Odtwarzacz CD Audiolab 8000CDE
Aluminiowe obudowy odtwarzacza Audiolab 8000CDE z grubymi ściankami przednimi, identyczna stylistyka - mimo że pochodzi z lat 80., wygląda całkiem świeżo. Bladoniebieski, ciekłokrystaliczny wyświetlacz, chociaż wydaje się spory, pokazuje maleńkie literki i jest mało pomocny. Oprócz sześciu przycisków sterujących napędem mamy mechaniczny wyłącznik sieciowy - bez stand-by.
Środek nie jest zatłoczony, sprawia jednak bardzo dobre wrażenie. Podstawą układów audio jest przetwornik D/A Cyrrus Logic CS4398, układ 24/192 o bardzo dobrej dynamice na poziomie 20 bitów. Wyjście, sprzęgane układem DC-Serwo, aktywowane jest przekaźnikiem. Na płytce widać miejsca pod dodatkowe wyjścia cyfrowe - BNC i TOSLINK, oraz pod drugą parę wyjść analogowych.
Wszystkie gniazda odtwarzacza Audiolab 8000CDE są złocone. Konstrukcja mechaniczna jest solidna, 'most' spina przód i tył nad napędem, płyta metalowa tworzy drugie dno, górna ścianka jest wyklejona specjalną matą.
Napęd bazuje na projekcie VAM1202 Philipsa. Urządzenie, choć tanie, wyposażono w trzy super-audiofilskie smaczki: wyłączanie wyświetlacza, wyłączanie wyjścia cyfrowego oraz możliwość zmiany filtra cyfrowego w przetworniku. Otrzymujemy do wyboru dwa filtry: 'slow' i 'fast'.
Fabrycznie Audiolab przychodzi z tym drugim ustawieniem i aktywowanym wyjściem cyfrowym. Zmian dokonuje się w menu odtwarzacza, nie ma niestety możliwości szybkiej zmiany 'w locie'. Z odtwarzaczem dostajemy wielofunkcyjny pilot, obsługujący CD i wzmacniacz - ale niestety nie - Audiolab 8000CDE, który w ogóle nie jest zdalnie sterowany.
Wzmacniacz Audiolab 8000SE
Front wzmacniacza przywołuje legendarny model 8000A. Z tyłu sporo gniazd - sześć wejść liniowych, w tym aż trzy pętle do nagrywania. Jest również wyjście z przedwzmacniacza i wejście na końcówkę. Gniazda głośnikowe do szczególnie solidnych nie należą, choć trzeba powiedzieć, że dokręcają się bardzo wygodnie.
Wnętrze Audiolabu 8000SE wygląda jak przeniesione z droższych konstrukcji. Układ w całości jest tranzystorowy, zmontowany na jednej płytce. Sygnał ze złoconych gniazd RCA biegnie ścieżkami do przedniej ścianki, do ładnych mechanicznych selektorów - odsłuchu i nagrywania.
Stąd od razu trafia do przedwzmacniacza - rozbudowanego układu aktywnego na tranzystorach niskoszumowych, z dobrymi elementami biernymi - m.in. kondensatorami polipropylenowymi Wima i elektrolitami Elna 'Red' Cerafine. Końcówka również jest tranzystorowa, tylko w sprzężeniu zwrotnym użyto scalaka Burr-Browna OPA2134.
Tranzystory końcowe zostały wzięte wprost z droższej konstrukcji, razem z radiatorami. To pary komplementarne Sankenów 2SA1216 +2SC2922, przykręcone do siebie 'plecami' za pośrednictwem pióra wypuszczonego z radiatora. Za wyjściem słuchawkowym mamy dedykowany mu wzmacniacz (też na tranzystorach), a nie przekierowanie sygnału ze stopnia końcowego.
Jednak po wpięciu słuchawek automatycznie odcinany jest sygnał do końcówki i zapala się druga dioda na przedniej ściance. Regulacja wzmocnienia odbywa się w dużym Alpsie. Sekcja zasilacza zawiera dwa duże kondensatory Elny i transformator toroidalny. Widać dbałość o prowadzenie masy - wszędzie gwiazdy, bardzo grube, nieraz podwójne kable masowe, np. z kondensatorów do tranzystorów.
Jakiś czas szukałem w pudełku wzmacniacza Audiolab 8000SE pilota. I się nie doszukałem. Okazuje się, że urządzenie nie jest zdalnie sterowane. To jeden z kosztów sprowadzenia Audiolaba na tak niski pułap cenowy.
Audiolab 8000CDE + 8000SE - odsłuch
Słuchając Audiolaba obok NAD-a i Marantza można zauważyć, że konstruktorom spod skrzydeł IAG udało się połączyć dynamikę i żywość tego pierwszego oraz wyrafinowanie i precyzję drugiego.
Ale nie do samego końca: średni bas nie 'kopie' jak w NAD-zie, zaś pozycjonowanie instrumentów nie jest aż tak dokładne jak w Marantzu. Jednak tym razem po prostu niczego istotnego nie brakuje, i stąd słucha się tego świetnie. Chociaż słyszymy naturalną żywość, to nie jest to żywiołowość i porywczość - Audiolab 8000SE gra uważnie, delikatnie.
W porównaniu z drogimi urządzeniami temperatura nie jest specjalnie wysoka, ale dużo zależy od konkretnego nagrania. Wes Montgomery z płyty "So Much Guitar!" był podawany nieco z tyłu, jednak bez przytłumienia i zawoalowania.
Nie mamy intensywności ani 'obecności', pozostaje klarowność i wyrazistość; ustrzeżono się także przed miniaturyzacją - to nie jest pitu- pitu, to nie jest granie zza zasłony. Jest dobry atak, mocne blachy, zwinny bas. Kontrabas pokazał się bez pogrubiania, z siłą i zwartością.
Na płycie "Violator" Depeche Mode, a to płyta nagrana dość twardo, basu jest pod dostatkiem. Audiolab nurzał się w pomrukach, mocnych szarpnięciach itp. Nie było wybitnej definicji tego zakresu, jednak jak za te pieniądze, program obowiązkowy został wykonany.
"Pasadoble" Larsa Danielssona i Leszka Możdżera to wzorcowe nagranie kontrabasu i fortepianu. Utwór nr 5 to wirtuozerski popis współdziałania. Scena była za każdym razem bliżej środka, bez rozgrywania wydarzeń na dużych połaciach, ale konsystencja była znakomita.
Nie ma specjalnej rozdzielczości, żeby jednak ustawić wszystko w odpowiedniej perspektywie, trzeba powiedzieć, że to ograniczenie wszystkich produktów tej klasy cenowej. A trzeba skomplementować świetne odtworzenie płyty "The Girl from the Other Room" Diany Krall. Głos był lekko podniesiony przy sybilantach, całość została w ładny sposób sklejona.
O tym, że mamy do czynienia z naprawdę dobrym zawodnikiem, który nieźle rozpoznaje jakość nagrań, można się też było przekonać przy najnowszej, znakomitej płycie In the Raibow grupy Radiohead. To nowoczesna, bardzo czysta realizacja, która wcale nie została przez Audiolaba rozjaśniona, a wręcz przeciwnie - kiedy w nr 3 wchodzi ciepły, pozbawiony góry wokal, dokładnie takim go otrzymujemy.
W testowanej parze najbardziej podoba mi się wzmacniacz Audiolab 8000SE - jestem pod dużym wrażeniem jego budowy i dźwięku. Odtwarzacz jest po prostu jego dobrym kompanem, i chcąc kupić system, nie musimy silić się na szukanie innego.
Wojciech Pacuła