Odsłona druga. Sonus Faber Aida pojawia się w Polsce. Jest możliwość przetestowania kolumn, lecz dystrybutor nie pali się do przywożenia ich do Warszawy; kolumny stoją w Katowicach, w salonie Audio Styl, podobno są tak wielkie i ciężkie, że ich dodatkowe kilkakrotne pakowanie i rozpakowywanie to wysiłek znacznie większy niż nasza jazda do Katowic z całym sprzętem.
Trudno, pakujemy się i jedziemy, chociaż nie wydaje mi się... W końcu zobaczyłem Aidy na własne oczy. To kolumny olbrzymie, a nie duże; dopiero potem sprawdziłem w danych katalogowych - ich masa wynosi 165 kg netto, a w "opakowaniu" (skrzynie) - 275 kg, czyli para waży ponad pół tony. Zdjęcia na reklamie i te inne, na których nie ma układu odniesienia, nie oddają powagi sytuacji. To nie są "trochę większe Amati".
Wrażenie jest tym większe, że zaskakujące; zmylić bowiem może układ głośników na przedniej ściance - konwencjonalny i wręcz skromny, jak na ostateczną skalę zjawiska, z dwoma przecież nie bardzo dużymi, bo 8-calowymi niskotonowymi, 18-cm średniotonowym i 1-calową kopułką znajdującą się najwyżej.
Taką konfigurację stosuje się w kolumnach o wysokości metra, czasami trochę więcej, ale nie... Znamy kolumny podobnej wielkości, a nawet większe, lecz mają one zupełnie inne konfiguracje przetworników, wymuszone faktem, że przetwornik wysokotonowy powinien znajdować się mniej więcej na wysokości uszu (siedzącego zapewne) słuchacza. Chyba nikt do tej pory do obudowy o wysokości ponad 170 cm nie "zapakował" takiego układu...
Obudowa Sonus Faber Aida
Dotychczasowy odnotowany rekord w "Audio" należy do Triangle Concerto o wysokości 160 cm. Tam jednak wysokość podkreślała smukła bryła kolumny, natomiast spora szerokość Aidy ją maskuje, sugerując w ten sposób mniejsze wymiary całkowite - oczywiście, dopóki kolumny nie zobaczymy "w naturze". Ale nawet wtedy, gdy zaskakuje i poraża nas jej wielkość, nie staje się ona opasłą szafą.
Mimo że jej całkowita szerokość wynosi pół metra (!), to skomplikowany design obudowy kolumn Sonus Faber Aida, pionowe podziały i łuki widoczne z przodu, a także nachylenie górnej ścianki, wyszczuplają ją wizualnie, dzięki czemu wygląda bardzo atrakcyjnie.
Wyobraźmy sobie (naszkicujmy na kartce papieru) prostokąt o podstawie 48 cm oraz wysokości 172 cm i wpiszmy weń taki układ głośników, jaki widzimy w Aidach... No przecież potwór.
Sonusowy styl, rozwinięty w kolumnach Sonus Faber Aida już chyba maksymalnie, z jego bogactwem kształtów, materiałów, faktur i kolorów, które skądinąd muszą być w takim produkcie wyśmienitej jakości - ale nie tylko - które trzeba dopasować, żeby nie wyglądał jarmarcznie, styl ten pozwala projektować zarówno małe, jak i bardzo duże, zawsze piękne konstrukcje.
To wrażenie przychodzi więc jednocześnie z pierwszym odczuciem dotyczącym samej wielkości - że mamy przed sobą coś o niebywale zaawansowanej i kosztownej aparycji. Niby w hi-endzie to coś oczywistego, tym bardziej w takiej cenie... ale to, co oczywiste i zrozumiałe, wciąż może być imponujące.
W tych zachwytach nie chcę być źle zrozumiany - piękno kolumn Sonus Faber Aida nie jest jedynym sposobem na piękno, jakie może fascynować. Ultranowoczesne Grand Utopie Focala są zupełnie inne i też wspaniałe… i mimo że ceny obydwu konkurencyjnych produktów są porównywalne - astronomiczne - to pewnie każdy klient, czy chociażby obserwator, będzie miał swojego faworyta. Ważne jest, że w obydwu stylach mamy przykład mistrzostwa.
Szczegóły konstrukcji
Pora na rozdział trzeci historii spotkania z kolumnami Sonus Faber Aida. Widząc to, co wcześniej opisałem, pomyślałem więc: Aha, zapakowali najlepsze przetworniki, jakie mieli, w sumie dość podobne do tych z Amati, w analogicznym układzie, do znacznie większej i jeszcze bardziej luksusowej obudowy.
I chcą za to cztery razy więcej... Kolejny przykład na to, że w hi-endzie, celując w klienta z najgrubszym portfelem, trzeba przygotować coś efektownego, trzeba mieć pomysł i odwagę, a nie można mieć skrupułów i kalkulować, że skoro urządzenie nie będzie grało cztery razy lepiej, to nie powinno kosztować cztery razy drożej... Powinno kosztować tyle, ile mogą wydać niektórzy klienci, a grać tak dobrze, jak to możliwe przy kosztach, które pozwolą zrealizować niezły zysk.
Rozdział trzeci podrozdział drugi... Odkrycie podczas oględzin, że konstrukcja jest jednak nie tyko większa, ale i znacznie bardziej skomplikowana niż wszystkie dotychczas znane Sonusy. Choćby obserwowana z zewnątrz. Nie tylko obudowa, która ma dodatkowe "skrzydła", ale i układ głośnikowy, niezdradzający od frontu wszystkich swoich tajemnic.
Trzeba zajrzeć od spodu i od tyłu. Niezwykły cokół jest nie tylko do ozdoby - tam skrywa się 32-cm głośnik subniskotonowy. A z tyłu zobaczymy dodatkowy układ dwudrożny z 12-cm nisko-średniotonowym i 28-mm kopułką - szykuje się jakieś "uprzestrzennianie..."
Nabieram więc optymizmu, ale jeszcze ostrożnego - "to" faktycznie może grać lepiej niż wszystkie dotychczasowe Sonusy, ale o ile lepiej? Będziemy mieli potężny bas, może większą scenę, lecz czy to wszystko wystarczy, abym sam sobie mógł odpowiedzieć uczciwie, że gdybym miał 400 000 zł, to bym sobie takie kolumny kupił?
Etap czwarty - bardzo krótki - to pomiary pokazujące bardzo ładną charakterystykę, która jednak niczego nie przesądza; może poza tym, że kolumny Sonus Faber Aida powinny grać równo, neutralnie itp., ale w ten sposób grają też najtańsze Sonusy.
Etap piąty - najważniejszy - to słuchanie. Wszystko się wyjaśnia. Oczywiście odsłuch - jak to odsłuch - ma w recenzji swoje własne miejsce, więc tutaj ani słowa.
Na tym jednak nie koniec, pora wreszcie zapoznać się gruntowniej z techniką, zarówno na podstawie własnych oględzin, jak i firmowego opisu. Tym razem zrezygnowaliśmy z rozkręcania konstrukcji, wyjmowania przetworników itd., więc sami o wiele więcej nie wydedukujemy niż do tej pory.
Sięgam po firmowy 36-stronicowy dokument poświęcony tylko kolumnom Sonus Faber Aida, licząc na to, że sporo się z niego dowiem, choć oczywiście wszystko będzie podane w marketingowym sosie, czego żadnemu producentowi nie mam za złe - poza oczywistymi przekłamaniami. I muszę przyznać, że dzieło Sonusa znowu mnie zaskoczyło i w pewnym sensie przerosło...
Tak jak u Sonusa, opis jest bardzo stylowy i "firmowy". Jest hybrydą specyficznego, poetyckiego języka stosowanego przez wielu producentów, którym "wychodzi" to lepiej lub gorzej (jak autorom recenzje...), lecz i w tej dziedzinie Sonus osiągnął mistrzostwo, które najwyraźniej ośmieliło go do tego, aby przez wiele stron nie napisać niczego konkretnego o technice, a tylko płynąć w nurcie wzniosłych deklaracji, obietnic odkrycia ducha muzyki, spotkania z ideałem, doskonałego połączenia tradycji z innowacjami itd.
Hybrydą z czym? Wreszcie pojawia się i potem powtarza wyraz "silence" - czyli cisza. Odtworzenie ciszy. Wokół tego hasła zaczyna skupiać się opis, można z niego wnioskować, że również najciekawsze rozwiązania konstrukcyjne. Są one jednak przedstawione w tak nieprzystępny sposób, że nie ośmielę się stwierdzić, iż wszystko zrozumiałem...
Wiele wskazuje na to, że faktycznie obudowa jest bardzo zaawansowana, zawiera kilka innowacji, jakich wcześniej nie było nigdzie indziej. Z drugiej strony, takie rozwiązania, jeżeli mają być zrozumiane przez klienta, a nawet audiofila, powinny być zaprezentowane w bardziej czytelny i zarazem wyczerpujący sposób, za pomocą rysunków, nawet wykresów, a nie tylko kilku zdań, przyswajalnych przez wąską grupę najgenialniejszych, wyedukowanych czytelników, domyślających się w lot, jak to działa. Jest to więc hybryda poezji z techniczną terminologią.
Oczywiście sens takiego opisu można odnaleźć w inaczej postawionym celu - chodziło o zaszokowanie rozwiązaniami, które są tak oryginalne i zaawansowane, że aż trudne do zrozumienia. Nie powiem, żeby mi się to podobało. Tak, jestem sfrustrowany, że nie zrozumiałem wszystkiego...
Obudowa a dźwięk
Obudowa kolumn Sonus Faber Aida jest w naturalny sposób skomplikowana poprzez jej podziały na poszczególne sekcje, które muszą być szczelnie odseparowane (subniskotonowa, niskotonowa, średniotonowa, tylna), lecz nie to stanowi o jej zaletach, które mają realizować koncepcję "odtworzenia ciszy".
Chodzi o bardziej nowatorskie sposoby przeciwdziałania wibracjom, czyli wytłumiania drgań i płynących stąd dźwięków, których być nie powinno - w ich miejsce, w ich czasie, powinna panować cisza...
To oczywiście skrót myślowy, lecz uprawniony; chodzi o to, aby każdy dźwięk był "czysty", wybrzmiewał dokładnie, niezakłócony fałszywym "tłem". Faktem jest, że źródłem tych problemów może być zarówno sam przetwornik, jak i obudowa.
Obudowę można traktować jako zło konieczne - w systemach z głośnikami dynamicznymi musi odseparować energię od tylnej strony membrany i albo ją wytłumić (obudowa zamknięta), albo w kontrolowany sposób wykorzystać (system bas-refleks).
Walka z wszelkimi rezonansami obudowy jest łatwiejsza, gdy realizuje się obudowę zamkniętą - bowiem, teoretycznie, można ją intensywnie wytłumiać (chociaż w praktyce stwierdzono, że nadmiar wytłumienia pogarsza dynamikę), natomiast obudowa bas-refleks musi "pracować", rezonowanie jest jej celem, i energia tego rezonansu, jaka powstaje wewnątrz komory bas-refleks, może częściowo przenosić się na ścianki, niezależnie od kwestii lepszej lub gorszej odpowiedzi impulsowej z samego układu głośnik-otwór (a przecież zbyt długą odpowiedź też można uznać za zakłócenie "ciszy").
Co gorsza, umiarkowane wytłumienie (zbyt silne gasiłoby "pożyteczny" rezonans bas-refleksu) pozwala rozwijać się w obudowie innym, pasożytniczym rezonansom, które mogą być wypromieniowane na zewnątrz zarówno przez otwór, przez membranę, jak i przez ścianki.
Wybrnąć z tych tarapatów nie jest łatwo, a najdalej idącą, bardzo konsekwentną próbą był pierwszy, oryginalny B&W Nautilus , "ślimak" - system zwiniętych i wytłumionych "linii transmisyjnych" dla wszystkich przetworników układu czterodrożnego.
Konstrukcja w pewnym sensie prosta i bezkompromisowa, bardzo "ideowa". Kolumny Sonus Faber Aida są zupełnie inne - o wiele bardziej skomplikowane, i chociaż tak wiele w nich nowych, ciekawych rozwiązań służących wytłumianiu wibracji, to przecież konstruktor nie zdecydował się na porzucenie bas-refleksu, który jest najlepszym sposobem na uzyskanie niskiego basu z konstrukcji biernej. Co więcej, zgodnie ze swoim zwyczajem, wentyluje również komorę średniotonowego i 12-cm maluszka z tyłu - stąd tyle otworów na tylnej ściance.
Podstawowymi elementami wewnętrznego systemu tłumienia wibracji (za "zewnętrzny" możemy uznać sam kształt obudowy, materiał ścianek, a także specjalny cokół) są więc nie tylko konwencjonalne ożebrowania, ale i układ dwóch "dostrojonych masowych tłumików" - dużych, aluminiowych talerzy, przymocowanych do dwóch wewnętrznych ścianek (dolnej, zamykającej komorę głośników niskotonowych, i górnej, zamykającej komorę średniotonowego), połączonych biegnącym przez te komory stalowym prętem, nazywanym przez producenta "mechanicznym łącznikiem wysokich prędkości".
Cokół, a raczej stelaż, na którym stoi właściwa obudowa, pełni dwie zasadnicze role - unosi ją w taki sposób, aby stworzyć na dole przestrzeń do swobodnego promieniowania przetwornika subniskotonowego (nazywanego przez producenta "infrawooferem"), a także, dzięki specjalnej konstrukcji, izoluje kolumnę od podłoża - to znaczy nie transmituje wibracji.
Warto zwrócić uwagę, jak zręcznie Sonus połączył charakterystyczny kształt obudowy, co prawda w dużym stopniu zmodyfikowany względem poprzednich modeli (teraz kształt "Lyre" w miejsce "Lute"), ale w ogólnym zarysie znajomy, z nowym elementem w swoich konstrukcjach - głośnikiem subniskotonowym na dolnej ściance; otóż dzięki wygiętym bocznym ściankom, sam front jest wąski (musi objąć głośniki "tylko" 22-cm), sylwetka jest więc smukła, a na dole zmieścił się 32-cm "garnek".