Odsłuch
Nie tego się spodziewałem. Chociaż rok wcześniej testowałem Venere 2.5, które zasygnalizowały nową nutę w brzmieniu Sonusa, nie mogłem być pewien, ani nawet podejrzewać, że to generalna zmiana kursu; może po prostu najtańsza seria Venere ma grać bardziej "komercyjnie", efektowniej, na miarę oczekiwań słuchacza mniej skalibrowanego na neutralność i niuanse, a bardziej na szybką przyjemność - z każdej muzyki i płyty, jaką włączy? Aida jest czymś innym niż "lepsze Stradivari", czyli flagowa kolumna Sonusa z ery przed Aidą. Może od tego trzeba by zacząć.
Testując kilka lat temu Stradivari, usłyszałem wyborne, pełne subtelności brzmienie, dysponujące oczywiście oczekiwanym zapasem dynamiki - jednak jego naturalność nie brała się z żywiołu, lecz ze spokoju i neutralności. Dwa lata temu testowałem Amati Anniversario, więc pozwolę sobie zacytować samego siebie z podsumowania: "Wytrawne i wyrafinowane, z naturalną barwą, dynamicznym basem i detalem wkomponowanym w spójny obraz. Dalekie od wszelkich skrajności i manipulacji, zdrowe, nasycone, ale nieprzeładowane".
Porównajcie z podsumowaniem do kolumn Sonus Faber Aida... Tym razem nie będzie określeń: wytrawne, nieprzeładowane, z detalem wkomponowanym... Czy zatem Aidy są niewytrawne, przeładowane, z detalem niewkomponowanym...?
To jest cała sztuka i problem w pisaniu recenzji, a zwłaszcza podsumowań, by przekazać swoje wrażenia, kierując uwagę na sprawy najważniejsze, najbardziej charakterystyczne. Jednocześnie trzeba to zrobić tak, aby znaleźć równowagę między krytycyzmem a poprawnością polityczną, zwłaszcza gdy się pisze o produktach hi-endowych...
Stradivari i Amati miały klasę, wyrównaną charakterystykę, barwę spokojną, mocny bas, ale w porównaniu choćby z kolumnami Sonus Faber Aida - grały zbyt homogenicznie, zbyt przewidywalnie, zbyt bezpiecznie, aby podnieść u słuchacza adrenalinę.
Wysokie tony demonstrowały neutralność i rozdzielczość, ale nie błyszczały - jakby dewizą było "ani kroku naprzód", lepiej pozostawić lekki niedosyt, niż zaryzykować oskarżenia o rozjaśnienie i wyostrzenie; jakby sens brzmienia Sonusa niezbywalnie wiązał się z taką wstrzemięźliwą, "arystokratyczną" prezentacją.
Po Aidach oczekiwałem więc rasowego, klasycznego, firmowego brzmienia, martwiąc się trochę zawczasu, że nim samym trudno będzie zachwycić się aż tak, jak wyglądem tych kolumn.
Wydawało mi się, że trzymając się swojego kursu, Sonus już przy Stradivarich "doszedł do ściany" i niczego o wiele więcej i o wiele lepiej zagrać już nie będzie mógł... Cóż bowiem da nam dodatkowa sekcja subniskotonowa? Trochę niższy bas...
Referencyjny głośnik wysokotonowy był już w Stradivarich, teraz jest inny, ale czy lepszy? Jeżeli Sonus znowu ustawi wszystko w takim rygorze jak zwykle, będziemy mieli brzmienie naturalne, wymuskane, może urzekające, nawet piękne, ale czy porywające?
Czy to bogatszy zestaw przetworników w bardziej rozwiniętym układzie, czy inne typy przetworników, czy antywibracyjne zabiegi w obudowie, w ramach koncepcji "odtworzenia ciszy", czy inne podejście projektanta strojącego zwrotnicę - tak czy inaczej, słyszymy przebogaty, fantastyczny dźwięk, który nie zmusza nas do pokornego uznania, że brzmienie jest świetne, tylko my do niego nie dorośliśmy i nie mamy talentu do odkrywania "prawdziwości" i "muzykalności"; piękno i dar przekonywania kolumn Sonus Faber Aida wydawało mi się natychmiastowe, a już po chwili musiałem dodatkowo przyznać, że emocjonalność tego brzmienia nie wymagała żadnego kompromisu w zakresie zrównoważenia i precyzji.
Audiofilskie "pryncypia" są w pełni uszanowane, a nawet wyniesione na najwyższy poziom. Jeżeli czegoś "zabrakło", to czasami spotykanej wcześniej - czy to w Sonusach, czy w innych bardzo (za bardzo?) neutralnych kolumnach - wstrzemięźliwości, mogącej być odczytanej jako szlachetność, wytrawność, itp. itd., ale to już nie stwierdzanie faktów, lecz interpretowanie, a może nawet trochę naciąganie.
Wyrównanie charakterystyki, neutralność, uwolnienie od podbarwień można uznać za wartości same w sobie, nawet nadrzędne, lecz nie należy automatycznie przesądzać, że wraz z nimi pojawiają się wszystkie zalety, jakie opisują brzmienie, zwłaszcza kolumn, decydujące o naszej przyjemności ich słuchania.
Kolumny Sonus Faber Aida oferują bardzo szeroką paletę walorów, które można by umownie nazwać "techniczno-brzmieniowymi", obiektywnie określającymi wysoką jakość dźwięku, jak i pierwiastek trudniejszy do opisania czy kwantyfikowania, ale wcale nie mniej ważny dla użytkownika - ową mityczną "muzykalność", tym razem nie jako alibi dla niedostatku czegokolwiek bardziej konkretnego, ale jako "wartość dodaną".
Elementarnie - bas jest niezwykły, rezonujący głęboko oraz potężnie, jednak niezmulający i nieprzeciążający całego brzmienia - daje siłę w każdym nagraniu, nawet jeżeli jego udziały są minimalne, to zawsze czujemy jego obecność.
Kiedy pojawia się w pełnej krasie, nie okazuje się morderczy czy masywny, ma zadziwiającą dla tego zakresu trójwymiarowość, kształtność, czytelność - jego uderzenia przypomniały mi brzmienie wielkiego bębna - nie tylko swobodne i dynamiczne, ale bogate, wibrujące, klarowne, nieskrócone do suchych puknięć ani też niezamienione w bulgot czy jednorodne mruczenie. Owszem, taki bas z takich kolumn za takie pieniądze... to tylko pozornie coś oczywistego, a przecież wcale nie.
Bas kolumn Sonus Faber Aida nazwałbym "barokowym"- jest tak efektowny, plastyczny i zróżnicowany. Ktoś może preferować bas "nowoczesny", prosty w formie, minimalistyczny...
Proszę bardzo, mamy bez liku kolumn grających mocnymi, konturowymi dźwiękami, jak też kolumn, które "prawdziwego" basu nie mają w ogóle. Zaraz jednak zwróciłem uwagę na drugi skraj pasma, który był dla mnie często w Sonusach, jak już wspominałem, nie dość jednoznaczny - wyrównany, porządny, ale bez "iskry".
Wysokie tony z kolumn Sonus Faber Aida są tak dobre, jak ze Stradivari, a może i lepsze, bez bezpośredniego porównania nie ma sensu o tym przesądzać. Najważniejsze jednak, że całkowicie zaspokajają oczekiwania na dźwięk bogaty i zarazem uporządkowany, przyjemny i frapujący.
Odrobinę słodkie, jedwabiście szeleszczące, subtelnie detaliczne - nie należą do typu "dającego po uszach", wciąż trzymają się skandynawsko-sonusowego stylu (skądinąd ciekawy "sojusz"), w którym nie wypada szarżować i eksponować wysokich tonów w celu dodania wyrazistości.
Tym razem nie było to jednak potrzebne, aby ową wyrazistość nie tylko osiągnąć, ale i przedstawić w najbardziej zaawansowanym wydaniu, niekolidującą z równowagą i spójnością, a przecież pokazującą takie mnóstwo szczegółów i wybrzmień, jakich nie uświadczymy z wielu znacznie mocniejszych i jaśniejszych brzmień. Tutaj - żadnego rozjaśnienia, żadnego wyostrzenia i żadnej suchości.
Swobodna głębia i zarazem plastyczność pierwszego planu nie mają w sobie nic nienaturalnego, wyolbrzymionego, chociaż są nadzwyczajne - duże kolumny tworzą częściej masywną "ścianę dźwięku", a nie tak wyrafinowane figury.
Scena jest też bardzo szeroka i - czego można oczekiwać przy zastosowanej konfiguracji przetworników - ustawiona wyżej niż zwykle, co jednak nie brzmi nienaturalnie i będzie zacierać się przy większych odległościach.
To brzmienie w niesamowity sposób łączy monumentalność, ufundowaną w dużym stopniu na spektakularnym basie, z lekkością, zwinnością, gracją oraz elegancją, zarówno każdego dźwięku, jak i w ogólnych proporcjach.
Kolumny Sonus Fber Aida potrafią zaskoczyć nie tylko wydobyciem, ale i precyzyjnym pozycjonowaniem dźwięków, które wcześniej były marginalne, gdzieś zatopione, niewyraźne albo nawet niedostrzegalne.
Jednocześnie spójność, konsystencja, płynność, nasycenie -`bardzo dobre; brzmienie nie jest rozdrobnione i "przeanalizowane". Nie jest też słabowite i delikatne wtedy, kiedy trzeba przygrzmocić - w różnicowaniu i wszechstronności to mistrzostwo świata. To coś więcej niż rozpiętość dynamiki, to rozpiętość barwy, klimatu, każdego brzmieniowego "parametru", jaki decyduje o naturalności.
W wokalu nie usłyszałem żadnych podbarwień, środek pasma idzie trochę w kierunku gładkości, unikając więc chropowatości, która też może być elementem prawdziwego dźwięku, lecz nie ujednolica to materiału, zawsze jest on wiarygodny i przekonujący - chociaż z tendencją do uprzejmości względem słuchacza, a nie natarczywości.
Ostatecznie to brzmienie nie będzie podnosiło adrenaliny chrapliwą obecnością solisty tuż przed naszym nosem, co pamiętam do dzisiaj z brzmienia Utopii JMlaba pierwszej generacji (wówczas jeszcze JMlabów, nie Focali), nie wykreuje takiego spektaklu, o takim rozmachu i takiej "obecności" muzyków, jak największe Avantgardy, nie zadzwoni tak głośno wysokimi tonami, jak wiele innych kolumn...
A jednak zachwyci - muszę to powtórzyć - kombinacją potęgi, barwy, precyzji i łagodności. Aidy angażują i zarazem uspokajają, wciągając tym sposobem w długie seanse. W tym brzmieniu nic mnie nie zmęczyło i nie znudziło. Czy to za mało, aby uzasadnić wydatek 400 000 zł? Pełne uzasadnienie jest przecież powyżej.
Andrzej Kisiel