Baterie (małe paluszki) umieszczamy w komorze za jednym z przetworników i nie służą one wcale do zasilania żadnego z powyższych układów.
JBL opracował własny system o nazwie LiveStage DSP, zadaniem którego jest modyfikacja sygnału (jak przekonuje producent, wszystko odbywa się w domenie cyfrowej), aby zniwelować problem sztucznej, upchniętej i ściśniętej wewnątrz głowy sceny dźwiękowej, na co "cierpi" absolutna większość słuchawek.
JBL stara się tak ukształtować sygnał, aby uzyskać przestrzeń o charakterze zbliżonym do tego, co słyszymy z klasycznej pary kolumn głośnikowych.
Układ jest jednak nieobowiązkowy i to od nas zależy, kiedy go włączamy i wyłączamy. A słuchawki potrafią pracować (już w trybie pasywnym) również wtedy, gdy energia w ogniwach ulegnie wyczerpaniu. Jak przekonuje producent, stanie się to po ok. 20 godzinach nieprzerwanej pracy.
JBL Synchros S500 kontynuują wzorniczy styl innych modeli z serii Synchros, wyglądają bardzo potężnie, dzięki szerokiemu pałąkowi i dość dużym muszlom.
W ich zewnętrznych obudowach wykonano kilka wąskich wycięć, które mogłyby wskazywać na konstrukcję otwartą lub chociaż jakiś typ otworów stratnych.
Jednak "500-tki" są klasycznym układem zamkniętym, a wycięcia pełnią tylko ozdobną funkcję. JBL zastosował duże, 50-mm przetworniki.
Czytaj również nasze testy słuchawek bezprzewodowych
Poduszki są okrągłe i wykończone skórą, swoim wyglądem nawiązują do profesjonalnego stylu, mają też trochę futurystyczny charakter, do tego są wykonane bardzo solidnie, więc mogą sobie zaskarbić sympatię zarówno młodszych, jak i starszych użytkowników.
Słuchawki łatwo się składają, można je ze sobą wszędzie zabrać, o co JBL zatroszczył się nie tylko projektując łamane przeguby, ale również dodając do kompletu sztywne etui.
Odsłuch
Pomysł na aktywny "dopalacz" sygnału wydaje się co najmniej interesujący, ale aby poznać charakter słuchawek, rozpocząłem od trybu pasywnego. JBL Synchros S500 brzmią potężnie, poważnie, muskularnie.
Równowaga jest przesunięta w stronę niższych rejestrów, przez co nie drażnią piskliwością, a dźwięk jest dostatecznie swobodny i otwarty. Chropowate czy rozjaśnione nagrania takimi pozostaną, lecz nie spowodują katastrofy.
Słuchawki tonują, uspokajają nadmierne emocje w zakresie wysokotonowym, nie tracąc przy tym dobrej rozdzielczości, ale brzmią raczej ciepło i przyjaźnie, niż analitycznie, mimo że pozorne źródła dźwięku są w typowy dla słuchawek sposób rozplanowane na linii uszu i chętnie "plądrują" wnętrze głowy.
Pierwsza uwaga związana z systemem LiveStage jest taka, że układ… działa, a jego efekty słychać bardzo wyraźnie. Przede wszystkim linia dźwięku podnosi się, przesuwa tuż nad głowę (lub w okolice jej czubka).
Nie jest to jeszcze idealna imitacja źródeł ustawionych przed słuchaczem, ale to, co słyszymy, wydaje się być luźniej związane ze sztuczną panoramą lewo-prawo. Dźwięki są też mniej wyalienowane, brzmią w większej symbiozie.
System LiveStage nie ogranicza się tylko i wyłącznie do przemeblowania informacji przestrzennej. Wpływa również na poprawę liniowości, przesuwa środek ciężkości w górę pasma, chociaż wciąż nie burzy spokoju i nie wprowadza ostrości.
Radosław Łabanowski