Z firmą Castle stało się to, co dotknęło też kilku innych, wcale nie mniej renomowanych, producentów z Wlk. Brytanii - najogólniej rzecz ujmując: popadli w kłopoty finansowe, które doprowadziły do wykupienia tych firm przez chińskich biznesmenów, mających kasę, możliwości produkcyjne i poszukujących rozpoznawalnych, renomowanych marek. Jedne z nich przepadły, inne trafiły w dobre ręce, dzięki czemu brytyjskie dziedzictwo nie zostanie zapomniane.
Do największych inwestorów jest zaliczany IAG (International Audio Group), który zgromadził chyba największą kolekcję, głównie marek głośnikowych. To z ich fabryk przybywają do nas już od dawna Wharfedale, Mission, a nawet elektrostatyczne Quady.
Teraz dołączyły Castle. "Zameczki" są w posiadaniu IAG już od co najmniej czterech lat, lecz dopiero teraz dogadano sprawy z nowym dystrybutorem, dzięki czemu ostatecznie pojawiły się na naszym rynku i w naszym teście.
Do sprzedaży wprowadzono niewiele nowych modeli, raczej konstrukcje już wcześniej znane, co w przypadku Castle nie wywołuje specjalnego rozgoryczenia, bo niektóre z nich zdobyły już niemal status "kultowych" i nawet bez jakichkolwiek modyfikacji znajdą klientów.
Poza tym, co już wielokrotnie komentowaliśmy, postęp w technice głośnikowej jest tak chimeryczny, że udane konstrukcje nawet sprzed dziesięciu lat, swoim brzmieniem mogą obronić się w konfrontacji z wieloma najnowszymi projektami.
Większy problem mógłby się pojawić w związku ze zmianami mody w zakresie designu, ale i z tej próby Castle wychodzą cało - dzięki specyficznemu stylowi, już dawniej wyróżniającemu firmę, który trudno poprawić, a zmieniając go, można się pogubić i stracić to, o co wielu producentów tak bardzo się stara, a Castle zdobyło to dawno - tzw. identyfikację. Castle jest jakby formą zamkniętą, wygodną do szybkiej eksploatacji, i być może z takim zamiarem została kupiona przez IAG.
Na temat Castle Conway 3 w materiałach firmowych czytamy: że to "all-new", czyli zupełnie nowa konstrukcja. Być może w czasach przedchińskich tego modelu nie było... Faktycznie nie przypominam sobie, ale mogłem też zapomnieć, było to dawno temu... Mimo to kolumna wygląda bardzo tradycyjnie. Gdyby ktoś mi powiedział, że to model sprzed np. piętnastu lat, mógłbym uwierzyć...
Obudowa
Zarówno obudowa, jak i użyte przetworniki wyglądają tak jak dawniej. Nie jest to słynna obudowa labiryntowa "twin-pipe", jaka była i jest stosowana w kilku innych konstrukcjach Castle, lecz bas-refleks - a mimo to dzieło Castle można rozpoznać po detalach jej wykonania.
Mało która firma nadaje dzisiaj luksusowy charakter swoim kolumnom tak staroświeckimi metodami jak ścięcia czy zaokrąglenia krawędzi frontu, ale właśnie dlatego Castle Conway 3 wygląda inaczej, a o prawdziwej elegancji i wyjątkowej atrakcyjności decyduje zastosowanie naturalnej okleiny w bardzo wielu wersjach kolorystycznych.
Jest to poważnym atutem firmy na rynku rozkapryszonych klientów. W dodatku temat został ciekawie opracowany, gdyż każdy z ośmiu wariantów jest przez producenta nie tylko nazwany, ale i krótko opisany.
Palisander, mahoń, orzech, czereśnia, klon, dąb naturalny (jasny), dąb antyczny (rustykalny - ciemniejszy) i dąb czarny - o każdym czegoś się dowiemy, głównie tego, kiedy był szczególnie popularny w Anglii i jakie znajdował zastosowanie. Fornir jest starannie dobierany, również z uwzględnieniem efektu "lustrzanego odbicia" między kolumną lewą i prawą danej pary.
System głośnikowy
System głośnikowy tworzą dwie "15-tki" z membranami plecionymi z włókna węglowego i znajdująca się między nimi 28-mm jedwabna kopułka - tym samym, przy regularnej wysokości całej kolumny (niecały metr), przetwornik wysokotonowy pojawia się dość nisko.
Układ jest dwudrożny (chociaż w takiej konfiguracji spotyka się czasem i dwuipółdrożne), z wysokotonowym przesuniętym ku krawędzi, znowu z zachowaniem reguły lustrzanego odbicia między kolumną lewą i prawą.
Otwór bas-refleksu znajduje się w dolnej ściance; w zasadzie otworem jest niewielka szczelina między cokołem a obudową, czego nawet moglibyśmy się nie domyślić, gdyby nie to, że cokół przykręcamy samodzielnie i dlatego konstrukcja nie skrywa przed nami żadnych tajemnic.
Odsłuch
Kolumny brytyjskie, pochodzące zwłaszcza z pewnej grupy firm, do której bez wątpienia należy Castle, były od dawna podejrzewane (a podejrzenia te często się sprawdzały) o serwowanie specjalnego rodzaju brzmienia. Miało ono polegać - z grubsza - na wyeksponowaniu średnich tonów w związku z koncepcją: że jest to zakres z definicji najważniejszy, niosący najwięcej muzycznych treści i emocji.
Była w tym też swoista kontra Wyspiarzy dla ówczesnego brzmienia dużej części kolumn niemieckich, w których z kolei obserwowano wzmocnienie skrajów pasma. Brzmienie "niemieckie" miało być komercyjne, efektowne i wulgarne, a "brytyjskie" - szlachetne, wyrafinowane, i... też komercyjne, bo przecież znajdujące określoną grupę odbiorców, tyle że w innej, bardziej audiofilskiej (anglofilskiej?) części rynku.
Taki schemat nigdy nie był ścisły, z czasem tracił na wartości głównie za sprawą upowszechniania się dobrze zrównoważonych charakterystyk po obydwu stronach frontu, i w ogóle bym do tych wspominkowych treści nie wracał, gdyby nie kolumny Castle Conway 3, które przeniosły mnie w czasie... jak do starego zamku, w którym poczułbym zapach cegły i dębowej stolarki czy czegokolwiek innego... co można w takich starych budowlach znaleźć.
Ciekawe było zarówno przypomnienie dawno niesłyszanego brzmienia, jak też jego skonfrontowanie z dwoma innymi brytyjskimi występami w tym teście - B&W i Mission. Porównanie to pokazało, jak różne style prezentują wspomniane marki, jak zwodnicze byłoby więc posługiwanie się "narodowościowymi" rekomendacjami, a zarazem ujawniło, że gdzieniegdzie można jeszcze spotkać owo magiczne staroangielskie brzmienie. Mamy je więc przed sobą i co się okazuje? Że straciło urok, że stało się archaiczne, że obnażyło swoje zmanierowanie?
Gdyby tak było, to bądźcie pewni, że napisałbym o tym bez wielkich ceregieli. Nie znajdziecie w archiwaliach moich peanów na cześć brytyjskiego brzmienia, prędzej pochwałę neutralności oraz liniowości. I teraz, po wielu latach, kiedy brzmienie to jest o wiele rzadsze - a może właśnie dlatego - znajduję w nim, w każdym razie w brzmieniu Castle Conway 3, ogromną dawkę pozytywnych emocji. Podejdźmy więc do sprawy... bez emocji, wyważmy racje.
Castle Conway 3 dostarcza jedno z najlepszych brzmień w opisanym gatunku. Jego miłośnicy powinni być nie tylko usatysfakcjonowani, ale wręcz zachwyceni, a ci, którzy dopiero szukają swojej drogi i najlepszych dla własnej wrażliwości bodźców, mogą się temu urokowi poddać i do klubu zapisać. Ale nie muszą. Nie ma szansy na to, aby przy grze w tym stylu grać jednocześnie w każdym innym.
W mojej ocenie największa umiejętność Castle Conway 3 polega na tym, że przy bardzo gęstym graniu, z nasyceniem niskich rejestrów, jak pokazują pomiary - po prostu z ich przewagą - nie tracą minimum przejrzystości, nie są zmulone, nie wydają się nawet zbyt ciemne...
Jakimś sposobem wysokie tony, choć bez wątpienia delikatne i utrzymywane nawet poniżej poziomu średnicy, mają swobodę, selektywność i tę odrobinę blasku, która gwarantuje nie tylko dobre naświetlenie detalu, ale i odrobinę "powietrza", dzięki któremu całe brzmienie nie jest zbyt duszne.
To jednak raczej zabieg higieniczny, ważny, ale dodatkowy, dla samych wysokich tonów nikt tego modelu nie będzie kupował. Dają one temu brzmieniu mocne alibi, że nie jest rzucone na pożarcie głodnej, grubej średnicy.
Najsilniejszy magnes tego brzmienia to jednak wciąż zakres średnich tonów, uprzejmie pozostawiających poletko do popisu wysokim tonom, lecz sprawujących tu rządy - mądre i niewyniosłe. Średnica jest bowiem tyleż silna, co delikatna; miękka, ale nie rozmemłana; plastyczna i dźwięczna.
Z wokali emanuje ciepło, uczucie, lecz nie są one jednostronnie ugrzecznione i całkowicie wyprane z mocniejszych akcentów. Krzyczeć nie będą, czasami pojawia się efekt nosowości, lecz równie często wokalista potrafi wyjść do przodu, zająć wyraźne miejsce, wypełnić je mocnym, soczystym dźwiękiem.
Chociaż do ostrego rocka Castle Conway 3 raczej się nie nadają, to zwykle potrafią zreinterpretować muzykę w taki sposób, aby podkreślić w niej płynność i melodykę. Sprawami technicznymi i realizacyjnymi zajmują się na drugim planie.
O tyle, o ile można, starają się nie wyciągać brudów i ostrości. Stąd też Conway 3 nie jest mistrzem analizy ani dynamiki, ma jednak całkiem spore możliwości kreowania dużego, obfitego, komunikatywnego brzmienia.
Bas zostawiłem na koniec, chociaż wcale nie wlecze się on w ogonie ani pod względem poziomu, ani szybkości działania. W zasadzie wszystkie przymiotniki opisujące środek pasma dotyczą basu - jest on zharmonizowany ze średnicą, daje proporcjonalny, solidny i przyjemny fundament, unika twardości oraz zaokrągla uderzenia.
Myślę, że to brzmienie Castle Conway 3 nadaje się zarówno do wirtualnego muzeum brzmień jako wzorzec określonego stylu, jak i do wielu współczesnych systemów oraz salonów, do muzyki wszelakiej i dla klientów szukających analogowego ciepła a także elegancji. Zamki na piasku? Wcale nie.
Andrzej Kisiel