Egzemplarz, który dostaliśmy do testu, jest przeznaczony dla wkładek MC, o napięciu wyjściowym ok. 0,4 mV i obciążeniu 100 omów. Przedwzmacniacz μGroove to średniej wielkości urządzenie, z obudową wykonaną w całości z akrylu.
Jest to w konflikcie z poglądami innych producentów, dbających o to, żeby niezwykle czułe układy wzmacniające przedwzmacniacza były ekranowane przed zakłóceniami RFI i EMI. Tom Evans uważa, że sama bliskość metalu wpływa na sygnał w jeszcze bardziej niepożądany sposób. Warto zaryzykować niewielki przydźwięk, aby nie popaść w większe tarapaty.
Z przodu przedwzmacniacza Tom Evans Audiodesign Microgroove są jedynie napisy, w tym naklejka informująca, że ten konkretny model wyposażono w specjalny układ zasilający o nazwie Lithos.
Tom Evans Audiodesign Microgroove - przyłącza
Z tyłu mamy szeroko rozstawione, złocone gniazda RCA, złocony zacisk masy oraz trzypinowe solidne gniazdo dla zewnętrznego zasilacza, z małą diodą LED. Układ zmontowano na płytce drukowanej, przykręconej do dolnej ścianki.
Jak się okazuje, nie zrezygnowano tak całkowicie z ekranowania - pod spodem znajduje się niewytrawiona, dwustronna płytka drukowana (miedź!). W każdym kanale są trzy układy scalone, zajmujące się wzmocnieniem sygnału.
Starto z nich napisy, więc nie wiem, jakie to dokładnie elementy. Towarzyszą im precyzyjne, metalizowane oporniki i tantalowe kondensatory. W kilku miejscach z płytki wystają piny montażowe, na które nalutowano oporniki - tym właśnie sposobem przedwzmacniacz można dopasować idealnie do konkretnej wkładki.
Odsłuch
Przedwzmacniacz Tom Evans Audiodesign Microgroove czaruje - dosłownie. Jego dźwięk jest niebywale miękki, a przy tym ładnie zróżnicowany. Trochę w tym przypomina lampy - od tej lepszej strony. Między kolumnami, daleko w głąb, dźwięk się rozciąga jak miękka poduszka, na której składamy głowę.
Przekaz jest uspokojony - nie jest to wybuchowe, motoryczne brzmienie. Owa "miękkość" polega na lekkim namyśle, z którym podawany jest dźwięk. Mimo to skraje pasma wcale nie są wyraźnie stłumione, chociaż Micro z większym przekonaniem pokazuje instrumenty akustyczne, jak kontrabas czy blachy perkusji, niż generowane elektronicznie.
Najważniejsze jest jednak to, że to absolutnie spójny przekaz. Żadnych niepotrzebnych ostrości jak też zawahania. To piękne - może upiększone - oblicze czarnej płyty.
Wojciech Pacuła