Odtwarzacz NAD CD C515BEE
Front w kolorze grafitowym, wykonany z twardego plastiku, nie odbiega dalece od tego, do czego przyzwyczaił nas NAD. Aby nie było jednak zbyt nudno, maskownica szuflady ma nieco wypukłą środkową część. Informacje wyświetlane przez niebieską matrycę dot-matrix widać bardzo dobrze.
Z prawej strony sześć przycisków sterujących pracą napędu, z lewej strony włącznik sieciowy. Przewód sieciowy jest nieodłączalny, prawa budżetu jednak dają o sobie znać.
Jednej parze gniazd RCA (niezłocone) z sygnałem analogowym towarzyszą dwa wyjścia cyfrowe - elektryczne i optyczne. Napęd jest podobny jak w Marantzu - to Sony z głowicą KSS-213. Wciąż możemy odtworzyć płyty CD-R/RW z nagraniami MP3 i WMA, jednak już bez CD-Textu - decyduje o tym inny układ kontroli.
Transformator ustawiono bokami względem układów i napędu, tak aby jego wpływ był jak najmniejszy, i przykręcono nie do dna obudowy, a do tylnej ścianki. Część zasilania przeznaczoną dla sekcji audio umieszczono tuż przy niej.
Układy części audio ulokowano na dwustronnej płytce. Na górze znalazły się elementy pasywne i DC-Serwo, zaś pod spodem DAC oraz układy scalone filtrów. Przetwornik to nowy Crystal Semiconductors CS4392 - 24/192 delta-sigma 5. rzędu. Ma on przyzwoitą dynamikę na poziomie 114 dB, a to oznacza realną rozdzielczość w okolicach 19 bitów.
Filtry z kolei zbudowano wokół dwóch stereofonicznych, niskoszumowych układów SA5532. Elementy bierne są przyzwoite, jednak bez ekscesów - to miniaturowe (choć przewlekane), standardowe oporniki i foliowe kondensatory. Nóżki są plastikowe, z gumowym kółkiem.
Wzmacniacz NAD C315BEE
Uświęconej długowieczną audiofilską tradycją estetyki NAD-a żaden recenzent nie ośmieli się krytykować. Jest jednak detal, który nieco mnie zdziwił - oto dioda 'Power' w CD jest niebieska, zaś we wzmacniaczu NAD C315BEE wszystkie diody są zielone.
Co więcej - w trybie stand-by dioda CD zmienia kolor na pomarańczowy, zaś we wzmacniaczu na czerwony. Nie wygląda to zbyt zbornie, globalizacja projektowania i produkcji prowadzi jednak do osłabienia kontroli nad pewnymi szczegółami.
Pomimo niewysokiej ceny NAD C315BEE ma wszystkie podstawowe regulacje (wraz z odłączaniem 'barwy'), sześć wejść liniowych (jedno z pętlą magnetofonową), gniazdo słuchawkowe, a nawet wejście dla MP3; podobnie jak w opracowaniach Rotela, działa ono na zmianę z jednym z wejść RCA (Disc). Kiedy wpinamy małego jacka, rozpinamy jednocześnie obwód wejścia Disc.
Wzmacniacz jest dość ciężki, głównie za sprawą dużego transformatora toroidalnego i dwóch przyzwoitych, odlewanych radiatorów. Uwagę poświęcono nawet takim rzeczom, jak ferrytowa tuleja na kablu zasilającym czy dwa filtry przeciwzakłóceniowe w metalowych puszkach.
Do radiatorów przykręcono komplementarne pary bipolarnych tranzystorów Toshiby (2SC5200+2SA1943). Cały tor jest wykonany na bazie elementów dyskretnych, scalaki znajdziemy jedynie w pętli sprzężenia zwrotnego końcówki. Duże uznanie budzi też przedwzmacniacz, dla którego przygotowano zasilanie dual mono.
Obok solidnych, choć niezłoconych gniazd głośnikowych widać zmontowany w technice SMD, maleńki układ zabezpieczający. Potencjometr to czarny Alps. Jedynie prowadzenie cienkimi kabelkami wraz z zasilaniem sygnału do i z potencjometru oraz takież kabelki do gniazda słuchawkowego wskazują, że mamy do czynienia z urządzeniem niskobudżetowym. Jeszcze nieodłączalny kabel sieciowy... Piloty są wygodne, choć z CD nie da się sterować wzmocnieniem.
C515BEE + C315BEE - odsłuch
Uważam, że NAD C315BEE, najtańszy wzmacniacz NAD-a jest lepszy od modelu C320BEE. Nie jest to zresztą chyba tylko moje zdanie. Zamówienia na C315 przekroczyły bowiem wszelkie oczekiwania, a sprzedawcom bardzo trudno przekonać klientów, że lepiej kupić droższy model.
C320 ma oczywiście pewną przewagę większej mocy, jeśli jednak kolumny mają przyzwoitą skuteczność, a nasz pokój odsłuchowy nie jest zbyt duży, wówczas przestaje to mieć duże znaczenie.
Bo NAD C315BEE z C515BEE w roli źródła robi tyle rzeczy tak dobrze, że jego ograniczenia schodzą na drugi plan. Bas jest mocny, szczególnie w średnim i wyższym zakresie, a góra łączy energetyczność z lekką słodyczą.
Źródła pozorne są duże, przysunięte do słuchacza. Kiedy słuchamy mocnej realizacji Allana Taylora Old Friends - New Roads, otrzymujemy symulację tego, co zdarzy się na droższych systemach: duży, pełny głos i dżwięczny fortepian. To tylko dwa elementy - wokal i fortepian, a dostajemy już mnóstwo muzyki.
NAD C315BEE gra z dynamiką, jednak na dużych kolumnach nie usłyszymy zwartej, mocarnej podstawy basowej. Stąd wyczyny z najnowszej płyty Boba Marleya Roots, Rock, Remixed, gdzie bas schodzi bardzo nisko, nie zostały odtworzone wzorcowo.
Świetnie wypadają wszelkie płyty z 'atmosferą', niezależnie czy jest to The Flying Club Cup grupy Beirut czy znakomite, acz już mające swoje lata wydanie XRCD płyty Brothers in Arms Dire Straits.
Największe ograniczenie NAD pokazuje w rozdzielczości. Hamulcowym jest w tej mierze odtwarzacz. Marantz CD6002, nie o wiele droższy (ale jednak...), potrafił więcej.
Wzmacniacz także nie jest mistrzem w tej konkurencji, ale w jego przypadku ogólne wrażenie naturalności tworzą zrównoważenie, znakomita barwa oraz bardzo dobra dynamika.
Gorzej nagrane płyty brzmią bezboleśnie, ale dźwięk nie jest tak otwarty i przejrzysty, jak w systemie Marantza. Góra ma złagodzony atak, przez co blachy są lekko ocieplone. Jest bardzo przyjemnie, chociaż nie do końca neutralnie.
Trochę ponarzekałem... a przecież system NAD-a jest w swojej klasie cenowej fantastyczny i chyba bezkonkurencyjny. Nie pod każdym względem depcze po piętach droższym systemom Marantza i Audiolaba , ale są elementy, w których to on okazuje się liderem. W ślepym teście trudno byłoby wskazać na system NAD-a jako na najtańszą propozycję.
Jeszcze nigdy nie dostawaliśmy tak dobrego dźwięku za tak niewielkie pieniądze. Pozostaje życzyć pary przynajmniej równie dobrych głośników.
Wojciech Pacuła