Na aluminiowym, anodowanym froncie widzimy pięknie wytoczone, efektowne pokrętło wzmocnienia. To wszystko. Wzmacniacz wyposażono jedynie w dwa wejścia - RCA oraz mini-jack; po włożeniu wtyku do tego ostatniego, gniazda RCA są odłączane, co pozwoliło zrezygnować z selektora wejść.
Pokrętło wzmocnienia pełni też funkcję wyłącznika sieciowego. W pozycji "off" świeci się obok czerwona dioda, która zmienia kolor na zielony po włączeniu urządzenia. Jedyną rzeczą, której mi brakuje, to wskazanie na gałce, w którym miejscu ślizgacza się znajdujemy.
Tangent AMP-30 Ampster - przyłącza
Tangent AMP-30 Ampster wydaje się być urządzeniem wyposażonym skrajnie minimalistycznie. Wynika to zarówno z oszczędności, przeznaczenia, jak i ustalonego stylu. Zawiera jednak kilka niespodzianek.
Czytaj również: Co to są wzmacniacze hybrydowe?
Kiedy popatrzymy na urządzenie z boku, zobaczymy wypukłość dolnej ścianki – przygotowaną dla transformatora.
Pojedyncze gniazda głośnikowe mają postać dziur na banany. Podobne stosuje np. Naim, jednak tam chodzi o "filozofię", tutaj o brak miejsca (i pieniędzy...). Obok umieszczono niezłocone gniada RCA oraz wspomniany mini-jack. Pierwszą miłą niespodzianką jest monofoniczne (L+R) wyjście do aktywnego subwoofera.
Takie rozwiązanie ma spory sens, gdy weźmiemy pod uwagę niską moc wyjściową Ampstera. Po drugiej stronie kolejny ekstra dodatek - gniazdo USB. Nie jest to jednak wejście audio, a wyjście do urządzenia MP3. Niestety, nie ma pilota.
Tangent AMP-30 Ampster - wnętrze
Wnętrze Tangenta AMP-30 Ampster , co nietrudno wydedukować, jest szczelnie zapełnione. Najwięcej miejsca zajmuje spory transformator toroidalny, "wpychający" się w wytłoczenie dolnej ścianki, oddzielony maleńkim radiatorem od mikrej płytki z układami.
Miniaturyzacja możliwa była dzięki zastosowaniu układów scalonych, zarówno w przedwzmacniaczu, jak i w końcówce mocy. Pomiędzy scalakami NE5532 widać niewielki, otwarty potencjometr.
Końcówka to dwa (po jednym na kanał) układy TDA2052. W układzie znajdują się dobre elementy pasywne – precyzyjne, metalizowane oporniki oraz kondensatory polipropylenowe.
Czytaj również: Jakie są i czym się charakteryzują klasy pracy wzmacniacza?
Jedynie dwa wejścia liniowe – RCA oraz mini-jack. Przez port USB możemy ładować urządzenia MP3, a dzięki wyjściu subwooferowemu zwiększyć potencjał mocowy całego systemu.
Odsłuch
Tangent AMP-30 Ampster wzmacniacz ma wyraźnie niższą czułość niż MAP-101 i PMA-510AE. Żeby uzyskać podobny poziom głośności, trzeba odkręcić gałkę niemal na maksimum. Imprezy nim nie nagłośnimy, zresztą podobnie jak Fatmanem.
Jeżeli jednak zastosujemy te dwa wzmacniacze zgodnie z ich przeznaczeniem, pozostając w granicach ich naturalnych kompetencji, to otrzymamy brzmienia... istotnie różne.
iTube gra substancją, barwą, plastycznością, Tangent AMP-30 Ampster ma lepszą rozdzielczość i przejrzystość sceny, która nie jest nawet specjalnie szeroka, jednak w ustalonych ramach źródła są dobrze pozycjonowane i rysowane wyraźną kreską.
Do tego zadziwiająco mocny bas, skupiający swoją energię w średnim podzakresie, dzięki któremu nie ma rozjaśnienia całej charakterystyki, schłodzenia, kliniczności czy metaliczności.
Tangent AMP-30 Ampster gra w wyższych rejestrach czystym, gładkim, momentami kremowym dźwiękiem, z nie męczącą górą pasma, choć dostatecznie selektywną.
Czytaj również: Co to jest przedwzmacniacz gramofonowy?
Urządzenie przybywa w eleganckim opakowaniu, z pomarańczowym, miękkim „pokrowcem”, kabelkiem połączeniowym mini-jack do MP3 i dwoma kompletami bananowych wtyków.
Dynamika w skali absolutnej jest ograniczona, przy wyższych poziomach dźwięk twardnieje, jednak pomimo "nikczemnej" postury Tangent AMP-30 Ampster potrafi zdobyć się przynajmniej na poprawność.
Większe wzmacniacze tego testu mogą więcej, jednak raczej w wymiarze ilościowym. Ampster jest wyraźnie najmniejszy i najtańszy, wręcz nie pasuje do reszty stawki, tyle że podobnych mu konkurentów trudno było znaleźć, więc przyczepiliśmy go do trzech wzmacniaczy z zakresu 1200-1400 zł.
To, że w ogóle się obronił, jest jego dużym sukcesem. Oczywiście szukając "prawdziwego" wzmacniacza, lepiej dołożyć kilkaset złotych, bowiem nie jest sensacją sezonu, która pokonała droższą i poważniejszą konkurencję. Jednak kto z jakichkolwiek powodów ma ochotę na taką zabaweczkę, może być spokojny, że to nie żarty, że da się z tego słuchać muzyki.
Wojciech Pacuła