A były ku temu przesłanki, kiedy w 2012 r. ukazał się album "Tempest", na którym znalazły się teksty o sprawach ostatecznych. "Twój pociąg odjeżdża" – śpiewał, a długi, tytułowy utwór poświęcił katastrofie Titanica. Ktoś zauważył, że "Burza" była ostatnim dramatem Szekspira, na co Dylan odpowiedział, że jego album nosi tytuł "Tempest", a Szekspir napisał "The Tempest".
Specyficzne poczucie humoru nie opuszcza go. Sporo było zamieszania z nagrodą Nobla, bo po ogłoszeniu laureata, odmawiał kontaktu z Akademią, a następnie nie stawił się na ceremonię. Przyjechał po nagrodę później, uwzględniając wizytę w Sztokholmie w programie tournée. Bob Dylan jest pierwszym muzykiem, który otrzymał Nobla.
Jak dotąd "Tempest" jest jego ostatnim albumem zawierającym autorskie utwory. Jednym z nich jest poemat w hołdzie Johnowi Lennonowi. Dylan ceni tylko nielicznych twórców, którzy mieli lub mają coś oryginalnego i wyjątkowego do przekazania. Dlatego dziwi jego uznanie dla Franka Sinatry, który piosenek nie pisał, tylko interpretował je w wyjątkowy sposób.
Wydany w 2015 r. album "Shadows In The Night" zawiera balladowe standardy, które w latach 50. i 60. śpiewał Sinatra. Bob Dylan tłumaczył, że nie zamierzał nagrać kolejnych coverów. – Powstało ich dostatecznie wiele, by zostały pogrzebane. My je wydobywamy z grobów na światło dzienne – mówił.
Wspominając proces nagraniowy, słynny realizator Al Schmitt powiedział, że przed każdym setem w legendarnym Studiu B Capitol Records w Los Angeles, gdzie większość swoich płyt nagrał Sinatra, Bob Dylan w kółko słuchał jego nagrań, by zrozumieć sens interpretacji. Potem wchodził do studia, stawał przed mikrofonem i na żywo z zespołem nagrywał dwie lub trzy wersje piosenki. Co ciekawe, wcale nie śpiewał jak Sinatra, lecz w swoim stylu, który rozwija od początku lat 60. XX wieku.
Przytaczam historię nagrania albumu "Shadows In The Night", bo następny "Fallen Angels" (2016) i najnowszy "Triplicate" powstały w tym samym studiu, realizatorem był również Al Schmitt, a Dylanowi towarzyszył jego stały zespół. Aranżerem sekcji instrumentów dętych i dyrygentem był James Harper, a masteringiem nagrań zajął się wybitny specjalista w tej dziedzinie - Greg Calbi. Mając taką ekipę u boku, Bob Dylan nagrał kolejny znakomity album, choć miłośnicy jego poezji będą musieli zaczekać na następną płytę. Mistrz zaspokoił już chyba potrzebę nagrywania standardów.
Producentem wszystkich albumów jest Jack Frost - pod takim pseudonimem ukrywa się sam Bob Dylan. Na trzech płytach CD znalazło się trzydzieści standardów, po dziesięć na każdej. Płyty mają osobne tytuły: "’Til the Sun Goes Down", "Devil Dolls" i "Comin` Home Late". Jazzowego smaczku lat 50. dodaje standardom sekcja instrumentów dętych. Bez niej piosenki Boba Dylana brzmiałyby tak, jak jego własne folkowe nagrania.
Z akompaniamentu wybijają się gitary, w tym zawodząca gitara stalowa charakterystyczna dla stylu country. Jest to jednak akompaniament subtelny na tyle, by dokładnie słyszeć niuanse zachrypniętego głosu wokalisty.
Muszę zaznaczyć, że śpiew Boba Dylana podoba mi się coraz bardziej. Z wiekiem artysty nabiera szlachetności. A interpretuje standardy zniewalająco, jest refleksyjny, zakochany, porzucony. Bo przecież o miłości i miłosnych zawodach najczęściej opowiadały standardy.
- Uważam, że te wspaniałe pieśni są olbrzymim źródłem inspiracji - powiedział Bob Dylan. - Doprowadziły mnie do jednego z najbardziej satysfakcjonujących okresów pracy w studio. Odkryłem nowe sposoby interpretowania standardów, które są zgodne z najlepszymi nagraniami moich własnych piosenek.
Ten album oczaruje każdego wrażliwego słuchacza, nawet jeśli nigdy nie był fanem Boba Dylana. To jedna z tych płyt na każdą okazję, a właściwie trzy płyty, których z upodobaniem słucham na zmianę.
Marek Dusza
COLUMBIA/SONY