samym ryzyko niedokładności, wprowadzanych przez układy tego ostatniego, które są na ogół zaprojektowane bez specjalnej troski.
Pewną niedogodnością, pojawiającą się zresztą w absolutnej większości wejść USB (czy to we wzmacniaczach, przetwornikach DAC, czy amplitunerach) jest konieczność instalacji specjalnego oprogramowania (sterownika) w komputerach z systemem operacyjnym Windows.
Tak też jest w tym przypadku - odpowiednią płytę ze sterownikami znajdziemy oczywiście w komplecie. I tym razem użytkownicy komputerów Mac są traktowani wyjątkowo, bo nie muszą nic instalować, gdyż wzmacniacz od razu po podłączeniu kabli "zgłasza" się w systemowych ustawieniach i możemy bez żadnej "gimnastyki" skierować do niego strumień bitów - może to być sygnał 24/192.
Końcówki mocy zbudowano z modułów impulsowych, więc pracują w klasie D, a dokładnie w technice IcePower pochodzącej z firmy Bang & Olufsen. Peachtree Audio deklaruje moc swojego wzmacniacza na poziomie 440 W przy 8 omach i aż 770 W przy 4 omach, co oczywiście zweryfikowaliśmy w laboratorium.
Przy wszystkich nowoczesnych elementach może zaskakiwać fakt użycia lampowego przedwzmacniacza, który pracuje zarówno w głównym torze sygnału, jak i w sekcji wyjścia słuchawkowego.
Peachtree Audio stosuje triody 12AU7s, deklarując, że wprowadzają one do brzmienia miękkość, wygładzają dźwięk, co może mieć zbawienny wpływ na nagrania, które zostały gorzej zrealizowane lub te, które poddano kompresji. Można się z tą koncepcją zgadzać albo nie, ale…wcale nie trzeba tego robić, ponieważ producent przewidział także alternatywny wobec tryb, w którym pracują wyłącznie półprzewodniki.
Odsłuch
Poprzez różne tryby pracy samego wzmacniacza (hybryda, tranzystor) oraz przetwornika (wybór filtrów na wyjściach przetwornika cyfrowo-analogowego) producent stworzył urządzenie, które może być bazą dla eksperymentów.
Zmiany brzmienia są wyraźnie słyszalne, i nie byłbym zdziwiony gdyby liczba kombinacji możliwych ustawień przełożyła się na liczbę opinii i preferencji słuchaczy.
Na początek zostawiam jednak w spokoju sekcję cyfrową i podłączam Granda do "zwykłego" odtwarzacza, pozwalając mu od razu na ów oryginalny, hybrydowy tryb pracy.
Tym, co wręcz bije natychmiast z tego brzmienia, jest wyjątkowa, bajeczna wprost siła i dynamika. Peachtree Audio Grand Integrated gra tak swobodnie, iż mogłoby przenosić muzyczne góry, i wydaje się, że z każdymi kolumnami.
Dźwięk jest soczysty, zamaszysty, jednocześnie lekki, otwarty, nieprzeładowany. Bas - krótki, twardy, zamiast masażu serwuje szybkie i celne ciosy oraz cięcia. Już od najniższych rejestrów błyszczy wyrazistością, fakturą, informatywnością.
Rozdzielczość jest najwyższej próby, o ile tylko podąży za nią dobra odpowiedź impulsowa samego głośnika. W ślad za tym rytm jest znakomity. W zakresie średnich tonów słychać bogate barwy z dosłodzeniem.
Głosy są płynne, naturalne, lekko ocieplone, pewna oleistość nieco niższych partii sprzyja głębokim, męskim głosom, które są podawane w mocnej ekspozycji. Góra pasma nie jest wycofana, choć nie uderza też determinacją.
Ponad wyrazistość i sterylność stawia na delikatność i wyrafinowaną eteryczność. I to właśnie góra pasma jest zakresem, który ulega największym przeobrażeniom po wyjściu z trybu hybrydowego. Wciąż nie staje się przesadnie ostra, ale nabiera precyzji.
Środek gra czyściej, neutralniej, mniej emocjonalnie. Przejrzystość wzmacniacza znakomicie ujawnia sekcja cyfrowa, mariaż ze źródłami wyraźnie ustępującymi jakością płycie CD i tymi, które ją przewyższają - Peachtree reaguje na typ i jakość nagrań.
Radość jest tym większa, im lepszy będzie materiał źródłowy, pliki w wysokiej rozdzielczości brzmią gładko, bardziej błyszczą i otwierają większą scenę. Najbardziej subtelną zmianę przynoszą dwa tryby filtrów cyfrowych i trudno jednoznacznie wskazać ten lepszy, choć wersja z łagodniejszym zboczem brzmi nieco pełniej, z ostatecznym szlifem wysokich częstotliwości i lepszym ogólnym porządkiem dźwięku. To jednak kwestia indywidualnych preferencji, a może nawet wręcz nastroju danego dnia.
Radek Łabanowski