Sonus już nas przyzwyczaił do swojego stylu, ale przecież wciąż coś w nim zmienia - powoli, po trochu, nie tracąc jakże cennego własnego wizerunku, a zapobiegając nudzie i skostnieniu. Przeciwdziałając też atakowi chińskich ni to plagiatów, ni to oryginalnych projektów, które kopiując najważniejsze rysy klasycznej sonusowej estetyki nie będą w stanie nadążyć za nowymi projektami.
Inaczej więc niż ProAc, tkwiący w okowach swoich prostopadłościennych skrzynek, Sonus jest bardziej elastyczny, potrafi być nawet zaskakujący - jak wtedy, gdy wprowadził szerokie obudowy Stradivariego i Elipsy.
Kolumna za 8000 zł nie daje dużego pola do popisu dla rewolucyjnych rozwiązań i najlepszych przetworników, ale i tak Sonusowi udało się błysnąć pomysłem. To chyba najtańsza kolumna wolnostojąca w historii firmy, a przecież trójdrożna!
Jak różne są oblicza trójdrożności, pokazuje przepaść między otwierającymi ten test potężnymi Ikonami 8, a miniaturowymi na ich tle kolumnami Sonus Faber Toy Tower - mniejszymi też od wszystkich innych kolumn tej grupy.
Nie należy więc upraszczać sytuacji, rekomendując kolumny trójdrożne tylko do dużych pomieszczeń, a dwudrożne do małych - przecież Studio 140 ProAca to układ dwudrożny (chociaż, co prawda, dość nietypowy), a z pewnością ich miejsce jest w pomieszczeniach większych niż optymalne dla kolumn Sonus Faber Toy Tower, jeżeli już uparcie uprawiać takie porządkowanie.
Uważam, że granice są tu bardzo płynne i zależą nie tylko od wielkości pokoju, ale bardziej od upodobań słuchacza. Pozostając już tylko przy Toy’ach, mogę je sobie wyobrazić zarówno w pokoikach kilkunastometrowych, jak i 50-metrowych salonach - oczywiście nie w celu obsłużenia imprezy z estradową głośnością.
Podłogowa zabawka
Kolumny wolnostojące pojawiają się już w ofercie Sonusa na równych prawach z podstawkowymi, które były kiedyś specjalnością firmy, jednak bezboleśnie i skutecznie przeniesiono charakterystyczne wzornictwo na grunt większych konstrukcji i dzisiaj również im nie można odmówić miana "prawdziwych" Sonusów.
Wśród nich są najdroższe, najbardziej reprezentacyjne modele. Jednocześnie firma stara się z powodzeniem udostępniać podłogowce również w najtańszych seriach (zwanych "kolekcjami").
Najnowszą niskobudżetową (na miarę Sonusa) kolekcją jest właśnie Toy. Jej minimalistyczny skład to podstawkowiec (Toy Speaker), podłogowiec (Toy Tower) i Toy Center. Taka jest zresztą ogólniejsza polityka firmy - kolekcje nie są liczne, w najnowszej Lutio, znajdującej się w cenniku bezpośrednio powyżej Toy’a, mamy analogiczny wybór.
Ciekawe jednak, że chociaż w trzech seriach mamy głośniki centralne (nie ma go tylko w najdroższej serii Homage), to subwoofer jest tylko jeden - w serii Cremona; być może nowe suby dokooptują do serii Lutio i Toy później, gdy ostatecznie wyjaśni się sprawa dostępności głośników subniskotonowych Peerlessa, na których dotąd bazował Sonus.
A czekać na to z wprowadzeniem znacznie ważniejszych modeli nie było warto. Zresztą subwoofer od biedy można sobie dobrać nawet z oferty innego producenta (problem jedynie estetyczny), natomiast centralny powinien być pod względem konstrukcyjnym zdecydowanie bliskim krewnym głośników lewego i prawego, aby zapewnić spójne, płynne brzmienie.
Same kolumny Sonus Faber Toy Tower swoją trójdrożnością trochę zaskakują, ale cała kolekcja pokazuje pożądaną logikę konstrukcyjną - głośnik średniotonowy Towera znajduje zastosowanie jako nisko-średniotonowy w podstawkowych Speakerach i w Centerze (tutaj już zdublowany, w typowej dla centralnych konfiguracji symetrycznej), a głośnik wysokotonowy jest wszędzie tego samego typu.
Nie ma w tym jeszcze nic nadzwyczajnego, ale ciekawostką jest swoista miniaturyzacja i same typy zastosowanych przetworników. Otóż wymieniony głośnik średniotonowy/ nisko-średniotonowy to typowa "dwunastka", a od wielu lat w roli głośników nisko-średniotonowych w monitorach Sonusa, niezależnie od ich pozycji w ofercie, występują "piętnastki".
Zresztą tak małe, 12-cm głośniki nisko-średniotonowe, a nawet średniotonowe nie cieszą się wielką popularnością również u innych producentów - bas z nich jest symboliczny, a w układach trójdrożnych nazbyt ograniczona moc i efektywność. Może jednak pojawił się jakiś nowy, bardzo obiecujący model?
Dobry stary znajomy
Zastosowany typ to dobry, stary znajomy - powiedzmy nawet, że bardzo dobry i bardzo stary, gdyż wywodzi się z Vify Premium Line PL11 (cała rodzina średniotonowych i nisko-średniotonowych), która… podobno nie jest już (od ponad roku) produkowana.
A szkoda, bo to głośnik wciąż nowoczesny i bardzo solidny, z celulozową, powlekaną membraną, odlewanym, aerodynamicznym koszem (jedna z pierwszych tego typu konstrukcji na początku lat 90.) i silnym układem magnetycznym.
Podobnie ma się sprawa z niskotonowym niskotonowym - jest trochę młodszy, lecz to też zasłużony weteran; 18-tka Peerlessa z charakterystycznie ściętym koszem (dlatego oznaczenie HDS 164) i membraną nomexową, czyli z celulozowej pulpy wzbogaconej syntetycznym włóknem.
W takiej wersji głośnik ten, dostępny początkowo tylko dla producentów, stał się dobrze znany z drugiej wersji Tempo Audio Physica, a sześć lat temu wypłynął na szersze wody, stając się dostępnym również dla hobbistów.
Od zeszłego roku zaczęły się jednak kłopoty z jego dostępnością, związane z zamieszaniem w samej firmie Tymphany (będącej właścicielem marek Vifa i Peerless). Zastanawia nas, czy Sonus rzutem na taśmę wykupił zapasy tego głośnika, czy zamawiając większe ilości, wciąż jest obsługiwany.
Zresztą zarówno w przypadku średniotonowgo, jak i niskotonowego, możemy mieć do czynienia z "wersjami specjalnymi", chociaż same metki z logo Sonusa tego nie gwarantują. Głośnik wysokotonowy to pierścieniowy XT25 w mniej znanej wersji z małym frontem, za którym zmieścił się mały neodymowy magnes.
Świetnie dopasowane
Zestaw przetworników na pierwszy rzut oka wygląda trochę zaskakująco, ale głośniki doskonale do siebie pasują – właśnie w towarzystwie pojedynczego 18-cm niskotonowego najbardziej proporcjonalnie wygląda 12-cm średniotonowy; z nim z kolei ładnie komponuje się mały tweeter. Nie chodzi tylko o wygląd, ma to swoją akustyczną spójność.
Otóż zaletą małego średniotonowego w ogólności, a PL11 w szczególności, jest ładna charakterystyka i dobre rozpraszanie w zakresie "górnego środka", co pozwala ustalić wysoką częstotliwość podziału - tutaj 4 Hz; wtedy nie potrzebujemy tweetera z niskim rezonansem, ale małe wymiary pomogą głośniki do siebie zbliżyć w celu zachowania dobrej charakterystyki kierunkowej przy wysokim podziale.
Odsunięcie głośnika niskotonowego od średniotonowego nie jest już kłopotliwe, gdyż częstotliwość podziału i tak jest tu znacznie - dziesięciokrotnie - niższa (400 Hz), dobą stabilność fazową uzyskujemy przy nawet znacznie większym dystansie między głośnikami.
Producent przedstawia zwrotnicę jako układ 3. rzędu, od dawnych zwrotnic 1. rzędu odszedł więc już daleko. I chociaż nie przysporzy mu to szacunku u ortodoksyjnych audiofilów, to zapewni lepszą kontrolę nad charakterystyką. A że zrównoważenie stało się dla Sonusa priorytetem, słychać nie tylko w tym teście.
Operując głośnikiem nominalnie nisko-średniotonowym jako niskotonowym i małym, ale dość mocnym głośnikiem średniotonowym (niski rezonans), konstruktor miał bardzo dużą swobodę w wyborze częstotliwości podziału między tymi sekcjami.
Wybór 400 Hz nie budzi wątpliwości, ale w związku z tym (i ze sposobem filtrowania) zastanawiająca jest celowość zastosowania bardzo dużej komory dla głośnika średniotonowego, w dodatku uzbrojonej w tunel bas-refleks!
To jednak tradycja Sonusa, aby w taki sposób aplikować średniotonowe. Jednemu i niewielkiemu głośnikowi niskotonowemu i tak zostaje dostatecznie duża objętość, aby osiągnął w niej optymalne parametry, zresztą HDS164 nie potrzebuje dużo.
Ach te smaczki
Obudowa Sonusa, nawet najtańszego, nie może być prostą skrzynką, Sonus Faber Toy Tower ma więc parę firmowych smaczków i jeden dominujący smak – po raz pierwszy nie tylko front, ale całą obudowę pokryto skórą, bez śladu naturalnego forniru; to też ciekawe, bo wskazuje, że tak rozległe zastosowanie tego materiału jest dla Sonusa tańsze niż okleinowanie.
Pamiętajmy jednak, że Sonus nie okleja dużych płaskich powierzchni, lecz wyprofilowane, mniejsze elementy, co jest trudniejsze. Nie zrezygnował z wyrafinowanych kształtów, skóra wygląda wciąż ekskluzywnie, do tego awangardowo, nie jest też "obcym ciałem" w sonusowym stylu.
Co prawda nie wprowadza to żadnego wyboru wariantów kolorystycznych, jednak czarny jest zdecydowanie najbardziej uniwersalny. Sprytnie pomyślane, wygodne - bo nieduże, ambitne - bo trójdrożne, szykowne, niebanalne i ogólnie bardzo sympatyczne.
Odsłuch
Testowanie kolumn Sonusa, a zwłaszcza opisywanie ich brzmienia, chyba już zawsze przypominać mi będzie jakiś pradawny artykuł na ich temat, w którym słowem - kluczem była "muzykalność". Może wówczas jeszcze nie tak bardzo, ale wkrótce potem, a tym bardziej teraz, określenie wyświechtane, a dla mnie nawet skompromitowane lub co najmniej potencjalnie niebezpieczne.
Bo większość innych stosowanych w opisach określeń, nawet jeżeli wykorzystuje pojęcia zaczerpnięte z innych sfer w nadziei na właściwe skojarzenie (podobne u recenzenta i słuchacza) – jak np. jasne, ciężkie, twarde, ciepłe - to przynajmniej tego właśnie próbuje, nie mówiąc już o tłumaczeniu brzmienia poprzez tak jednoznaczne stwierdzenia, jak neutralny, liniowy, rozdzielczy itp.
Inna sprawa, czy znajduje to pokrycie w rzeczywistości, ale przynajmniej nie można spierać się co do tego, że powinno! Co oznacza muzykalność? Wszystko, więc nic…
Słowo, które pozornie tak pięknie integruje wszystkie cechy potrzebne w brzmieniu kolumn czy jakiegokolwiek innego urządzenia audio, nie przybliża nam ani trochę charakteru opisywanego w ten sposób sprzętu. Co gorsza, łatwo sobie wyobrazić, że dla używającego tego słowa, "muzykalna" może być również przenośna empetrójka, bowiem w tym słowie nie ma żadnego zobowiązania, żadnego punktu odniesienia.
Owszem, jeżeli jest ono syntezą, podsumowaniem tekstu, w którym pojawia się sporo konkretu, możemy wtedy lepiej zrozumieć, co autor uważa – przynajmniej w tym konkretnym przypadku - za muzykalność. Jeśli jednak tylko "muzykalność" potrafi oddać wrażenia autora, w zasadzie nie powinien on siadać do recenzowania…
Może więc i ja już nie powinienem, bo sam pastwię się tutaj nad tym słowem bez opamiętania. Sprowokowało mnie jednak do tego nie tylko wspomnienie tamtego tekstu, lecz i brzmienie tych Sonusów. Nazwanie ich muzykalnymi nie byłoby fałszem, a dla wielu zainteresowanych wciąż największym komplementem.
Jednak zupełnie niepotrzebnie i niesprawiedliwie mogłoby też wywoływać ambiwalentne skojarzenia. W przypadku Sonus Faber Toy Tower nie trzeba robić żadnych uników i ogólników, omijając jakiekolwiek "trudne sprawy" wiążące się z podstawowymi cechami brzmienia.
Charakterystyka jest doskonale zrównoważona, jak zresztą pokazują pomiary – bardzo dobrze wyrównana. Komuś, kto nie potrzebuje dodatkowych podniet i rozbudowanej argumentacji, już to wystarczy za gwarancję co najmniej dobrego dźwięku, mimo że niektórzy mówią, iż z samej charakterystyki nic nie wynika…
Ależ wynika i akurat Sonus świetnie to pokazuje. Właśnie ten muzykalny, arystokratyczno-artystyczny, daleki od prymitywizmu technicznej ćwierćinteligencji (tak to widzą humaniści), natchniony Sonus Faber.
I założę się, że charakterystyka ta nie została osiągnięta tylko poprzez próby odsłuchowe, ale przy udziale systemu pomiarowego. Co więcej, postępowania konstruktora nie krępowały żadne pryncypia co do rodzaju stosowanych filtrów - posłużyły one tylko do osiągnięcia zamierzonego celu.
Owocem tej rzetelności jest doskonała spójność, zwłaszcza wyśmienicie przeprowadzone przejście między basem a średnicą - a dla układu trójdrożnego to wcale nie takie łatwe. Nie ma w tym zakresie ani żadnego osłabienia, ani pobudzenia, dudnienia ani zmulenia.
Jest płynność, zdecydowanie, spokój i nasycenie. I choć nie ma takiego wolumenu, jak w DLS, ani takiej dynamiki, jak w Paradigmach, to rezultat jest mimo to więcej niż satysfakcjonujący - zadziwiający jak na zastosowane środki; jeden 18-cm niskotonowy, mały 12-cm średniotonowy, a brzmienie kompletne, homogeniczne, kompetentne, nie wykazuje żadnego zawahania.
Kondycja "dolnego środka" jest doskonała i może poważnie podważyć przekonanie, że mocne przetwarzanie tego podzakresu jest możliwe tylko za pomocą dużych głośników średniotonowych; wyjaśnieniem jest jednak skala "przedsięwzięcia" - nie mówimy o kolumnach przestawiających ściany, o potężnej dynamice, lecz o trójdrożnej miniaturce, która emituje wcale nie miniaturowe brzmienie.
W takich konkurencjach, jak odtworzenie wokalu, Sonus Faber Toy Tower jest po prostu w tym teście najlepszy. I przyznanie tego wcale nie jest "nagrodą pocieszenia" wobec braku innych zalet. Ale jeszcze o środku pasma - dźwięcznym na górze i ładnie ocieplonym w dolnym podzakresie, choć nie tak bardzo jak w DLS-ie, gdzie niskie częstotliwości zdobyły wyraźną przewagę.
Sonus brzmi pełniej niż Dali (!), plastyczniej niż Paradigm, a także mniej zadziornie (w wyższej partii średnicy) niż ProAc, przez co wyważenie proporcji niesie w sobie zarówno kulturę, jak i uniwersalność, a także duży komfort dla słuchacza.
Bas jest pełny, nisko rozciągnięty, jednak nie nazbyt miękki, zwarty i operatywny; nie ma takiej mocy, jak z innych kolumn tego testu, ale przy "normalnym" słuchaniu - średnia głośność w pomieszczeniu ok. 20 metrów - nie odczujemy kompresji ani odchudzenia.
Wysokie tony są lekko wyodrębnione, ale nie agresywne, ilościowo dopasowane, poprawne, choć nie wyrafinowane - tu nie będę się rozczulał, bo i tak sukces całości jest bezdyskusyjny.
Ścisły związek perfekcyjnego zestrojenia układu trójdrożnego, jego zrównoważenia, neutralności z pięknym kształtem tonów średnich, do tego z niskim basem, w ramach eleganckiej, choć niedużej (więc niekłopotliwej) konstrukcji wolnostojącej sygnowanej szlachetną włoską marką. A wszystko za umiarkowaną cenę - to więcej niż klasa, to okazja. A że przy okazji są muzykalne…
Andrzej Kisiel