Produkty firmy Myryad wyglądały szczególnie. Przednie ścianki były aluminiowe, o klasycznych proporcjach, a wyróżniały się dwa elementy - płaskie gałki oraz podcięcia dolnej ścianki, powtarzające element graficzny z loga. W nowej generacji urządzeń one zniknęły. Jest jednak jeden "myk" - dolna ścianka została zaokrąglona.
Poza tym to absolutna klasyka. Front wzmacniacza Myryad Z240 wycięto z płata aluminium o grubości 5 mm. Pośrodku umieszczono niewielką gałkę siły głosu.
Miejsce, w którym obecnie znajduje się ślizgacz potencjometru - bo to klasyczny, obrotowy potencjometr - jest wskazywane cienkim frezem na froncie gałki; na prawo mamy gniazdo słuchawkowe typu mini-jack (3,5 mm), przycisk "Tape 1" oraz przycisk zmieniający pozostałe wejścia.
Pomiędzy nimi umieszczono mikrodiody LED z nazwami wejść. Wydzielenie osobnego przycisku dla pętli magnetofonowej to praktyka znana ze wzmacniaczy sprzedawanych w latach 70. i 80. - dawno takiego rozwiązania nie widziałem, chyba że w Accuphase i Luxmanie.
W zakresie elektrycznym nie ma to większego znaczenia, jedynie funkcjonalne - wejście z pętlą do nagrywania ma "pierwszeństwo" nad wszystkimi innymi, które zmieniamy, przyciskając kolejno jeden przycisk.
Na prawo od gałki znajduje się guzik "stand-by" z dwukolorową mikrodiodą LED, świecącą na czerwono, kiedy urządzenie jest w trybie czuwania, i na biało, gdy jest gotowe do użycia.
Myryad Z240 - przyłącza
Wzmacniacz Myryad Z240 ma niski profil, podobny do tych, jakie znamy np. z urządzeń Creeka i Audiolaba, dlatego tylna ścianka jest szczelnie wypełniona.
Od lewej strony mamy dwie pary wejść RCA - gramofonowe oraz "Aux". Aktywne może być tylko jedno, wybierane małym przyciskiem obok. Dalej widać podwójny rządek wejść i wyjść RCA.
Wejść liniowych jest pięć, z czego dwa to pętle do nagrywania. Na końcu widać wyjście z przedwzmacniacza opisane "Bi-amp", bo może posłużyć do stworzenia systemu z dwoma wzmacniaczami stereo, ale może też wysłać sygnał do aktywnego subwoofera.
Czytaj również: Czy 50-watowym wzmacniaczem można uszkodzić 200-watowe kolumny?
Zaciski głośnikowe są pojedyncze i złocone. Obok mamy jeszcze parę gniazd RCA do komunikacji między produktami Myryada oraz gniazdo sieciowe IEC z mechanicznym wyłącznikiem.
Podczas podnoszenia wzmacniacza Myryad Z240 wyraźnie czujemy niesymetrycznie rozłożoną masę. Na lewo przeważa spory, dość ciężki transformator toroidalny z zalanym środkiem, wykonany przez firmę Toroid Ltd.
Wychodzi z niego uzwojenie wtórne wspólne zarówno dla obydwu kanałów, jak i dla przedwzmacniacza i końcówki mocy. Zwykle dąży się do ich odseparowania, minimalizując w ten sposób zniekształcenia wynikające z modulacji. Ale np. francuska firma Atoll robi dokładnie tak samo jak Myryad, twierdząc, że zaletą takiego rozwiązania jest wspólne prowadzenie masy.
Myryad Z240 - układ elektryczny
Układ elektryczny wzmacniacza Myryad Z240 przypomina klasyczne, brytyjskie wzmacniacze. Można go przedstawić jako końcówkę mocy z pasywnym przedwzmacniaczem. Wejścia są przełączane w układzie scalonym JRC i widać przy nich wysokiej klasy, przewlekane oporniki oraz kondensatory polipropylenowe Wima.
Sygnał biegnie następnie do potencjometru przy przedniej ściance i tą samą taśmą komputerową wraca na płytkę. Potencjometr wygląda na dość tani, jest otwarty; spytałem o to ludzi z Myryada i otrzymałem następującą odpowiedź: "Potencjometr jest produkowany przez firmę Sanwei.
To klasyczny potencjometr obrotowy stereo o średnicy 16 mm, poruszany silniczkiem, o oporności 20 kΩ i precyzyjnym śledzeniu obydwu kanałów (był to jeden z podstawowych wymogów)".
Końcówkę mocy zmontowano za pomocą tranzystorów. Układy scalone obsługują tylko wspomniany przełącznik wejść, bufory wyjść do nagrywania oraz przedwzmacniacz gramofonowy. W sekcji wyjściowej pracują pojedyncze pary tranzystorów bipolarnych Toshiby 2SA1943 + 2SC5200, w klasie AB.
Czytaj również: Co to jest konstrukcja dual-mono, jakie są jej wady i zalety?
Tranzystory przykręcono do średniej wielkości radiatora. Wzmocniony sygnał jest prowadzony do wyjść głośnikowych przyzwoitymi plecionkami ze srebrzonej miedzi.
Szkoda tylko, że są wlutowane do płytki tuż przed gniazdami wyjściowymi, do której, niedaleko, wlutowano blaszki wyjść głośnikowych - czy nie można było tych elementów połączyć bezpośrednio? W całym układzie widać ładne elementy bierne - precyzyjne oporniki oraz kondensatory Wima.
Na małych płyteczkach, wpiętych pionowo do głównej płytki, umieszczono układ ochronny, mostek prostowniczy oraz polipropyleny Vishay umieszczone na wejściu końcówki mocy. Pilot zdalnego sterowania jest plastikowy, ale wygodny.
Odsłuch
Do dzisiaj dziennikarze z UK podkreślają znaczenie środka pasma względem jego skrajów, argumentując to najczęściej umocowaniem w tym zakresie ludzkiego głosu. Każda odchyłka brzmienia wokalu lub instrumentów operujących w ich częstotliwościowym sąsiedztwie jest zatem odczuwalna i mniej tolerowana niż problemy ze skrajów.
W tym rozumowaniu była jednak luka, a nawet więcej luk. Zaczęto się bowiem pytać o rytm, dynamikę, przestrzenność itp - również podstawy budowania wiarygodnych wydarzeń dźwiękowych, a zwłaszcza muzycznych. Powstają więc urządzenia bardziej nastawione na detaliczność niż na barwę. Też źle.
Dla tych, którzy pamiętają jeszcze pierwsze wzmacniacze Arcama, Cambridge Audio, Naima, Musical Fidelity, Myryad Z240 będzie dowodem na to, że "brytyjską szkołę" należało reformować, a nie likwidować.
Wzmacniacz ten dodaje bowiem do mocnej średnicy dobrze rozbudowane skraje pasma i znakomitą scenę dźwiękową. Pięknie ukazuje głębię, zarówno w ramach danego instrumentu, jak i w ramach większych założeń. Rozbudowuje także perspektywę wszerz.
Robi to jednak subtelnie, ważąc wszystko w odniesieniu do tego, co dzieje się na środku. Gdyby trochę podkreślić atak, to instrumenty byłyby jeszcze wyraźniejsze, jeszcze lepiej "widoczne", ale jest dobrze.
Dużą rolę w tak naturalnym i wiarygodnym obrazowaniu pełni bas. Jest on w testowanym wzmacniaczu wręcz doskonały, przynajmniej jak na przedział cenowy do 5000 zł. Zakres do ok. 500 Hz może wydawać się lekko podkreślony, ale nie prowadzi to do podbarwienia, lecz do wzmocnienia całości. W rezultacie mamy duże źródła pozorne.
Instrumenty, głosy, nawet akustyka mają znaczny wolumen. Rozdzielczość nie jest tak dobra, żeby mówić o highendzie, ale ponieważ dźwięk jest nadzwyczaj spójny, nie ma się wrażenia "mgiełki", koca zarzuconego na dźwięk. Słychać najpierw większe plany, grupy, a dopiero w ich ramach mniejsze rzeczy.
Dopiero kiedy posłuchamy tak dobrego basu, zrozumiemy, skąd się bierze... dobry środek. Zyskują nawet wysokie tony. Blachy mają soczystość, ale nie są rozmyte. Nie mamy wprawdzie najdrobniejszego detalu z samego górnego skraju, ale "po prostu" podczas słuchania muzyki nie zwrócimy na to uwagi - tak mi się przynajmniej wydaje.