Oglądając Ozzy'ego Osbourna w reality show
"Osbournes" można było zwątpić, czy ten fajtłapowaty,
podtatusiały gość w kapciach i dresie może
jeszcze kiedykolwiek nagrać album na miarę najlepszych
produkcji Black Sabbath. Okazuje się, że
może i to bez pomocy alkoholu i dragów, które
stymulowały całą jego karierę.
Dobrym druhem
Ozzy'ego okazał się gitarzysta Zakk Wilde, jeden
z ostatnich muzyków starej metalowej szkoły wywodzącej się z bluesa. Jego riffy napędzają każdy
utwór na "Black Rain", a tak niemodne we współczesnym rocku solówki zapierają dech w piersiach.
To album zdecydowanie dla miłośników starego
metalu, melodyjnego, ale przygniatającego
ciężkim i masywnym brzmieniem niczym czołg.
Grzegorz Dusza
SONY BMG