Dopadła mnie taka prosta myśl, gdy usiadłem do napisania recenzji "Ania Movie" - nowej płyty Ani Dąbrowskiej: by powstał dobry cover, jego istnienie musi mieć sens. I tutaj leży pies pogrzebany...
Wspaniałe kompozycje trafiły na płytę "Ania Movie", piosenki lubiane przez Dąbrowską, z filmów które trzeba nazwać wybitnymi. "Sound Of Silence" to przez wiele osób jedyny kojarzony utwór z repertuaru Simona i Garfunkela. "Suicide Is Painless" znany z "M.A.S.H.", "Bang Bang" ze świeższego "Kill Billa" czy "Everybody`s Talkin'" z "Nocnego Kowboja" - poziom tych dobrze znanych melodii jest niezaprzeczalnie bardzo wysoki.
Wiemy już więc, że Ania Dąbrowska jest odważna i ambitna. Czy wychodzi z obronną ręką z zadania, które przed sobą postawiła? Album otwiera "Bang Bang" z repertuaru Cher (większość osób, włącznie z wydawcą albumu błędnie informuje, że oryginał został nagrany przez Nancy Sinatrę) i niestety zawodzi na całej linii.
O ile reinterpretacja piosenki nagrana przez Sinatrę była ciekawa, wzbudzała emocje i zainteresowanie, o tyle jej kolejna wersja jest nudna i przewidywalna, co niestety stało się także domeną większości kolejnych piosenek. Coverom brakuje pomysłu i polotu. Choć na płycie znajduje się zaledwie dziewięć piosenek, szybko traci się zainteresowanie każdą z nich. Zabrakło wizji, która była obecna choćby na albumie Cat Power o zbliżonym koncepcie.
Ania Dąbrowska ma bardzo dobry głos i swój plan wykonuje po mistrzowsku. Cóż jednak z tego, skoro nie jest on najwyższych lotów? Należałoby zadać sobie pytanie, czy naprawdę mamy do czynienia z niewykorzystanym talentem artystycznym, czy może po raz kolejny pokładane w niej duże nadzieje nie były przesadzone i mamy tu do czynienia zaledwie z piosenkarką, która mogłaby śpiewać w chórkach lub zadymionym retro barze.
M.Kubicki
Sony