Testy B&W to specjalny rozdział w historii audio w ogólności w szczególności; rozdział tak obszerny, że mogłaby powstać gruba książka, wielki album...
W naszych klasyfikacjach (na stronie internetowej), znajduje się rekordowa liczba dwudziestu testów B&W, a i tak nie są to wszystkie, jakie przeprowadziliśmy - nasza cyfrowa archiwizacja obejmuje okres od 2003 roku, a dorobek pierwszych ośmiu lat - pewnie drugie tyle - niemal poszedł w zapomnienie...
Na szczęście niektórzy posiadają egzemplarze archiwalne (ale nie pytajcie w wydawnictwie AVT, tam tak starych od dawna już nie ma...). Gdyby nie one, strata dla polskiej audiokultury (półżartem, półserio...) byłaby spora, jako że właśnie ponad dziesięć lat temu testowaliśmy protoplastów B&W 802 Diamond - zarówno Matrixy 802, jak i Nautilusy 802.
Tego nie zapomnę - sesji zdjęciowej tych drugich na wolnym powietrzu, w świetle dziennym, z laskiem natolińskim gdzieś w tle. Pewnie nie mogliśmy ich wtaszczyć do atelier naszego ówczesnego redakcyjnego fotografa, mieszczącego się w piwnicy jego domu, bo były to chyba największe i najcięższe kolumny do tamtej pory...
A miało to miejsce w roku 1998, prawie piętnaście lat temu - i dopiero teraz wracamy do tematu słynnych "802".
Nie było w tej sprawie wielkiego zaniedbania z naszej strony. Jak widać, B&W w tym okresie nie unikaliśmy, firma wymieniała produkty i serie, ale w zakresie referencyjnym, jakim są "800-tki", zmiany nie były częste ani nawet dramatyczne.
Od trzech lat jest w sprzedaży trzecia wersja serii - 800 Diamond, między nią a pierwszą - Nautilus 800 - była jeszcze 800 D. Zmiany konstrukcyjne, tak jak w nazewnictwie, mogą się wydawać delikatne, są jednak znamienne i ze sobą sprzężone.
Warto jeszcze przypomnieć, że wszystko zaczęło się w latach 80. od serii Matrix - jej nazwa odnosiła się do wprowadzonego wówczas systemu wzmocnień obudowy; nazwa Nautilus (serii wprowadzonej pod koniec lat 90.) odwoływała się do niezwykłego projektu ślimaka Nautilusa (jako że pojawiły się pewne konstrukcyjne zapożyczenia - np. "tubka" wysokotonowego), dodatek "D" zaznaczył wprowadzenie diamentowego tweetera (ale wtedy jeszcze nie do wszystkich modeli serii), wreszcie napisane w pełnym brzmieniu "Diamond" podkreśla tę cechę, którą obdarzono już wszystkie konstrukcje, nawet najmniejsze, podstawkowe "805-tki". Drobniejszych zmian jest o wiele więcej.
Trzymanie się dawnego, bo już piętnastoletniego wzoru (mam na myśli kształt obudowy i układ głośnikowy) jest zarówno usprawiedliwione, gdy ogólny projekt akustyczny został dopracowany, jak i uzasadnione z ekonomicznego punktu widzenia - a ekonomia ma w tych czasach wielkie znaczenie.
Maszyny i narzędzia, które przygotowano do produkcji obudów serii Nautilus 800, były największą tego typu inwestycją B&W w historii firmy. Przygotowanie nowych projektów i technologii byłoby oczywiście możliwe, ale poniesione koszty oznaczałyby o wiele wyższe ceny zupełnie nowej, hipotetycznej, referencyjnej serii B&W.
Z korzyścią dla wszystkich B&W dalej wykorzystuje stare maszyny, obudów zasadniczo nie zmienia, ale co jakiś czas unowocześnia same przetworniki, poprawia detale wykonania, o ile może, o tyle podąża za trendami mody - seria Diamond jako pierwsza jest produkowana też w wersji z czarnym lakierem fortepianowym (pozostałe dwie - w klasycznych dla B&W, naturalnych fornirach: czereśniowym i "rosenut").
W poprzednich seriach, począwszy jeszcze od Matrixów 800, poprzez Nautilusy 800, aż do serii 800 D, "802-ki" występowały w towarzystwie potężnych, "beczkowatych" "801-ek", które w swoim czasie były flagowcami tych linii. "801-ki" zostały jednak zdetronizowane przez modele o symbolu "800", w proporcjach i układzie analogiczne do "802-ek", tylko większe; w najnowszej serii model 801 już się nie pojawił, na szczycie jest Diamond 800, bezpośrednio pod nim - B&W Diamond 802.
W ten sposób "802-ka" jeszcze bardziej zyskuje na znaczeniu, w swoich prapoczątkach została pomyślana jako "udomowiona", niewiele tańsza wersja referencyjnych "801-ek" i musiała z nimi konkurować o względy klienta. Prawdopodobnie wygrała te wieloletnie zawody i dlatego w swojej klasie cenowej została już sama ("800-tki" są wyraźnie droższe, kosztują prawie stówkę).
Najptężniejsze w teście
W porównaniu z konkurentami z tego testu B&W 802 Diamond są najpotężniejsze, przede wszystkim dzięki charakterystycznej, modułowej konstrukcji obudowy i jej nadzwyczajnej masywności. Tak "na oko" równorzędnym rywalem dla sąsiednich kolumn byłby model 803 Diamond, a nie prawie dwa razy od nich cięższy "802", lecz dobór rywali dyktowało nie oko, lecz cena.
Ścianki głównej "skrzyni" są przygotowywane z grubej sklejki, której kolejne warstwy się układa, skleja i ściska na wielkim "kopycie" - ta maszyna to owa inwestycja z XX wieku, każdy model serii 800 ma swoją.
Precyzja wykonania musi być bardzo wysoka, jako że w skrzyni "układa się" kratownica Matrix, połączona z zewnętrzną skorupą wzdłuż wielu krawędzi. O ile skrzynia niskotonowa jest podobna, ale mniejsza niż w modelu 800 Diamond, to moduły średniotonowy i wysokotonowy są dokładnie takie same - tylko te dwa modele serii 800 Diamond mają taką konstrukcję, z wyeksponowanym "balonem" komory głośnika średniotonowego, a dopiero na nim osadzoną "fajką" wysokotonowego; wszystkie mniejsze Diamondy zawierają już głośnik średniotonowy wprawiony w główne skrzynie (też znacznie prostsze).
Wyraźne odseparowanie mechaniczne wszystkich sekcji, prowadzące do poważnej redukcji wibracji przenoszonych zwykle pomiędzy głośnikami (głównie z kierunku niskotonowych na pozostałe), pozwala też upiec drugą pieczeń - nadać poszczególnym komorom optymalne dla nich kształty, zarówno po kątem tłumienia fal wewnątrz (pochodzących od tylnej strony membrany), jak i rozpraszania na zewnątrz.
Można nawet upiec pieczeń trzecią - o wiele łatwiej niż w kolumnach z płaską ścianką, nawet pochyloną, da się zaaranżować optymalne ułożenie wszystkich przetworników względem siebie (aby w ten sposób ustalić właściwe dla dobrego zgrania fazowego różnice w odległościach dzielących poszczególne głośniki od miejsca odsłuchowego).
Tę "elastyczność" konstrukcji modułowej wykorzystano w trakcie przemian, jakie przechodziły "800-tki", bowiem już w serii 800 D zmieniono poważnie zwrotnicę, wręcz jej "filozofię", a nowe charakterystyki fazowe poszczególnych sekcji wymagały przesunięcia do przodu przetwornika wysokotonowego; teraz znajduje się on w płaszczyźnie obręczy kosza głośnika średniotonowego, tak też znajdowałby się na płaskiej przedniej ściance, ale wcześniej, w serii Nautilus 800 był cofnięty.
To zmiana może niezauważalna dla laika, lecz ciekawa i istotna dla prawidłowego działania - przykład ten pokazuje, że ustawienie głośników, czy to na ściance pionowej, czy poziomej, czy w poprzesuwanych modułach, musi być skorelowane z działaniem zwrotnicy, że żadne ustawienie nie jest samo w sobie lepsze lub gorsze i na jego podstawie nie da się ocenić, czy kolumny mają "liniową fazę", "koherencję czasową" itp.
Głośnik wysokotonowy ma słynną już i "patronującą" całej referencyjnej serii kopułkę diamentową. Oczywiście nie powstaje ona poprzez obrabianie najszlachetniejszego kamienia, ale w procesie chemicznym (CVD - Chemical Vapour Deposition), w którym cząsteczki węgla osadzają się na formie w kształcie kopułki, tworząc strukturę krystaliczną, podobną jak w diamencie.
Diamentowa kopułka
Diament - to brzmi dumnie; na pewno jest to kopułka z pierwiastka, którego symbol chemiczny to C, a nie Be. W prezentacji jej przewag firma B&W dowodzi, że uzyskuje ona parametry nieosiągalne dla najlepszych kopułek metalowych, chociaż, co ciekawe, wspomina tam o kopułkach aluminiowych i tytanowych, ale o berylowych (Be...) już nie.
Porównanie dotyczy kopułek metalowych, a nie jedwabnych, gdyż kopułka diamentowa wpisuje się w nurt kopułek "sztywnych", "twardych", zdecydowanie preferowanych przez B&W, i tylko takich branych pod uwagę.
Ale mimo swoich zalet, mają one jedną podstawową wadę - rezonują ostrym "break-upem" na skraju pasma przenoszenia; więc podstawowa zaleta kopułki diamentowej jest taka, że przesuwa ten nieunikniony efekt daleko poza pasmo akustyczne.
Najnowsza wersja tego tweetera ma zmieniony, rozwinięty układ magnetyczny - oczywiście jest to magnes neodymowy, tylko taki zmieściłby się w wąskiej "fajce", ale dla zwiększenia siły napędzającej cewkę, poza głównym pierścieniem neodymowym, są jeszcze aż trzy inne, upakowane w jej pobliżu.
Głośniki
Zapewnienie wysokiej efektywności głośników z magnesem neodymowym jest szczególnie ważne nie dla samego osiągnięcia wysokiego poziomu, który w danym zespole głośnikowym może być nawet zbyt wysoki i będzie wymagał korekty (tłumienia) w zwrotnicy, ale dla niskich zniekształceń - im wyższa efektywność, tym niższa (przy określonym poziomie głośności) moc dostarczana do głośnika, a więc niższa temperatura jego cewki - a na wysoką temperaturę magnesy neodymowe są bardziej wrażliwe, mając jednocześnie mniejsze wymiary, słabiej sobie radzą z oddawaniem ciepła, dlatego często w ich konstrukcjach są małe radiatorki; tutaj tę rolę może pełnić cała aluminiowa fajka, stworzona jednak przede wszystkim w celu wytłumiania energii od tylnej strony kopułki, bez narażania jej na uderzenie fal rezonansów pasożytniczych.
Duże obciążenie głośnika wysokotonowego wynika tu jeszcze z wybranego przez B&W sposobu fi ltrowania - być może nowym, silniejszym magnesem i wyższą efektywnością rozwiązano problem, jaki ujawnił się w pierwszej generacji kolumn z filtrami 1. rzędu.
Głośnik wysokotonowy jest podłączony przez pojedynczy element, a więc kondensator z najwyższej półki, Mundorf Silver/Gold. Jaki by on jednak nie był, przy takim filtrowaniu do głośnika dociera też sporo obciążającej mocy z zakresu średnich częstotliwości.
Głośnik średniotonowy to równie mocny i charakterystyczny punkt programu. We wszystkich trójdrożnych konstrukcjach serii 800 jest stosowany chyba ten sam typ (a na pewno głośnik tej samej wielkości) - duża "18-tka". Firma nie rozmienia się na drobne, przygotowała jeden dostatecznie uniwersalny, a jednocześnie bardzo wyspecjalizowany przetwornik średniotonowy.
Jego uniwersalność wynika właśnie z dużej średnicy, która wiąże się z dużą "wydajnością" i możliwością współpracy nawet z potężną sekcją niskotonową modelu 800 Diamond, a tym bardziej z nieco skromniejszymi w modelach 802, 803 i 804, a jego wyspecjalizowanie - przede wszystkim ze "sztywnego" zawieszenia FST (Fixed Suspension Transducer), które nie pozwala stosować go w roli głośnika nisko-średniotonowego (nawet gdyby miał ku temu odpowiednio długą cewkę), ale poprawia pracę w zakresie średnich częstotliwości.
Membrana
Właściwości Kevlaru nie zmieniły się chyba w ciągu ostatnich trzydziestu lat. Od kiedy B&W stosuje takie membrany, firma nie zmieniła nawet koloru, trwając przy tradycyjnym, żółtym, o tyle "identyfi kującym", Specjalne właściwości membrany z Kevlaru wynikają przede wszystkim z plecionej struktury, która rozprowadza falę od cewki wzdłuż włókien, drogami o różnych długościach, a nie po najkrótszej drodze (po promieniu), stąd czający się w każdej membranie rezonans fali stojącej, powstającej między cewką a zawieszeniem, zostaje tym sposobem bardzo skutecznie rozproszony, bez potrzeby wprowadzania tłumienia innymi sposobami.
Nasączanie membrany z Kevlaru jest konieczne, ale głównie w celu ustabilizowania jej włókien i wypełnienia naturalnych mikroszczelin plecionki. Taka membrana nie jest jednak bardzo sztywna, i chociaż często spotykana w głośnikach nisko-średniotonowych (ze względu na zalety w zakresie średniotonowym), to już nie w wyspecjalizowanych głośnikach niskotonowych, przynajmniej nie w konstrukcjach B&W.
Tutaj firma słusznie stawia na sztywność, podobnie jak... w głośniku wysokotonowym, co jest już kontrowersyjne (w opozycji są konstruktorzy wybierający miękkie membrany jedwabne), tylko dla średniotonowego robi wyjątek; firmowa dewiza trzymania się idealnej pracy "sztywnego tłoka", od lat pryncypialnie prezentowana przy głośniku wysokotonowym, nie jest więc w sumie taka konsekwentna, ale bezlitosna konsekwencja wcale dobrym rozwiązaniom akustycznym nie służy, tutaj zawsze trzeba wypracować jakiś kompromis.
Balon z Marlanu jest bardzo zaawansowaną formą komory średniotonowej, wywodzącą się z Nautilusowej linii transmisyjnej. Żadna inna konstrukcja w tym teście do tego tematu w ogóle nie nawiązuje, zamykając głośnik średniotonowy w zwykłej komorze, wydzielonej w obudowie, o optymalnej objętości i wyłumieniu.
Może to wystarczy? Według B&W nie, sam kształt komory ma mieć duże znaczenie dla tłumienia fali od tylnej strony membrany, która powinna "uciec i nie wracać" - nie odbijać się i nie uderzać z powrotem w membranę; teoretycznie najlepiej takie zadanie wypełnia linia transmisyjna, ale w praktyce, dla idealnego działania, musiałaby mieć bardzo dużą długość; zamiast niej, bezpośrednio za głośnikiem, znajduje się objętość w formie kuli, a dopiero za nią krótka już, zwężająca się rurka; elementy precyzyjnie zestrojone, do czego dodano jeszcze trochę wytłumienia. Sam Marlan to kompozyt odporny mechanicznie i jednocześnie o wysokim tłumieniu drgań wewnętrznych.
Para głośników niskotonowych pracuje w obudowie bas-refleks (jedna wspólna komora), "wentylowanej" przez dolną ściankę; od razu widzimy szczelinę w formie klina, jaką utworzono między skrzynią a masywnym, lekko unoszącym się do tyłu cokołem, przez którą ostatecznie wychodzi na zewnątrz ciśnienie z układu rezonansowego; nie zobaczymy jednak tak łatwo - a jest co oglądać - wielkiego "leja", jakim jest wylot tunelu.
W niektórych konstrukcjach B&W dziwi mnie nieprzestrzeganie pewnego przepisu dotyczącego prawidłowego wykonania otworu, który powinien mieć powierzchnię odpowiednio dużą w stosunku do powierzchni i amplitudy głośników niskotonowych, by uniknąć, przy wysokim wysterowaniu zbyt dużej prędkości przepływu powietrza i powstających wtedy szumów.
Wgłębienia flow-port trochę pomogą, ale sprawy nie załatwią; tymczasem w B&W 802 Diamond port jest wzorcowy, luksusowy, na co pozwoliło jego umiejscowienie - aby złapać właściwą częstotliwość rezonansową, wraz z dużą powierzchnią trzeba wydłużać tunel.
W takim ustawieniu jest miejsce na bardzo długą rurę, oczywiście zakończoną dużym wyprofilowaniem również z drugiej strony. Magnesy neodymowe opanowały całą konstrukcję, mają je nawet głośniki niskotonowe, co występuje najrzadziej, ze względu na koszty.
Dwa neodymowe pierścienie umieszczono w połowie długości cylindra, w którym porusza się cewka, tworząc symetryczne pole magnetyczne powyżej i poniżej szczeliny; cewka nie tylko jest długa, co pozwala jej pracować z dużymi amplitudami, ale ma też dużą średnicę (a w związku z tym powierzchnię), dzięki której może utrzymywać niską temperaturę, akumulując nawet dużo ciepła.
Membranę Rohacellowa, samą w sobie bardzo sztywną, wzmocniono dodatkowo dużą nakładką przeciwpyłową i przyklejonym do niej karkasem cewki - to układ "grzyba", kolejny pomysł B&W. Pewnie w tym tekście wszystkich nie wymieniłem, ale chyba wystarczy aby uznać, że "802-ki" to wciąż kopalnia najnowocześniejszej techniki głośnikowej.
Odsłuch
Przymierzałem się kiedyś do kupienia "802-ek" D; było to kilka lat temu, zaraz po wspólnym teście "801-ek" i "800-tek". Zrobiły na mnie wrażenie, zwłaszcza te pierwsze, które niedługo potem przestano produkować, były one jednak zbyt duże (no i nietanie...), 800 D jeszcze droższe i wcale od "801-ek" nie bardziej przekonujące (moim zdaniem), więc może najmniejsze i najtańsze z ówczesnej topowej trójki - "802-ki"?
Zanim zdążyłem się do nich poważnie przymierzyć, powiedzmy, zmieniła się sytuacja, ale pozostała mi w pamięci jako jedna z najpoważniejszych opcji, której... nawet nie przesłuchałem. Co za braki w edukacji - nie "odsłuchać" tak ważnych kolumn...
Dlatego z ciekawością i pokorą pilnego ucznia, który jednak ma zaległości, usiadłem przed następcami 802 D - Diamondami 802. No cóż, różnic między tymi dwoma modelami już nie ustalę, ale będę "na bieżąco".
Lekcję odrobię rutynowo, zacznę wręcz prymitywnie - od wybranego zakresu częstotliwości, w dodatku od basu.
Tutaj tkwi przecież zasadnicza różnica konstrukcyjna między Diamondami 800 a 802. Jak wynika z wielu doświadczeń, zmiana basu, mająca nawet źródło w bardziej subtelnych ruchach, może prowadzić do poważnych przekształceń całego obrazu dźwiękowego, podobnie jest ze zmianą wysokich tonów, która potrafi "oszukiwać", że coś się stało z basem... a środek pasma tym bardziej jest w to zamieszany.
Mimo że potrafimy odróżnić dźwięki basowe od wysokotonowych, to naczynia te są połączone "zakulisowo", nie są to przecież pojedyncze sinusoidy, ale bardzo złożone dźwięki z tonem podstawowym i całą gamą harmonicznych, wreszcie zmienia się ogólny obraz, kontrasty, proporcje, balans tonalny całości.
To ogólne wyjaśnienie może się przydać o tyle, że często mamy do czynienia z konstrukcjami "z jednej rodziny", które różnią się np. dodatkowym głośnikiem niskotonowym - nie należy wówczas oczekiwać, że różnice brzmieniowe sprowadzą się wyłącznie do mocniejszego basu.
Zmienić może się bardzo dużo, również dlatego, że najprawdopodobniej układ ma nieco inną zwrotnicę - zestrojoną tak, aby uzyskać w nowej sytuacji najlepszą równowagę. Z drugiej strony, na pewno można się spodziewać wielu punktów zbieżnych między kolumnami z tej samej rodziny. W tym konkretnym przypadku nadzieje / obawy, że "802-ki" to "po prostu" "800-tki" ze słabszym basem, byłyby naiwne.
Sam bas rzeczywiście jest "słabszy", ale to i tak kolejny doskonały bas z serii 800. Z "801- ek" bas był potężny i zarazem przyjazny, lekko zaokrąglony (wcale nie mułowaty!), plastyczny i czytelny, rekordowo niski; z "800-tek" - dynamiczniejszy, twardszy, żylasty, z wyraźniejszym konturowaniem i mniejszą soczystością (w porównaniuz tym z "801"!), bardziej "męski", już bez zaokrąglania. Wreszcie bas z B&W 802 Diamond jest "czymś pomiędzy", i zamiast pisać, czym dokładnie, odsyłam do tego, co napisałem powyżej.
Dodam tylko, że ten bas może nawet wydawać się dość... delikatny - jest tak czysty, płynny, wyrównany, absolutnie wolny od dudnień i wzbudzeń, że nawet emitując dużą energię, grając swobodnie i dynamicznie, ani przez moment nie staje się fatygujący.
Bliżej mu więc może do basu z "801", ale jest go odrobinę mniej, nie jest tak obszerny i gęsty. To bas "wspierający", wpleciony w muzykę, ale nie zapisany na marginesie.
Nic w tym brzmieniu nie jest marginalne, wszystko jest żywe, dźwięczne, dynamiczne, a zarazem płynne, nasycone, niewyostrzone. Aby złapać byka za rogi i uchwycić "swoistość" tego brzmienia, trzeba uwzględnić trzy elementy - przejrzystość, która nie ma w sobie wyostrzenia, soczystość, która nie psuje owej przejrzystości i nie czyni brzmienia zmulonym, i wreszcie przestrzeń budowaną w głąb i wszerz, bardzo obszerną i doskonale rozplanowaną, ale wstrzemięźliwą z wychodzeniem pierwszego planu do przodu.
To ważne, bo pięknie połączona przejrzystość, nasycenie i "obecność" pozornych źródeł dźwięku nie dałaby się już połączyć z masywnym pierwszym planem, który musiałby akustycznie zasłonić to, co się dzieje za nim.
Inaczej ujmując ten wątek: "802-ki" w niezwykle profesjonalny, ale i przyjazny dla słuchacza i dla muzyki sposób kreują "obecność", lecz nie gotują muzyki w wielkim kotle tuż przed słuchaczem, nie stawiają solistów tuż przed nosem.
Barwa jest bogata, zróżnicowana, i co było dla mnie pewnym zaskoczeniem - dość łagodna, naturalna, wolna od syntetyczności czy szklistości. Tutaj Kevlar, tam diament i nic nie krzyczy, nie dzwoni, nawet nadmiernie nie błyszczy, a jednocześnie takie potencjalne problemy nie są ukrywane ociepleniem - wszystko jest czyste, wyraźne, nasycone, lecz nie przesycone dokładnie narysowane, ale nie przerysowane.
Góra pasma jest bardzo wszechstronna, neutralna, różnicująca, ma także siłę odpowiednią dla "krzepy" całego brzmienia; nie jest więc nadmiernie wysubtelniona i z mocnych dźwięków nie tworzy delikatnego cykania, nie wytwarza też specjalnego "powietrza" jako premii do zasadniczych dźwięków - wszystko, włączenie z najdrobniejszymi detalami, jest "konkretne", ma początek i koniec, nie ulatuje.
Dynamika - przez duże "D". Wszystkie kolumny tego testu mają jej dość, ale B&W 802 Diamond łączą szybkość z substancją, mają wciąż bardzo dużo z siły "801-ek", aby w tej dziedzinie "rządzić". Solidne, dokładne brzmienie, w każdym jego wymiarze, bez słabych punktów czy nawet przeciętności w jakiejkolwiek dziedzinie.
Nie czarują, grają superprofesjonalnie, z "pewnością siebie", wraz z muzyką emitują tę dodatkową moc, która służy... właśnie muzyce.
Andrzej Kisiel