Kompletność ekstatycznego doznania wymaga jeszcze dwóch rzeczy. Po pierwsze - zespołów głośnikowych; po drugie - połączenia z siecią Internet. Bez niej można korzystać z niektórych funkcji i wejść, ale "zabawa" jest wtedy słaba (jak na rozmach, który proponuje Neo ACE).
Muzyka płynąca z sieci, czy ogólniej rzecz ujmując - z plików, jest ważna nie tylko w przypadku ACE, ale i wielu innych urządzeń Moona, bowiem firma nie oferuje ani odtwarzaczy płyt, ani gramofonów (chociaż przedwzmacniacz phono jest), a koncentruje się na DAC-ach i odtwarzaczach sieciowych; nie brakuje także wzmacniaczy zintegrowanych, które można uzbroić w opcjonalne moduły cyfrowe.
Na ich tle Moon Neo ACE to propozycja kompletna, system gotowy na wszystkie ważne standardy i funkcje. Przed urządzeniami tego typu stawia się też wysokie wymagania pod względem wyglądu. Nowoczesne systemy sterujące, oparte na smartfonach czy tabletach, umożliwiają (teoretycznie) schowanie ich, ale zwykle takie systemy pozostają "na widoku".
Moon Neo ACE - obudowa
Moon Neo ACE wygląda w tej trójce najbardziej "hajfajowo", jest relatywnie dość "surowy", wyraźnie spowinowacony ze wzmacniaczami, co sygnalizuje duże pokrętło głośności i potężne boki z zarysowanymi wnękami radiatorów (to jednak tylko elementy ozdobne). Jednak to wyświetlacz jest jedną z największych (pod względem użytkowym) zalet Neo ACE.
Matrycę wykonano w technologii OLED, co oznacza znakomity kontrast i czytelność - a jest się o co bić, bo nawet nie licząc menu, konfiguracji i bieżących detali związanych z wejściem czy ustalonym poziomem głośności, wyświetlacz jest kluczowy przy funkcjach strumieniowana. Podaje nam jak na tacy informacje o odtwarzanych materiałach, tak w warstwie danych technicznych sygnału, jak i samych ścieżek.
Siedmiu przyciskom przydzielono zadania związane z wyborem wejść, konfiguracją, nawigacją po menu, można także szybko wyciszyć urządzenie i przełączać tryby wyświetlacza. Neo ACE ma wyjście słuchawkowe, a nawet podręczne wejście dla źródeł analogowych (mini-jack).
Główną magistralą przesyłu danych będzie najpewniej sieciowy LAN. Chociaż do dyspozycji jest także bezprzewodowy moduł Wi-Fi, to połączenie przewodowe zapewnia najlepszą stabilność i przepustowość; sam producent zwraca nawet uwagę na ograniczenia w odtwarzaniu niektórych plików, występujące w trybie Wi-Fi (w takim przypadku rekomendowana maksymalna częstotliwość próbkowania PCM wynosi 48 kHz).
Moon Neo ACE - złącza
Moon Neo ACE jest wciąż dobrze wyposażony w wejścia analogowe, ale ustępują one palecie gniazd cyfrowych. Do dyspozycji mamy dwa wejścia optyczne i dwa współosiowe, a na dokładkę USB-B, którego domyślnym zastosowaniem jest oczywiście komputer.
Wejścia analogowe są w sumie trzy, dwa liniowe i jedno gramofonowe (dla wkładek typu MM). Można też podłączyć zewnętrzną końcówkę mocy i subwoofer. Nie zabrakło złącz sterowania (SimLink i RS232) i transmisji sygnałów IR (gdyby Neo ACE miał się jednak znaleźć w zamkniętej szafce), a na deser (czy on komuś smakuje, czy nie, to inna sprawa) mamy ukryty w obudowie moduł Bluetooth (transmisja w standardzie aptX).
W Neo ACE mamy do dyspozycji szeroką paletę gniazd przyłączeniowych. Podłączymy wiele źródeł i wiele urządzeń wpleciemy w system instalacyjny.
Moon opracował własny system MiND (Moon inteligent Network Device), na który składa się zarówno warstwa samego interfejsu komunikacji (LAN oraz Wi-Fi), odtwarzacza strumieniowego, jak i funkcje strefowe. W analogiczne moduły można wyposażyć inne urządzenia firmy, np. wzmacniacze zintegrowane; w przypadku Neo ACE wszystko zostało już zainstalowane fabrycznie.
Dzięki dodatkowi MiND urządzenie włączymy w sieć, zyskamy dostęp do nagrań w ramach domowych serwerów, ale także materiałów "z zewnątrz", radia internetowego czy popularnego serwisu Tidal - Moon postawił właśnie na Tidala, a nie na wszędobylski (i oferujący, jak na razie, niższą jakość dźwięku) Spotify; ten ostatni można jednak uruchomić, posługując się np. smartfonem i transmisją Bluetooth. Z systemem MiND jest również związana aplikacja dla sprzętu mobilnego, która pozwoli obsłużyć cały zestaw funkcji i sprzętu (lub tylko jedno urządzenie, np. Neo ACE).
Funkcjonalność odtwarzacza sieciowego opiera się na protokole DLNA. W ten sposób obsłużymy pliki PCM (m.in. WAV, FLAC, ALAC, AIFF) 24 bit/192 kHz oraz DSD64.
Najwięcej miejsca zajmuje zasilanie oraz układy audio, płytki cyfrowe to fi zycznie niewielkie (chociaż bardzo ważne) dodatki.
Jeszcze więcej oferuje wejście USB-B (i sekcja DAC), wówczas funkcję odtwarzacza spełnia oczywiście urządzenie zewnętrzne, np. komputer. W takim trybie do Moon Neo ACE podamy materiały PCM 32 bit/384 kHz oraz DSD256.
Duży transformator toroidalny jest bazą dla liniowego zasilacza. W Neo ACE pracują końcówki w klasie AB, jednak w nietypowej aranżacji - złożone z układów scalonych Texas Instruments LM3886. To kompletne moduły wzmacniające, mające nawet funkcję zabezpieczeń, jedne z najlepszych komponentów tego typu, pojawiające się często w projektach DIY.
Nie są to jednak układy dostatecznie wysokiej mocy, aby wystarczyły po jednym na kanał, stąd w każdym kanale pracują dwa, a na wspólnym radiatorze widzimy w sumie cztery. Sekcja przedwzmacniacza, chociaż ze sterowaniem mikroprocesorowym, utrzymuje sygnał w formie analogowej. Zastosowano niezłe wzmacniacze operacyjne NE5532, za regulację głośności odpowiada ponownie układ scalony.
Przechodzimy do modułu cyfrowego, gdzie znajduje się dość rzadko stosowany interfejs wejścia USB marki Atmel. Sam przetwornik cyfrowo-analogowy to bardzo dobry (choć już nie najnowszy) ESS Sabre ES9010.
Chociaż Wi-Fi jest dzisiaj obowiązkowym dodatkiem, to rekomendowana jest przewodowa sieć LAN, gwarantująca bardziej stabilną transmisję.
Odsłuch
Właściwie wszystko w dźwięku Neo ACE można, przyjmując szkolne standardy, ocenić na dobrą czwórkę z plusem. Taka wszechstronność przynosi jako premię wyjątkowy komfort dla słuchacza.
Neo ACE można słuchać długo i bez zmęczenia, w zasadzie od pierwszych chwil ten dźwięk jest zrozumiały, komunikatywny, lekkostrawny, nie wymaga wysiłku dosłuchiwania się czegokolwiek czy interpretowania nieciekawych elementów brzmienia jako przejawu profesjonalnej neutralności.
Moon Neo ACE gra rzetelnie, dokładnie, ale nie bezlitośnie. Dobra spójność i łagodna barwa nie staje na przeszkodzie dynamice i konturowości basu. Siła i zwinność niskich częstotliwości jest tutaj źródłem zarówno motoryczności i emocji, jak też... uspokojenia ewentualnych obaw: czy Neo ACE nie gra może zbyt spokojnie.
Bas nie rozwija się monumentalnie w najniższych rejestrach, ale trzyma kurs i daje puls każdej muzyce, w której dostaje choćby szansę na pojawienie się - i żadnej okazji nie przepuści.
Średnica jest równa, czysta, niepodbarwiona, wokale są ustawiane na dystansie wynikającym z samego nagrania, bez "wykrzykiwania" i podgrzewania, co może powodować wrażenie ich ograniczonej żywości.
Faktycznie inne systemy mają skłonność do podkreślania "obecności" muzyków, podczas gdy Neo ACE tylko - i aż - pokazuje ich we właściwych proporcjach, bez faworyzowania pierwszego planu. Odrobina więcej dźwięczności i swobody pewnie by nie zaszkodziła, ale przynajmniej jest bezpiecznie i całkiem przejrzyście - Neo ACE dobrze pokazuje różnice zarówno w barwie, jak i technice nagrania.
Wysokie tony również są chłodne, a przez to dokładne, selektywne, bez wyostrzenia i osładzania. Neo ACE ani nie kłuje w uszy, ani się nie przykleja, gra elegancko i kompetentnie, bez egzaltacji i napastliwości, ale też bez zmanierowania ociepleniem.
Przyjemność słuchania będzie w dużym stopniu zależała od jakości nagrania, ale rzadko kiedy będzie to przykrość. Neo ACE nie zmusza do wertowania kolekcji nagrań w poszukiwaniu tylko tych najlepszych.
Spośród wszystkich trzech testowanych urządzeń, Neo ACE ma też najbogatszy panel gniazd analogowych.
Po pewnym czasie wiedziałem, jakiego spodziewać się dźwięku wraz z kolejnymi, znanymi mi nagraniami. Niezależnie od dobrego różnicowania Moon Neo ACE stał się "przewidywalny"; nie jest to sprzęt odkrywający" ani "przerabiający", trzyma się schematu ze wszech miar poprawnego, dostatecznie dokładnego odtworzenia.
Teoretycznie można by jeszcze poprawić to i owo, czasami chciałoby się, aby coś w nim "zaiskrzyło", uderzyło, bardziej się rozpędziło, ale jest na tyle dobrze i harmonijnie, że byłoby ryzykowne ruszać taką kompozycję. Można się tym dźwiękiem cieszyć i przy nim odpoczywać.
Zawsze poprawne granie ożywia się w związku z gramofonem analogowym - sekcja phono zasługuje na oddzielne pochwały. Wprawdzie nie czeka nas tutaj rewolucja w dynamice i analityczności, jednak odczuwamy większe nasycenie, a ocieplenie nie spowalnia akcji; wydaje się nawet, że wprowadza większą swobodę.
Poprawia się scena, zyskując na trójwymiarowości, a pozorne źródła dźwięku stają się bardziej plastyczne - wciąż jednak, i osobiście to cenię, nie przybliżały się "na wyciągnięcie ręki" wtedy, gdy nie było to zamiarem realizatora.
Radosław Łabanowski