"Zwykli" ludzie kupujący podstawowy system stereo czy nawet AV, często gotowi są wydać tysiąc kilkaset złotych na coś tak ciekawego, niebanalnego… i znowu modnego, jak gramofon; choćby mieli w swojej kolekcji raptem kilka czarnych płyt.
Pro-Ject ma jednak - jak każda firma - ambicje sięgające znacznie wyżej. Swego rodzaju "testem rynku był gramofon RPM10: ciężki talerz, magnetyczne wspomaganie głównego łożyska, nowe, węglowe ramię 9cc - czyli krok do przodu w stosunku do wszystkich wcześniejszych konstrukcji.
Oczywiście za określoną cenę. Teraz okazuje się, że wcale nie był to krok ostatni: Pro-Ject X-tension pokazuje Pro-Jecta w strefie już ściśle hi-endowej.
Model Pro-Ject X-tension to nie tyle "napięty przez faktor X" (ew. "rozciągnięty") RPM10, a kompletnie nowa konstrukcja, która w kilku punktach wręcz zrywa z wypracowanymi przez lata paradygmatami PJ.
Mimo że niemal wszystko jest w nim - na pierwszy rzut oka - nowe, po chwili okazuje się jednak, że to logiczny krok naprzód: wykorzystywane pomysły wypracowane w wielu poprzednich modelach tutaj zgrabnie połączono w jedną całość.
Czy takie "szlifowanie" i przenoszenie tańszych rozwiązań ma szansę powodzenia? Tak, jeśli zostanie przeprowadzone z wielką znajomością sprawy. Ludziom z Pro-Jecta udało się przygotować rasowy, hi-endowy gramofon, który choć nie bez ograniczeń, wstępuje do elitarnego klubu bez kompleksów.
Pro-Ject X-tension jest gramofonem o pełnym, prostokątnym chassis, co w tej firmie jest raczej wyjątkiem. Wprawdzie zarówno najtańsze modele z serii Debut, jak i droższe z serii Classic (z literką X w nazwie) mają podobne obudowy, ale prestiżowa seria RPM (w tym do niedawna najdroższe modele 9.1 X oraz 10) miały podstawę zredukowaną do minimum.
W topowym modelu inżynierowie poszli jednak na całość: zastosowali pełnowymiarowe, klasyczne, solidne, kwadratowe chassis z płyty MDF. Jego wielkość jest determinowana kilkoma czynnikami. Z jednej strony możliwie najdalej od talerza odsunięto jedyną w tym urządzeniu elektronikę, mianowicie regulację i stabilizację obrotów.
To po prostu Speed Box SE, dostępny u Pro-Jecta oddzielnie, tutaj zintegrowany z gramofonem. Możemy dzięki niemu za naciśnięciem jednego guzika włączyć silnik a także zmienić jego prędkość obrotową. Można też podwyższyć lub obniżyć rpm. Wybraną wartość odczytamy z dużego, niebieskiego wyświetlacza alfanumerycznego.
Pro-Ject X-tension - ramię
Jednak tym, co bezpośrednio "rozdmuchało" podstawę Pro-Ject X-tension , jest ramię o długości 12 cali. Szerzej o zaletach i wadach takiego rozwiązania w tabelce, a teraz powiedzmy jedynie, że to naprawdę wyjątkowo długie, a przez to też ciężkie ramię, wymagające dużej i/lub stabilnej podstawy.
W gramofonie Pro-Ject X-tension zastosowano zupełnie nowe, własne opracowanie Pro-Jecta - model 12cc EVO (Evolution). Z jednej strony jest to proste przedłużenie – nomen-omen – modelu 9cc (w pełni węglowego, wraz ze zintegrowaną główką ramienia, które mogliśmy znaleźć już w modelu RPM 9.1X i RPM 10); z drugiej - zmiany w nim wprowadzone są znaczące.
Przede wszystkim wymieniono dwa elementy. Obejmę, do której montowane jest ramię oraz trzpień, po którym ślizga się przeciwwaga – została ona zresztą też przeprojektowana i dostarczana jest w dwóch wymiarach.
Obejma, do której montuje się pionowe łożyska jest znacznie szersza i masywniejsza niż wcześniej; ostatecznie ma teraz utrzymać możliwie najlepiej długą, a więc i ciężką rurkę. Wymieniono też trzpień, o którym wspomniałem, na metalowy.
Poprzednio stosowany plastik miał swoje zalety, lecz i jedną znaczącą wadę: nie był wystarczająco sztywny. Teraz przeciwwaga kręci się stabilniej i da się ustawić nacisk o wiele dokładniej - do 0,1 g. Nowe przeciwwagi są wykonane precyzyjniej, podobnie naniesiono na nie podziałki, tył wyłożono sorbotanem tłumiącym drgania.
Ramię 12ee EVO pozwala na wykonanie wielu korekt - możemy np. ustawić VTA (zmienić wysokość punktu zwieszenia ramienia względem talerza), poluzowując dwie śruby i przesuwając kolumnę w górę lub w dół.
Niestety, tutaj nie ma żadnej podziałki - a przydałaby się, ponieważ podczas wpinania do ramienia interkonektu trzeba je w całości wyjąć z podstawy. Dotychczas PJ stosował inny sposób łączenia wkładki: wychodzący z ramienia przewód kończył się w metalowej puszce z gniazdami RCA.
W najlepszych ramionach, w tym m.in. SME i Jelco, przewód kończy się męską stroną łącza typu DIN, zawsze złoconego i wysokiej klasy. Interkonekty z żeńską częścią (gniazdem) są produkowane przez wielu specjalistów i lepiej od razu zaopatrzyć się w tego typu kabelek od Jelco, van den Hula albo - jeśli fundusze pozwalają – XLO lub Acrolinka.
Dostarczany z Pro-Ject X-tension kabelek jest niezły, widać, że nie jest to standardowa łączówka, jednak da się to zrobić jeszcze lepiej. Trzeba jednak za to zapłacić.
Pro-Ject X-tension - talerz
Tyle już powiedzieliśmy, lecz nie doszliśmy przecież, jak sądzę, do najważniejszego - talerza. W Pro-Ject X-tension mamy potężny, ciężki talerz z aluminium. W dotychczasowych topowych modelach firma stosowała wyłącznie gruby akryl, a w tańszych - MDF.
Talerz gramofonu Pro-Ject X-tension pokryto od góry grubą warstwą winylu, która ma lepiej łączyć płytę z metalem i tłumić drgania. Temu ostatniemu służy także gruby pas z mikrogumy naklejony od wewnątrz talerza. Od wewnątrz?
Talerz nie jest pełny, gdyż 2/3 jego wnętrza wyfrezowano, pozostawiając tylko szeroki "kołnierz", na który nakłada się z zewnątrz bezszwowy" pasek (o kwadratowym przekroju), przenoszący moment obrotowy z silnika oraz środkową część, do której wmontowano magnes. Podobnie jak w modelu RPM10, tak i tutaj odwrócone łożysko, na którym spoczywa talerz, wspomaga magnes.
Nie jest to łożysko magnetyczne, jakie znamy z gramofonów Transrotora, bo tutaj - tak jak w łożysku ceramicznym" Clearaudio - łoże opiera się jednak na kulce (u Pro-Jecta ceramicznej), a magnes tylko wspomaga jego działanie.
Pozwala to dość efektywnie odprzęgnąć od siebie te dwa elementy i jednocześnie zmniejszyć moc silnika. Są różne teorie dotyczące stosunku: moc silnika-masa talerza, Pro-Ject wybrał klasyczny układ: mała moc tego pierwszego i możliwie największa masa drugiego.
A skoro zastosował klasyczny magnes ferrytowy, chcąc pozostać przy jak najmniejszym silniku, musiał zrezygnować z części masy. Powiększenie mocy silnika wiązałoby się z przeprojektowaniem Speed Boxa a także ze zwiększeniem drgań. I wszystko kosztowałoby znacznie więcej. Myślę, że jeśli PJ zdecyduje się kiedyś na jeszcze droższy gramofon, to jego wysiłki pójdą właśnie w tym kierunku.
Silnik zasilany jest zewnętrznym transformatorkiem w formie zasilacza gniazdkowego 16 V AC. To też jest element, który można w przyszłości wymienić na lepszy (większy).
Brzmienie
Umiejscowienie Pro-Jecta w odpowiednim otoczeniu okazało się nieco bardziej czasochłonne. Problemem, z którym nie do końca sobie poradziłem, okazał się lekki przydźwięk; najgorzej było z wkładką Dynavectora Karat 23R, od której rozpoczynam odsłuch gramofonów od wielu lat, chcąc mieć bezpośrednie porównanie.
Do pewnego stopnia pomogło odłączenie od przedwzmacniacza gramofonowego przewodu uziemiającego ramię, ale i tak znacznie lepiej było z wkładkami Denona DL-103SA, Sumiko Celebration II oraz Koetsu Black. Chociaż i z nimi gdzieś pod spodem słychać było lekkie brumienie, to w normalnej odległości od kolumn, z której zwykle się słucha (a nie nasłuchuje), nie było to zauważalne.
Najnowszy gramofon Pro-Jecta zrywa w dość wyraźny sposób z "firmowym" brzmieniem znanym z modeli RPM 9.1 czy RPM 10, a więc z precyzyjnym, lecz też nieco wysuszonym przekazem.
Jego dźwięk przypomina w znacznej mierze to, co słyszałem z Pro-Ject 6 PerspeX. Mocny, solidny przekaz, ale rysowany z dużym rozmachem. Średnica i bas są lekko ocieplone, jednak całość odbiera się inaczej niż we wspomnianym tańszym modelu.
Dźwięk jest dojrzały, ma swego rodzaju "zaplecze", pozwalające grać wszystko zarówno w sposób kontrolowany, jak też ze swobodą. Chociaż 6 PerspeX miał podobnie ustawiony balans, to słychać tam było, że dzieje się to z udziałem podbarwień i własnego modelowania.
Pro-Ject X-tension z kolei oferuje oddech i potencjał, który można wykorzystać np. zmieniając wkładki na coraz lepsze. W moim przypadku najładniejszy dźwięk osiągnąłem ze wspomnianą Sumiko. Z Koetsu też było nieźle, chociaż w tym przypadku środek nieco dominował.
Z tymi wkładkami bas jest pełny i mocny. To rzecz, która w długich ramionach jest niemal zawsze lepsza niż w ich krótszych ekwiwalentach. Zarówno syntetyczny bas z płyty "Violator" Depeche Mode, jak i kontrabas z „Kind Of Blue” Milesa Davisa w naturalny sposób wypełniały scenę.
Świetnie zabrzmiały także wokale – Dave’a Gahana z "Violatora" oraz Madeleine Peyroux z "Careless Love". Były duże, soczyste, rzecz w winylu oczekiwana, jednak rzadko realizowana w tak dobitny sposób.
Góra pasma jest raczej delikatna niż dźwięczna. To trochę tak, jak z kolumnami głośnikowymi: kiedy mamy do czynienia z konstrukcjami o niskich zniekształceniach, wówczas – przy podobnym strojeniu i pomiarach pasma przenoszenia – dźwięk wydaje się cieplejszy, bo pozbawiony drażniących podbarwień.
Tak samo tutaj: mamy homogeniczne, koherentne, płynne brzmienie. Świetnie to było słychać przede wszystkim na wysokiej klasy tłoczeniach, jak "Mulligan Meets Monk" z Analogue Productions czy "Meditation" Mishy Maisky’ego, gdzie dźwięk instrumentów i akustyka stanowiły swego rodzaju "komplet".
Z drugiej strony, gorsze tłoczenia, jak np. reedycje krążków "Dziwny jest ten świat…" Czesława Niemena i "Blues" Breakoutów nie popiszą się rozdzielczością - Pro-Ject niczego tu nie poprawi, nie podrasuje. Dlatego monofoniczne nagranie Niemena (wersja stereo dostępna jest w wersji CD) nie zabrzmiało dość ekscytująco.
Tak, miało ładną barwę, ale instrumenty były słabo separowane i nieco się zlewały, także dynamika była przygaszona. Niektóre konstrukcje potrafią wejść w dźwięk głębiej i pokazać ciekawe rzeczy nawet przy słabych nagraniach, Pro-Ject X-tension błyszczy dopiero z lepszymi tłoczeniami, lekceważąc pospolite, jakby nie były warte jego umiejętności.
Różnice między zwykłymi wersjami płyt a ciężkimi, o masie 180 g, były bardzo duże – większe niż przy innych gramofonach. A jeśli dodamy do tego krążki 45 rpm, dostaniemy też znacznie precyzyjniejszą górę.
Pro-Ject X-tension to zdecydowane wejście Pro-Jecta do hi-endu. Poprzednie modele z serii RPM były do tego tylko przymiarkami. Osiągnięto bardzo dużo. Można jeszcze więcej, ale nawet w hi-endzie ważna jest relacja jakości do ceny. Pod tym względem Pro-Ject ponownie okazał się niezawodny. X-Tension to imponująca maszyna w atrakcyjnej cenie.
Wojciech Pacuła