Dzisiaj firma Pro-Ject oferuje aż dziewięć modeli gramofonów, trzy rodzaje prostych (w sensie kształtu) ramion, dwie wersje przedwzmacniacza MM/MC, wkładki i akcesoria do ich ustawień oraz wzmacniacz słuchawkowy.
Spośród gramofonów sześć ma tradycyjną sylwetkę, to znaczy płytę nośną w formie prostokąta, zwykle w czarnym kolorze, choć zdarza się naturalna okleina - jak w modelu 2.9 Wood - lub przezroczysty pleksiglas, jak w modelu Perspective.
Ciekawym pomysłem jest zaokrąglenie narożników płyty nośnej i jej zmniejszenie do obrysu talerza (RPM-4) albo jeszcze "obcięcie" jednego naroża, jak w przypadku RPM-9.
Ten szczytowy model Pro-Jecta pyszni się grubym, 3-cm akrylowym talerzem, odrębnie lokowanym silnikiem, paskiem obiegającym dookoła krawędź talerza i ramieniem wykonanym z włókna węglowego.
W pozostałych modelach użyto kółka pośredniego, ukrytego pod talerzem, sprzęgniętego z ośką silnika paskiem maszynowym. Chcę zwrócić uwagę na jeszcze jeden model - 6.9 - jedyny ze sprężynowym zawieszeniem.
Jeszcze bardziej ekscentryczne rozwiązanie widzimy w Pro-Ject RPM-6. Oto bowiem wykonana z płyty MDF i wsparta na trzech stożkach plinta została w całości zasłonięta monstrualnie wielkim talerzem, spod którego wystaje jedynie stalowy wysięgnik podtrzymujący konstrukcję ramienia (nawet wyłącznik sieciowy schowany jest pod spodem).
Równie duże wrażenie sprawia masywny docisk do płyt. Zrobiony z MDF-u talerz ma gładki plaster z winylu na wierzchu i wzmocnioną metalowym kołnierzem zewnętrzną krawędź oraz imponującą wysokość przekraczającą 8 cm. Ta niezwykle oryginalna koncepcja wzornicza okupiona została brakiem pokrywy.
Pro-Ject RPM-6 - montaż
Montaż gramofonu do pewnego momentu nie przedstawia trudności. Po założeniu wykonanego z akrylu talerzyka napędowego na ceramiczną kulkę łożyska i paska transmisyjnego, należy koniecznie wykręcić dwie śruby blokujące sprężyste zawieszenie silnika.
Gdy już na miejscu wyląduje słusznego ciężaru talerz, a właściwie micha, czeka nas najtrudniejsze zadanie - instalacja wkładki, w tym wypadku produktu Goldringa, wytwarzanego ekskluzywnie dla Pro-Jecta. Najtrudniejsze, ponieważ już samo przekręcenie wkładki i dostarczanego luzem uchwytu wymaga akrobatycznych zdolności, a najlepiej czterech rąk.
Nadzwyczajną ostrożność trzeba zachować przy podłączaniu niebezpiecznie cienkich drucików. Później należy jeszcze zbalansować ramię, ustawić siłę nacisku igły oraz zawiesić ciężarek antyskatingu na niemal niewidocznej żyłce.
Na deser pozostaje ustawienie położenia wkładki w punktach Baerwalda, ale to już jest zajęcie dla ludzi o stalowych nerwach... gdyż osiągnięcie poprawnego wyniku graniczy z cudem. Bądźmy sprawiedliwi: w innych gramofonach też!
Obejma do mocowania ramienia w stanie spoczynku oraz haczyk do zawieszenia antyskatingu wykonane są ze sprężystego drutu stalowego, co wprawdzie powoduje brak stabilności tych elementów (równie mało stabilnie umocowana jest przeciwwaga), ale nie zakłóca ich działania, choć - przyznajmy - obniża poczucie komfortu.
Na koniec trzeba połączyć gramofon z dostarczonym przedwzmacniaczem MM/MC Phono Box SE kabelkiem z zewnętrznym uziemieniem i pozłacanymi wtykami (gniazda w obu urządzeniach są również złocone), wziąć odpowiedni zamach (by rozkręcić talerz) i... ruszamy.
Odsłuch
Pro-Ject RPM-6 gra każdy rodzaj muzyki bez zahamowań. Poczęstowany niezapomnianą płytą Davisa "You are under arrest" (CBS, 1985) gramofon zrewanżował się porcją mocnej muzyki, z rytmicznie akcentowanymi funkowymi frazami i ładnie cieniowaną trąbką Mistrza. Równie wybuchowy okazał się materiał przygotowany przez Quincy Jonesa dla Donny Summer ("Donna Summer", Warner Bros., 1982).
Brawurowo rozpędzony "Love is in control" czy pełen chóralnego rozmachu "State of Independence" Vangelisa i Andersona powalają wprost swą witalnością. Nie mniej ciekawie wypadły jeszcze starsze nagrania kolegi Davisa - Herbiego Hancocka.
Płyta "Head Hunters" nagrana została w 1974 roku przez CBS. To były pierwsze lata po wprowadzeniu syntezatorów na teren jazzu czy raczej jazz-rocka, a Hancock przez kilka lat penetrował możliwości owego instrumentarium.
Płyta została nagrana dość matowo, powiedziałbym - monochromatycznie, z lekkim wygaszeniem wysokich tonów i skondensowanym, a nie rozciągniętym w dół basem. Pro-Ject znakomicie poradził sobie z oddaniem tej specyficznej realizacji, starannie różnicując gradację odcieni barw.
Elektroniczny arsenał Herbiego zajaśniał dyskretnym blaskiem na tle zdecydowanego kontrabasu elektrycznego i saksofonu tenorowego ze stonowaną perkusją dopełniającą reszty.
Są jednak miejsca na płycie, gdy kapela rusza z kopyta, a tonalne spektrum rozkwita pełniejszą paletą; Pro-Ject RPM-6 dotrzymuje im kroku, nie tracąc nic ani z niuansów, ani z rozmachu i hipnotycznego drive'u. Ale nie tylko prezentacje fusion wypadły bardzo przekonująco.
Przy płytach spokojnych, akustycznych, Pro-Ject RPM-6 staje się czułym, delikatnym i wrażliwym partnerem, o czym przekonuje choćby niezrównany duet Gheorga Zamfira (fletnia Pana) i Marcela Celliera grającego na niewielkich "wiejskich" organach ("Improvisations", Festival, b.d.). W każdym jednak wypadku gramofon zadziwia świeżością i wiarygodnością niemodyfikowanego brzmienia.
Niebanalna postać Pro-Ject RPM-6 wywołała równie niebanalne skojarzenia, żeńskiego zwłaszcza audytorium: a to z parnikiem (dlaczego?), a to z miną przeciwpiechotną.
Można rzec, iż RPM-6 jest kwintesencją audiofilskiego produktu: choć materiały i komponenty wybierano bardzo oszczędnie, to przecież w newralgicznych punktach sprawują się bez zarzutu, dając w efekcie dźwięk godny najwyższej uwagi. Myślę, że przy tej cenie trudno będzie znaleźć sensowną kontrpropozycję.