Nowe projekty JBL-a serii Studio 5 są bardzo nowatorskie, Castle po zamkowemu stylowe, PSB nowocześnie wysmakowane, ESA solidne i szlachetne, B&W eleganckie oraz przebogate, za to Mission, mimo że pokazują znane już od dawna cechy tej firmy, zdobywają tytuł najciekawszych - pod względem kształtu i konfiguracji układu głośnikowego.
Nie ma tu już nic rewolucyjnego, bo chyba wszystkie głośnikowe rewolucje mamy za sobą... ale jest tych kilka elementów, które przynajmniej pod koniec XX wieku były nowe i do dzisiaj pozostały w strefie rozwiązań mniejszościowych.
Głośnik niskotonowy
Firma nie kładzie już na to dużego nacisku, lecz chyba wciąż najważniejszą cechą, nie tylko techniczną, ale i użytkową, zaaplikowaną kolumnom wolnostojącym serii 79, jest umieszczenie głośnika niskotonowego na bocznej ściance.
Dzięki temu może on mieć średnicę większą, niż pozwalałaby na to umiarkowana szerokość frontu, albo - patrząc z drugiej strony - dzięki temu front, a w związku z tym cała kolumna może być znacznie węższa, niż gdyby...
Ale głośnik niskotonowy w Mission 794 SE też nie jest duży - jedna "18-tka" nie obiecuje potężniejszego basu niż z pozostałych kolumn tego testu, a biorąc pod uwagę tylko powierzchnię (membrany lub membran) zaangażowaną w przetwarzanie niskich częstotliwości, jest ona w Mission 794 SE, w porównaniu z pozostałymi kolumnami, najmniejsza.
Można to usprawiedliwić - dla prawidłowego działania głośnika niskotonowego istotna jest przecież nie szerokość przedniej ścianki, lecz objętość obudowy, która jest tu niewielka (producent nawet ją podaje - 19 litrów - nie precyzując jednak, czy chodzi tylko o komorę niskotonowego, czy w sumie z komorą średniotonowego, która też tutaj jest).
Zainstalowanie głośnika niskotonowego na bocznej ściance obudowy, w dodatku blisko podłogi, pozwala jednak na uzyskanie "basowej premii", zwłaszcza gdy kolumny ustawimy blisko ściany pomieszczenia, a ponadto otwiera wybór dla dwóch opcji, opisywanych przez producenta następująco: "W mniejszych pomieszczeniach należy ustawić kolumny głośnikami niskotonowymi do wewnątrz sceny, aby nie prowokować odbicia od znajdujących się blisko ścian bocznych, w pomieszczeniach większych - do zewnątrz".
Jak z tego wynika, kolumny jednej pary wykonywane są jako swoje lustrzane odbicia. Takie ulokowanie niskotonowego stawia szczególnie wymagania przed sposobem zestrojenia układu - częstotliwość podziału między sekcją niskotonową a średniotonową powinna być jak najniższa, co z kolei pociąga za sobą konieczność zastosowania dość silnego przetwornika średniotonowego, aby wytrzymał przyjęcie porcji niskich częstotliwości.
I inne...
Kwestię tę załatwiono prosto i skutecznie - w Mission 794 SE w roli średniotonowego obsadzono 13-cm głośnik nisko-średniotonowy z monitorów 790 SE, a w większych 796 SE - 17-cm z monitorów 792 SE. Jak z tego wynika, w serii 79 SE mamy dwa monitory i dwie kolumny wolnostojące, ale ponadto głośnik centralny 79C SE, surroundowy dipol 79 DS oraz subwoofer 79 AS.
Seria 79 SE (wcale nie Special Edition... lecz Sonically Enhanced!) zastąpiła serię 79, wprowadzając kilka udoskonaleń w zakresie konstrukcji obudowy i głośnika wysokotonowego.
Specyficznie ukształtowana górna część frontu obejmuje "odwrócony" układ średniotonowego i wysokotonowego, co ma zapewniać lepszą koordynację czasową promieniowania od obydwu głośników - rzecz dyskusyjna, ale na taką dyskusję nie mam tu ani miejsca, ani już ochoty.
Przy tak niskiej konstrukcji bezdyskusyjnym efektem ubocznym jest niskie położenie głośnika wysokotonowego; ponieważ nie mamy do czynienia z układem symetrycznym, jak w Castle, nie musimy się tym przejmować, nasza głowa nie musi znaleźć się na takiej wysokości, ale przy słuchaniu z niewielkiej odległości scena dźwiękowa będzie rysowana dość nisko. To z kolei też nie musi być wadą - w próbach odsłuchowych Mission 794 SE zagrały bardzo świeżo i swobodnie.
Aerodynamiczne wyprofilowanie wszystkich powierzchni i krawędzi w sąsiedztwie obydwu głośników przyczynia się, już bez wątpienia, do zmniejszenia niekorzystnych odbić fal oraz szerszego ich rozpraszania.
Boczne ścianki zbiegają się ku tyłowi, więc ponieważ nie są równoległe, to mniej prowokowane są rezonanse wewnętrzne (fal stojących). Obudowa jest więc bogata w różne wygięcia, łuki, skosy, różne detale, rozpoczynające się już od efektownych stożków wkręcanych w filigranowy cokół, w formie jakże daleki od "płyty chodnikowej", jaką serwuje B&W, a kończące się na cieniutkiej maskownicy, dopasowanej do modułu średnio-wysokotonowego. Wszystko to wygląda bardzo smakowicie, tym bardziej, że poza czarną wersją kolorystyczną dostępne są też palisandrowa i biała - również na wysoki połysk.
Odsłuch
Wysmakowane, starannie wykonane, lecz znacznie delikatniejsze niż większość kolumn tego testu, Mission 794 SE nie były naturalnym faworytem, prawdę mówiąc myślałem, że będą musiały od razu przejść do defensywy i udowadniać (w zasadzie musiałbym to robić ja...), że dobry bas, dynamika, swoboda - to nie wszystko, co może się podobać...
Byłoby trudniej, gdyby Mission 794 SE miały podobną górę pasma, jaką słyszałem już z Mission kilka razy wcześniej. Nie była zła, ale też - nie nadzwyczajna; nie była tym, co mogłoby tutaj wystarczyć: udowodnić klasę i wyrafinowanie kolumn za 7000 zł.
Już pierwsze dźwięki z Mission 794 SE pozwoliły odetchnąć z ulgą, że nie będę musiał "rzeźbić" recenzji tak, żeby wilk był syty i owca cała. A kolejne dźwięki przynosiły oczywistą przyjemność i chęć słuchania 794 SE dłużej, niż tego wymaga sam test.
Chociaż nie można postawić znaku równości między Mission 794 SE i Studio 580 w skali dźwięku, a tym bardziej w maksymalnym poziomie głośności, to obydwa brzmienia łączy świeżość, ekspresja, łatwość komunikowania emocji, otwartość oraz czytelność - dźwięk jest oczywisty, nieskompresowany i nieprzytłumiony.
Nie wymaga żadnego wysiłku czy długiego perswadowania sobie, że to dźwięk "dla wyrobionych oraz wymagających", a my przecież chcemy być wyrobieni i wymagający...
A wysokie tony? Wyśmienite! Delikatne, gładkie, rozdzielcze, słodkie - lecz nieprzesłodzone, niezlepione w syrop, potrafiące pokazać "okruszki" nadrobniejszych informacji i wybrzmień. Skomponowane harmonijnie ze średnicą, wyrównane, lecz wnoszące żywość, świeżość, nie tylko uzupełniające.
Brzmienie jest lekkie, zwiewne, lecz dostatecznie stabilne i nasycone. Nie jest potężne, nie imponuje masą i rozmachem - jest przekonująco naturalne, przede wszystkim lekkostrawne i przyjemne.
Środek - bardzo czysty, bez natręctw i podbarwień, nie wykazuje się gęstością znamienną dla Castle, lecz jest wolny od ryzykanckich prób ożywienia poprzez eksponowanie wybranych tonów, przy upośledzeniu innych, nie jest też bezwzględnie suchy i beznamiętny, w jakikolwiek sposób męczący - wokale są klarowne i wdzięczne, nie "wchodzą nam na głowę", ani też nie trzeba ich sobie rekonstruować na podstawie dziwnie nieprzystępnych, głosopodobnych dźwięków.
Przestrzeń budowana przez Mission 794 SE może konkurować z tym, co proponuje CM8 - scena jest szeroka i głęboka, ale przede wszystkim "napowietrzona", zarazem nie tworzy bytów nienaturalnych tylko dla samego "efektu", wszystko wydaje się trzymać ram dobrej równowagi i porządku.
Bas najmniej zwracał uwagę, nie raził też jednak "małością", co w sumie jest dobrą wiadomością w kontekście obaw o zachowanie się układu z niskotonowym na bocznej ściance - co prawda zauważalna grzeczność wyższego basu może sugerować jakieś osłabienie na przejściu w stronę średnich tonów, ale nie łamało to dobrej spójności, bas z pewnością nie wlókł się, nie został oderwany od peletonu głównych dźwięków.
W naszym teście kolumny stały dość daleko od bocznych ścian, podobnie od tylnej, grały bez kompleksów, radośnie i "pozytywnie", wcale niezestresowane tym wyzwaniem, ani nie zgasły, ani nie zaczęły piszczeć czy się odszczekiwać, jak małe kolumny doprowadzone czasami do rozpaczy wymaganiem nieco głośniejszego grania czy dynamiczniejszej muzyki.
Tym bardziej w mniejszych pomieszczeniach, do których są przeznaczone, zagrają pewnie z dużym wdziękiem, nawet jeżeli nie z przytupem, to z polotem. To najlepsze brzmienie Mission, jakie słyszałem, w tym sensie, iż po raz pierwszy jest to brzmienie, które zabrałbym do domu. A już wydawało się, że to mission impossible...
I jeszcze aneks. Dla wielu klientów głośnik niskotonowy na bocznej ściance, niezależnie od jego wielkości, może być nie mniej alarmujący niż wysokotonowa tuba.
Rozwiązanie to, jak mogło się w swoim czasie (ok. dziesięciu lat temu) wydawać, przełomowe i wyznaczające ważny kierunek rozwoju konstrukcji głośnikowych, jest niszowe przede wszystkim z powodu niezrozumienia, na jakiej zasadzie ów układ działa, jakie wykorzystuje prawa fizyki i akustyki.
Podobne nieporozumienia pokutują odnośnie otworów bas-refleks umieszczonych a to z tyłu, a to w dolnej ściance, co jakoby ma oznaczać bas wyeksponowany lub co najmniej zagrożony wzbudzeniem się, gdy kolumny ustawimy blisko ściany. To jednak wcale nie jest przesądzone, bo ostateczny efekt zależy od wielu innych czynników.
Andrzej Kisiel