Integracja postępuje dalej, wzmacniacze są coraz lepiej wyposażone w przetworniki, a nawet funkcje strumieniowe, jednocześnie wiele z nich zaskakuje kompaktową formą, czemu świetnie służy doskonalenie techniki końcówek pracujących w klasie D. Z drugiej strony nie wygasła tęsknota do rozwiązań poważnych, tradycyjnych, która w skrajnej wersji kształtuje modę na vintage.
Mark Levinson jest jednym z największych autorytetów high-endu, a swój prestiż zbudował już dawno temu na bezkompromisowych urządzeniach "dzielonych" - nie tylko wzmacniaczach (przedwzmacniaczach i końcówkach mocy), ale też odtwarzaczach (transportach i przetwornikach).
Firma ma również na swoim koncie kilka wzmacniaczy zintegrowanych, a pierwszy z nich (No. 383) był sensacją raczej ze względu na niestosowaną wcześniej przez Levinsona formułę niż nadzwyczajne możliwości.
Levinson stara się pogodzić różne potrzeby. Zostawiając na boku kwestię ceny, taki zestaw nikogo nie wystraszy, a dla wielu będzie strzałem w dziesiątkę. Architektura, moc, wszechstronność, no i marka przynosząca wciąż wielki prestiż.
Mark Levinson wciąż utrzymuje swoją elektronikę w ryzach dwukanałowych, nigdy nie "splamił" się kinem domowym (co było łatwe o tyle, że Levinson należy do Harmana, który mógł "oddelegować" do tego zadania inne marki). W ofercie są nowoczesne źródła obejmujące zarówno odtwarzacze CD, jak i strumieniowe.
Kilka lat temu pojawiły się też gramofony, wcześniej (nawet przed 40 laty, gdy gramofon był na porządku dziennym) przez Levinsona nie tyle ignorowane, co pozostające poza obszarem jego czysto elektronicznej specjalizacji. Teraz Levinson stara się być "na czasie", a jednocześnie dbać o pozycję - nigdy nie znajdziemy go na niższych półkach cenowych (Harman ma od tego jeszcze inne marki).
W sekcji wzmacniaczy Levinson przygotował trzy integry i trzy dzielone - każdy złożony z przedwzmacniacza i końcówki jednoznacznie sobie przypisanych.
Najdroższa para to Mark Levinson No. 526/ No. 534, niżej jest No. 523/No. 536, a najtańsza ma oznaczenie No. 5206/ No. 5302. Dwa lata temu Levinson zaprezentował serię 5000 i jej dwa pierwsze urządzenia (albo jedno w dwóch wersjach) - wzmacniacz zintegrowany 5802/5805 (ten drugi o większym zakresie funkcji).
Na początku 2020 roku dołączył do nich gramofon 5105, a pół roku temu - właśnie testowany wzmacniacz dzielony. Cenę każdego z jego komponentów ustalono na 41 tysięcy złotych; taka sama cena za preamp jak za końcówkę dotyczy też pozostałych par: No. 523/No. 536 kosztuje 2 x 65 tysięcy, a No. 526/No. 534 - 2 x 88 tysięcy.
Numer 5206 to najtańszy, ale i najnowszy przedwzmacniacz w ofercie Mark Levinsona. Żaden inny nie może się pochwalić tak nowoczesną i zaawansowaną sekcją cyfrową.
Przedwzmacniacz Mark Levinson No. 5206
Front przedwzmacniacza Mark Levinson No. 5206 jest wysoki, jak na przedwzmacniacz, ale zagospodarowany bez przepychu. Zaawansowaną funkcjonalność osiągnięto dzięki dyskretnym narzędziom mikroprocesorowym, punktowa matryca to element firmowego stylu, po niej poznajemy Levinsony od 30 lat.
Duże pokrętła nie zostały opisane, co przy okazji wygląda nawet elegancko, ale przede wszystkim wynika z ich wielofunkcyjnego przeznaczenia. W domyślnym, najczęściej stosowanym trybie jest tradycyjnie: prawe to regulacja głośności, a lewe - wybór źródeł. Pod wyświetlaczem, znajduje się kluczowy przycisk Menu, po wywołaniu tego trybu pokrętła staną się narzędziami nawigacyjnymi.
Jest jeszcze włącznik zasilania oraz wyjście słuchawkowe. Wzmacniacz słuchawkowy przygotowano zarówno pod kątem słuchawek klasycznych, jak i współczesnych, zwykle o niskiej impedancji, co zapoczątkowały słuchawki.
W sekcji cyfrowej Marka Levinsona No. 5206 zaczynamy od najbardziej zwyczajnych wejść optycznych i elektrycznych współosiowych (po dwa w każdym standardzie), jest też bardziej "ambitne" AES/EBU, ale dzisiaj najważniejsze okaże się USB-B.
Podłączając na przykład komputer, prześlemy sygnały PCM 32/384 oraz DSD256, a No. 5206 błyśnie także dekodowaniem materiału MQA. Na dokładkę jest transmisja Bluetooth, i chociaż ten standard nigdy nie obiecuje najwyższej jakości, to tutaj może ona być przynajmniej przyzwoita dzięki wersji aptX HD.
Wyjaśnijmy, że nie ma odtwarzacza strumieniowego; nadzieję może budzić gniazdo LAN, jednak służy ono wyłącznie do komunikacji związanej ze sterowaniem, a także ewentualnymi działaniami serwisowymi.
Podobne funkcje pomocnicze pełni także USB-A, a obok jest jeszcze standard sterowania; RS-232, wyzwalacze, wejście dla sygnałów z zewnętrznego czujnika podczerwieni.
Niezależnie od porządnej sekcji cyfrowej, Mark Levinson No. 5206 to poważny, zaawansowany przedwzmacniacz analogowy. Do dyspozycji mamy dwa wejścia liniowe RCA, dwa XLR i jedno wejście gramofonowe - związanie są z nim dwie pary gniazd RCA.
W pobliżu samych gniazd ulokowano (niezależnie dla każdego kanału) panel mikroprzełączników służących konfiguracji. W przypadku wkładek MC zmieniamy impedancję w zakresie od 37 Ω do 1 kΩ (w dwunastu krokach), wzmocnienie jest stałe i wynosi 69 dB, co jednak powinno wystarczyć nawet dla bardzo egzotycznych, niskonapięciowych wkładek. W trybie MM są cztery warianty pojemności obciążenia: poczynając od bardzo niskich 20 pF do 170 pF.
Znając już kompetencje w zakresie obsługiwanych sygnałów, wróćmy jeszcze do menu. Podzielono je na pięć głównych kategorii. W pierwszej zajmujemy się wejściami.
Oprócz czułości i indywidualnych nazw, możemy zdecydować o trybie przedwzmacniacza phono, a dla układów cyfrowych włączyć lub wyłączyć upsampler i wybrać sposób filtrowania.
Mamy aż siedem filtrów cyfrowych, różnią się nachyleniem zbocza oraz rozkładem oscylacji wokół impulsu. Jest wśród nich najmodniejszy ostatnio tzw. filtr apodyzujący. Upsampler działa w dwóch trybach.
Dla sygnałów wejściowych z próbkowaniem 44,1 kHz (lub krotności) ustalane są docelowe parametry 32 bit/352,8 kHz, a dla bazowych 48 kHz (i pochodnych) będzie to 32 bit/384 kHz.
Ustawienie w pozycji "OFF" wyłącza wszystkie algorytmy, wysyłając do przetwornika C/A sygnał w natywnej postaci. Czy to ma sens? Nie mniejszy niż upsamplowanie, bo nie chodzi tylko o to, by poczuć się jak kiedyś (gdy płyta CD grała 16 bit/44,1 kHz); w tak "niskim" trybie nowoczesny przetwornik oferuje wyższą dynamikę (co nie znaczny, że koniecznie lepszy dźwięk, bo dzieje się to kosztem innych parametrów).
Dla DSD są cztery ustawienia filtrów dolnoprzepustowych. Zabawy będzie co niemiara. Czy wystarczy czasu na słuchanie muzyki?... Najciekawszym z ustawień w kolejnej grupie menu ("Volume") jest sposób działania elektronicznego regulatora głośności, a konkretnie - jak szybkie będą zmiany w różnych obszarach regulacji (czy głośność będzie narastać szybko, czy powoli). Tutaj mamy do wyboru trzy warianty.
Podobnie jak w końcówce mocy, przygotowano różne ustawienia zasilania, a raczej jego podtrzymania w stanie stand-by (szczegółowo omawiam tę kwestię w opisie końcówki).
Wszystkie "regulacje" są dostępne z menu przedwzmacniacza, natomiast dla zwolenników klikania i stukania Mark Levinson przewidział graficzne menu na bazie protokołu www, do którego możemy się dobrać siedząc na przykład na kanapie z tabletem. Pilot Marka Levinsona No. 5206 jest estetyczny i ergonomicznie wyprofilowany, ale możliwości aplikacji mobilnej są szersze.
Na pokrywie zasilacza naniesiono uproszczony schemat blokowy, w którym producent chwali się rozdzieleniem lewego i prawego kanału. Nie jest to bezkompromisowe dual-mono (do tego brakuje dwóch niezależnych zasilaczy).
Widoczna na pierwszym planie imponująca płytka to część analogowa. Wejścia przełączane są przekaźnikami, a w torze pracują wzmacniacze operacyjne Texas Instruments.
Regulacja głośności jest realizowana najbardziej typową (współcześnie) metodą - za pomocą scalonych tłumików. Trzeba jednak przyznać, że w tym przypadku zastosowano znakomite układy Micro Analog Systems MAS6116 - to scalaki stereofoniczne, a że są takie dwa (po jednym na kanał), to można założyć, że ścieżka sygnałowa jest zbalansowana.
Układy przedwzmacniacza pracują w klasie A Sekcja cyfrowa została oddzielona i ulokowana piętro niżej. Producent chwali się zastosowaniem autorskiego przetwornika C/A o nazwie Mark Levinson PrecisionLink II DAC - powstał on na bazie układu ESS Sabre z rodziny Pro, stąd też siedem trybów filtrowania sygnału, które wystarczyło tylko uaktywnić.
Przyzwyczailiśmy się mówić o potężnych, amerykańskich końcówkach mocy "piece", ale może już się od tego odzwyczailiśmy? No. 5302 to już nie piec, najwyżej piecyk... Bez obaw, masa 32 wskazuje, że wciąż mamy do czynienia z "prawdziwym" wzmacniaczem, a nie jakimiś impulsowymi sztuczkami.
Końcówka mocy Mark Levinson No. 5302
Mark Levinson No. 5302 wciąż imponuje radiatorami pokrywającymi całe boki, front tworzą grube panele, a jego centralna część jest dopasowana do podobnego elementu w przedwzmacniaczu. Dwa spore uchwyty są solidne i względnie subtelne, chociaż bez nich No. 5302 prezentowałby się jeszcze lepiej.
Wokół włącznika zasilania znajduje się wielobarwny pierścień sygnalizujący stan pracy i czuwania. Obsługa wzmacniacza wykracza poza schemat włącz/ wyłącz.
W dolnej części tylnej ścianki Marka Levinsona No. 5302 mamy kilka dobrze znanych złącz sterujących (wyzwalacze oraz RS-232), jest też USB i gniazdo LAN; sieć pozwala wgryźć się w zaawansowane menu, potrzebna jest do tego przeglądarka www (komputer, tablet).
Możemy np. wybrać jeden z trybów uśpienia, decydując, czy układy audio mają być odłączone, czy też zostawione "pod parą" i cały czas rozgrzane. Zdiagnozujemy też sprawność poszczególnych bloków, a nawet odczytamy temperaturę w różnych miejscach układu. Złącze USB może służyć do aktualizacji oprogramowania.
Dostępna jest jedna para wyjść głośnikowych, wejście jest zdublowane - w standardach RCA i XLR. Hebelkiem pomiędzy nimi wybieramy tryb pracy pomiędzy ustawieniem stereofonicznym i monofonicznym, w tym drugim kanały są mostkowane, a moc wzrasta dwukrotnie. Możemy więc zbudować układ dual mono z jednym przedwzmacniaczem i dwoma końcówkami mocy.
Zasilacz Marka Levinsona No. 5302 oparto na jednym transformatorze toroidalnym, zainstalowanym z przodu urządzenia. Płytki końcówek mocy są niezależne dla obydwu kanałów, przykręcone do bocznych ścianek. W ich obrębie zainstalowano nie tylko układy wyjściowe, ale również pozostałą część zasilacza, prostowniki i kondensatory filtrujące.
Tranzystory dużej mocy znajdują się przy dolnej ściance, dostęp do nich jest na tyle utrudniony, że nie udało się zidentyfikować typu elementów ani ustalić ich konfiguracji. Cyfrowy blok sterowania i obsługi sieci umieszczono na dolnym poziomie w dodatkowej, wewnętrznej komorze.
No. 5206 / No. 5302 - odsłuch
Mark Levinson to wielka tradycja i płynące z niej zobowiązanie, chociaż jak każda, nawet high-endowa marka (a może zwłaszcza high-endowa), ma nie tylko swoich wielbicieli. Nie każdemu musi pasować zawsze określony charakter brzmienia, poza tym przyjemnie jest podważać autorytety swoim własnym "złotym uchem" i wysokimi wymaganiami.
Takiej weryfikacji, krytyki sprawiedliwej i niesprawiedliwej nie uniknie też nowy numer Levinsona. Dla mnie jego brzmienie nie było zaskoczeniem, chociaż tym samym przewiduję, że będzie nim dla wielu innych. Słyszałem już zbyt wiele Levinsonów i zbyt wiele opinii o nich, aby się temu dziwić...
W pierwszym wrażeniu ten dźwięk może rozczarować nawet rozsądnego audiofila, jeżeli jego wrażliwość jest nastrojona na inny klimat i emocje, a tym bardziej początkujących, którzy "za takie pieniądze" i od takiej marki oczekują trzęsienia ziemi, fajerwerków albo wejścia do ich pokoju żywych artystów.
Jednak deficyt łatwych, natychmiastowych atrakcji może też być zapowiedzią głębszej i długofalowej przyjemności płynącej z doskonałego zrównoważenia - nie tylko tonalnego, ale w każdym wymiarze. Nic się nie wyrywa ani nic się nie chowa.
To dojrzała, spójna, kompozycja, w której pewnie można by jeszcze coś poprawić, lecz o wiele łatwiej byłoby popsuć. Levinson nie pozwala żadnemu zakresowi wyjść przed pozostałe, a nawet zaznaczać się oryginalnością.
Czasami zauważamy, że chociaż np. średnica nie jest wyeksponowana, to jednak zwraca na siebie uwagę jakimiś przymiotami: ciepłem, plastycznością, wyrazistością. Tutaj trudniej sformułować takie obserwacje, pochwały lub zarzuty.
Z Levinsona usłyszymy "w końcu" duże zróżnicowanie barw, wybrzmień, uderzeń i subtelności, jednak nie stanie się to natychmiast - będzie się pojawiało wraz z kolejnymi nagraniami, płytami, plikami itp., w zależności od wszystkich czynników zewnętrznych.
Levinson jest sprawny w różnicowaniu, ale prowadzi je w sposób wyrafinowany, a nie napastliwy. Nie zwiększa kontrastów, żadnego elementu nie "podkręca", nie udaje działania precyzyjniejszego, niż wynikające z neutralności, wcale nie męczy ostrością, raczej zaskakuje spokojem wymagającym i od nas uspokojenia...
Levinson nie służy kreacji wspaniałego dźwięku w każdych okolicznościach, nie wyczaruje naturalnych dźwięków ze słabego materiału, nie pomoże słabym kolumnom...Bez egzaltacji i manipulacji, ocieplenia i rozjaśnienia.
Uwaga - również bez odczuwalnego chłodu, "kliniczności", co Levinsonom bywa przypisywane. Jeżeli już, to brak podbarwień nie generuje szczególnej soczystości, a to ostatecznie może prowadzić do wniosku o suchość.
W porównaniu z wieloma wzmacniaczami Levinson jest w barwie bardziej powściągliwy, ale nie brakuje mu "substancji". Potrafi oddać dźwięki mocne i gęste, bez specjalnego "dopalania", swobodnie i naturalnie. Docenimy to nie tylko w momentach "piorunujących"; szczególna łatwość kształtowania dużych dźwięków przeplata się z delikatnością detali.
Levinson specjalnie nie błyszczy, lecz wnika w szczegóły spokojnie i rzetelnie. Nie wybucha basem przy każdej okazji, ani w najniższych rejestrach, ani wyżej - nie "podbija" rytmu, jego prowadzenie przebiega sprawnie, bez nadpobudliwości.
Średnie tony, tak ważne dla ustalenia audiofilskiej klasy urządzenia, nie będą się przymilać ani buzować i tanimi sposobami zdobywać naszego uznania.
Działanie Levinsona to nie jest "pokaz siły", która miałaby określać jego przewagę nad konkurentami. Dla spragnionych specjalnych emocji nie musi ona być taka oczywista. To demonstracja wytrawna, staranna, zaplanowana na dłuższą metę. Jej możliwości wynikają ze spójności i elastyczności, w łatwym przechodzeniu między różnymi klimatami nagrań.
Potrafi zabrzmieć masywnie, nie tracąc kontroli i selektywności. Wokale mogą być niskie, nasycone, ale nie będą specjalnie podgrzewane. Wyższy środek jest wolny od dzwonienia i szorstkości, gładki i dość uprzejmy.
Są wzmacniacze bardziej ekspresyjne, zarówno wśród tranzystorowych, jak i lampowych, bardziej surowe lub bardziej romantyczne. Levinson trzyma się z dala od skrajności, agresji lub sentymentalizmu, dzięki czemu ostatecznie łatwiej mu dotrzeć do sedna oryginalnych treści.
O wiele łatwiej pisać, czego Levinson nie robi, niż co robi. Jeżeli by jednak zakładać, że każdy wzmacniacz musi odcisnąć jakieś własne piętno (bo nie ma urządzeń idealnych), a dobry recenzent powinien je wychwycić... ostatecznie zgodzę się, że to brzmienie jest trochę "zachmurzone", zdecydowanie unika błyskotliwości, jaskrawości, analityczność jest dokładnością i dyscypliną.
Wysokie tony są przejrzyste, rozdzielcze, ale nie "odlatują" - kontynuują i dopełniają. Kto lubi więcej... nie będzie miał kłopotu, wystarczy dobrać kolumny, które je mniej lub bardziej eksponują, a robi to duża część.
Zresztą nieuchronnie duży wpływ kolumn to zawsze najlepszy sposób, aby czegoś dodać lub ująć, zaktywizować lub uspokoić, dobarwić lub wytłumić, zmienić równowagę i proporcje.
Wzmacniaczowi pozwólmy być wzmacniaczem o jak najmniejszym wpływie na charakter brzmienia. I z takiej roli Levinson wywiązuje się świetnie. Również panorama stereofoniczna będzie zależeć przede wszystkim od "otoczenia" systemowego i akustycznego, sam Levinson nie wydaje się w tej dziedzinie kombinować i manipulować.
W naturalny sposób koncentruje się w centrum, którego jednak nie przysuwa. Pierwszy plan jest oczywiście najbliżej, jednak i on pozostaje w pewnym dystansie w porównaniu ze wzmacniaczami bardziej "kreatywnymi" pod tym względem.
Za to akustyczna głębia jest dobrze czytelna. Wiele nagrań wywoła bardziej spektakularne rezultaty, ale sam Levinson o nich nie przesądza. Wykonuje swoją ciężką pracę rzetelnie i oddaje ją do dyspozycji całego systemu.