Odsłuch
Światy audiofilów-pasjonatów i profesjonalistów zajmujących się zawodowo dźwiękiem są wyraźnie odrębne, nie tylko w zakresie urządzeń działających w różnych warunkach, co oczywiste i konieczne (studio to nie salon), ale też w zakresie samych celów, co jest już bardziej frapujące. Warto zwrócić uwagę na tę zaostrzoną separację, wręcz konflikt idei.
Można przyjąć do wiadomości, że realizator nagrania musi usłyszeć "wszystko", choćby nie brzmiało to pięknie (choć właśnie po to, aby błędy poprawiać lub przynajmniej brać je pod uwagę), podczas gdy audiofil ma prawo szukać rozwiązania i brzmienia, które jak najczęściej sprawi mu indywidualną przyjemność.
O ile jednak dla profesjonalistów cel jest dość jasno określony (chociaż wybór narzędzi - czyli sprzętu - pozostaje dość duży, i tutaj preferencje też mogą być różne), to w środowisku audiofilskim da się zaobserwować niespójność i wewnętrzne sprzeczności.
Silny jest przecież nurt, który de facto prowadzi tropem zadań profesjonalnych, ceniący sobie przede wszystkim wysoką dokładność, analityczność, neutralność. Jednak nawet ci miłośnicy sprzętu i dźwięku najwyższej jakości, którzy chcą usłyszeć jak najwięcej, dostrzegać różnice między nagraniami, odkrywać wszystkie detale, raczej nie zgodzą się na instalację sprzętu studyjnego... powielając przekonanie, że jednak w jego brzmieniu czegoś brakuje, a czegoś jest za dużo, generalnie: coś jest nie tak dla "konsumenckiego", a nawet "eksperckiego" słuchania muzyki; że brzmienie sprzętu profesjonalnego wcale nie jest obiektywnie doskonałe, bo cel "monitorowania" jest realizowany zbyt bezwzględnie i jednostronnie, ze szkodą dla innych, ważnych dla ogólnej jakości przymiotów.
W tym momencie (a nawet już wcześniej) wchodzimy na bardzo grząski grunt, w którym żadna opinia nie może zostać ostatecznie udowodniona ani obalona, można dość swobodnie dorabiać różne teorie do praktyki, a ta jest oceniana przez pryzmat nie tylko subiektywnej wrażliwości na dźwięk, ale nawet bardziej - zakorzenionych uprzedzeń.
Brzmienie Kii Three może być olśnieniem, może też karmić powyższe wątpliwości. Jest jednak bardzo wyjątkowe i z pewnością nikogo nie pozostawi obojętnym. Są w nim bowiem elementy wyniesione na poziom najwyższy, które wręcz rzucają na kolana, wprawiają w zachwyt, mimo że cała prezentacja wcale nie musi oczarować i przekonać, że taki właśnie jest ostateczny cel naszych audiofilskich poszukiwań. Kii Three łączą bezwzględną neutralność z imponującym basem.
Zwykle kolumny o liniowych charakterystykach, w dodatku z obudową zamkniętą, nie grają tak efektownie - raczej smutno, nudno, a ich bas jest albo zbyt suchy, albo zbyt twardy; gdy jest go dużo, to męczy i nudzi, a gdy mniej - brakuje pulsu, sprężystości, swingu.
Obudowa zamknięta teoretycznie zapewnia najlepszą kontrolę, a więc szybkość, motoryczność, bowiem odpowiedź impulsowa jest z niej lepsza (niż z systemu bas-refleks), jednak w praktyce często pozostaje niedosyt energetyczności i dynamiki w potocznym rozumieniu - życia i siły, a nie tylko dokładnego oddania wszystkich niuansów.
Ukierunkowanie basu, a więc redukcja odbić, ma służyć jeszcze lepszemu "wyczyszczeniu" go z naleciałości, przeciągania, maskowania itd., jego jeszcze większej dokładności, ale przecież, w oparciu o doświadczenia ze "zwykłą" obudową zamkniętą, można było mieć obawy, czy w ten sposób bas nie stanie się zupełnie jałowy, efemeryczny, wyprany, martwy. Może dla profesjonalistów będzie to idealne narzędzie do "obserwacji", ale czy skuteczny sposób przekazania muzycznych emocji?
Bas daje jednak temu brzmieniu nie tylko wsparcie, dopełnienie, kompletność i "napęd" dla wielu akcji, lecz imponującą - jak na wielkość konstrukcji - siłę i plastyczność. Pojawia się w pełnej krasie w nagraniach, które wcześniej się nim nie popisywały; albo ich bas był byle jaki i nie zwracał uwagi, albo sprawiał kłopot.
Oczywiście Kii Three nie leczy samych nagrań, lecz nie pozwala ich psuć przez akustykę pomieszczenia, jednak w naszym odbiorze może to być właśnie tak interpretowane: że nagrania zyskały to, czego wydawały się nigdy wcześniej nie mieć.
Nie chodzi przy tym o techniczną dokładność basowego rysunku, ale o ogólne wrażenie obecności zdrowego, nawet lekko napompowanego i - co najbardziej spektakularne - ekstremalnie nisko rozciągniętego basu, przynoszącego dźwięki wcześniej nieobecne.
Wyższy bas ma dobre tempo, ale wcale nie jest utwardzony, jego dobra odpowiedź impulsowa, dokładność i czystość przejawia się właśnie w plastyczności. Pozbycie się balastu smużenia, zamulenia, tłustości nie oznacza tutaj szczupłości i zubożenia substancji. Czego jednak ten bas nie potrafi?
Możliwości Kii Three są niebywałe, jak na konstrukcję tej wielkości; taki monitor "nie ma prawa" tak grać, to znaczy nie miałby... gdyby nie był aktywny - rzecz oczywiście nie w samym umieszczeniu wzmacniaczy w obudowie, ale w korekcji charakterystyki, znanej nam z subwooferów aktywnych.
Kii Three nie mają jednak potencjału i stylu bardzo dużych kolumn; to w końcu słychać, że przed nami nie stoją potężne paczki, wachlujące dużymi kapeluszami. Kii Three nie generują wielkiej objętości, nie rozwijają nieposkromionej potęgi, nie kreują obfitości. Ich dźwięk nas nie przytłacza i nie otacza, jest skupiony i zdefiniowany, w pozycjonowaniu pozornych źródeł niemal punktowy.
Nie ma w tym brzmieniu żadnej tłustości (chociaż jest pewna miękkość niskich tonów) ani specjalnego "grzania", co ma wpływ na charakter średnicy; tutaj zdania mogą być podzielone, faktycznie neutralność i klarowność trzyma w ryzach próby ocieplenia; wokale są naturalne, świetnie wyodrębnione z akompaniamentu, są też sprawnie różnicowane, nie mają jednak niczego "ekstra" - wzmocnienia "dołem", dodanej romantyczności ani ekspresji; wszystko jest akuratne, nie tyle chłodne, co właśnie neutralne, nie tyle ostrożne, co precyzyjnie wymierzone. Po prezentacji średnich tonów niektórzy oczekują specjalnych walorów, emfazy, emocji, "obecności".
Kii Three nie zagęszczają, nie powiększają i nie przybliżają pozornych źródeł pierwszego planu, za to bardzo starannie i selektywnie porządkują je, w czytelnej i naturalnej perspektywie. Głębia sceny nie zawsze musi być spektakularna, Kii Three same jej nie kreują, tylko odtwarzają, a ta nie w każdym nagraniu okazuje się nadzwyczajna.
W ten sposób, również w tej dziedzinie, Kii Three demonstrują jednak swoją obiektywność i dokładność; scena i akustyka zmienia się z płyty na płytę, czasami jest niemal płaska, czasami trójwymiarowana, bywa mniej efektowna niż z niektórych "uprzestrzenniających" kolumn, ale kiedy nagranie jest na wysokim poziomie, wtedy mamy prawdziwą ucztę i doskonale słyszymy, że wszystko jest poukładane tak, jak należy - naturalnie i elegancko.
Mimo mocnej pozycji i nasycenia basu, barwa samej średnicy jest trochę schłodzona, jednak nie wiąże się to z rozjaśnieniem - wysokie tony są wyprowadzone znowu bezbłędnie neutralnie; nie będę się rozpływał nad ich bogactwem, w tym zakresie nie będziemy uraczeni słodkościami ani aksmitnością, góra pasma jest po prostu bardzo porządna - czysta, gładka, selektywna. Z wielu high- -endowych kolumn można usłyszeć więcej "powietrza", wyrafinowania, zróżnicowania wybrzmień. Kii Three nie startują w konkursie piękności wysokich tonów, wykonują program podstawowy - bezbłędnie.
Nie jest to brzmienie spełniające wszystkie audiofilskie założenia i marzenia, trafiające we wszystkie gusta, przekonujące do siebie natychmiast i bezwzględnie. Jednak ma tyle walorów, w tym atutów unikalnych, że warto co najmniej dobrze się zastanowić, czy nie przyjąć go z dobrodziejstwem inwentarza - całościową koncepcją systemu.
Głośniki aktywne traktujemy jako głośniki uzupełnione wzmacniaczami, czyli jako urządzenie, w którym część głośnikowa jest nadrzędna, a wzmacniacze - służebne. Jest to uzasadnione na gruncie przekonania, że same głośniki najwięcej ważą na brzmieniu, jednak z taką tezą można dyskutować, a pod względem funkcjonalnym Kii Three to symbioza DSP, wzmacniaczy i głośników, w której nie ma sensu wyznaczać hierarchii ważności.
Ostatecznie o brzmieniu decydują wszystkie elementy tego ściśle zintegrowanego systemu, choć przede wszystkim - logika i staranność tej integracji. Słuchamy więc nie głośników z jakimiś nietypowymi dodatkami, ale niemal całego systemu audio, wymagającego już tylko zewnętrznego źródła sygnału cyfrowego.
Warto przy tym zwrócić uwagę, że sposób działania Kii Three rozwiązuje wiele problemów związanych zarówno z akustyką pomieszczenia, jak i "synergią" z pozostałymi komponentami systemu. Znacznie mniejsze jest ryzyko, że głośniki dobrze grające podczas prezentacji w sklepie, zagrają zupełnie inaczej w naszym domu.
Ich "odporność" na rezonanse pomieszczenia opiera się na ukierunkowaniu basu, a jego poziom jest regulowany, może zostać dopasowany do sposobu instalacji; delikatniejszej korekcji podlegają też pozostałe zakresy, ale nie należy sądzić, że dzięki wynikającej stąd " elastyczności" charakterystyki, możemy osiągnąć dowolne rezultaty. Próbowałem różnych ustawień, co było słychać, jednak dość oczywista sygnatura Ki Three zawsze była obecna.
Ich neutralność oczywiście nie jest absolutna, w wymiarze liniowości charakterystyki mogą być wzorcowe, ale w zakresie barwy - jak każde głośniki (i wzmacniacze) - mają swoje preferencje i niedociągnięcia, trochę idą na skróty, co jednak też może być wzięte za dobrą monetę; nigdy nie zagrały nerwowo i drażniąco, wszelkie dzwoniące i metalizujące dźwięki były wyraźnie i w znany sposób umieszczone w samym nagraniu, Kii Three takich momentów nie podkreślały, raczej odrobinę ujmując z ostrości i emocjonalności, niż cokolwiek dodając. Na swój sposób grają spokojnie, chociaż zasadnicza dynamika nie jest tłamszona, obserwujemy raczej jej cyzelowanie, wymierzanie i pozycjonowanie każdego dźwięku.
Nie jest to brzmienie spontaniczne i swobodne, malowane mocnymi pociągnięciami - "kreska" tego brzmienia jest cienka i precyzyjna, a barwy nie do końca nasycone, chociaż dobrze różnicowane i separowane. Nic się nie rozmazuje, nie rozlewa, a spójność nabiera znaczenia dobrej organizacji całego brzmienia, a nie szykowania jakiegoś ciepłego ulepka, redukującego znaczenie detali i przestrzeni na rzecz kondesacji skupionej wokół średnich częstotliwości.
Brzmienia bardziej żywe, nasycone, z bliższym pierwszym planem, łatwiej wpadają nam w ucho, ale i łatwiej z niego wypadają... powoli, albo nawet raptownie, czymś męcząc i zniechęcając. Często właśnie element będący początkowo magnesem, z czasem okazuje się zbyt dominujący i determinujący każde nagranie; z jednej strony Kii Three też mają swój charakter, a nawet odrobinę efekciarstwa (bas natychmiast zwraca uwagę), jednocześnie podczas ich dłuższego odsłuchu nie pojawił się ślad znużenia ani "dręczenia"; wręcz przeciwnie - to brzmienie trzymało przy sobie dłużej, niż to zaplanowałem, niż było to absolutnie konieczne, aby poznać jego podstawowe cechy.
Jednocześnie rozbudzało i zaspokajało ciekawość, jak zabrzmi kolejne nagranie, jaki jest jego "prawdziwy" obraz, zarówno pod względem przestrzennym, jak i... basowym, i uspokajało - z każdym materiałem było przynajmniej znośnie, nigdy nie poczułem tego swoistego niepokoju, nie przeskakiwałem nerwowo z nagrania na nagranie, aby wreszcie usłyszeć coś ciekawego, bo wszystko wydawało się ciekawe, chociaż nie zawsze były "ciary".
Kii Three nie dają zastrzyku adrenaliny, nie wprowadzają nas w środek jazzowego klubu ani przed rockową scenę, działają raczej jak "otwarte okno", nie zapraszają nam do pokoju muzyków. Przez to okno wszystko jednak słychać bardzo dokładnie, i chociaż mamy świadomość, że słuchamy nagrań, a nie muzyki na żywo, to wszelkie akustyczne klimaty, jakie udało się zarejestrować, są pokazane z nadzwyczajną wiernością, wręcz pieczołowitością.
Kii Three słuchane cicho utrzymują dobrą czytelność, ale największe wrażenie robią przy średnich (najbardziej praktycznych) poziomach - staje się wtedy oczywiste, że żadne inne konstrukcje tej wielkości nie mają takiego potencjału basu, dynamiki i precyzji przestrzennej.
Kii Three są doskonałym narzędziem dla profesjonalistów, mogą też być bezproblemowym głośnikiem domowym, z powodzeniem konkurującym z systemami w podobnej cenie (biorąc pod uwagę koszt nie tylko głośników, ale też wzmacniaczy i przetworników).
Co dla jednych będzie zaletą, dla innych będzie problemem - Kii Three nie zmuszają, ale i nie pozwalają na szukanie "odpowiedniego wzmacniacza", "harmonijnego DAC-a", na szlifowanie brzmienia kablami głośnikowymi; znacznie redukują obszar własnej inicjatywy użytkownika, nie pozwalają na podsumowanie ich brzmienia formułką obiecującą raj na ziemi po dopasowaniu reszty systemu; niemal wszystko zostało tutaj już dopasowane.
* 2000 zł - cena opcjonalnego sterownika Kii Control
Andrzej Kisiel