Weźmy na przykład sprzęt wideo - to rynek notujący większe obroty, ale jakże nudny. Zdominowany przez mniejsze i większe, ale bliźniaczo podobne płaskie telewizory. Teraz niektóre się wyginają. Alternatywą są projektory. I to w zasadzie cały temat w skrócie, jeżeli nie zaczniemy wchodzić w szczegóły technologiczne i parametryczne.
W świecie audio wciąż się gotuje. Pojawiają się nowe urządzenia, systemy, koncepcje, ale - co równie intrygujące - nie wyznaczają one drogi jednoznacznego "postępu". Nieustannie - jak właśnie z dna wielkiego garnka, do którego wciąż coś jest wrzucane, w którym wszystko wrze i się przemieszcza - na powierzchnię wypływają, czasami nieśmiało, czasami gwałtownie, produkty i pomysły z przeszłości...
Skojarzeń i wątków związanych z testowaniem Grahamów LS5/9 może być bez liku. Testowanie takiego produktu uaktywnia przekaźniki neuronowe - niemal jak LSD. A więc czekają nas również halucynacje... Konstrukcje serii LS opracowywali inżynierowie BBC, a produkowało je, na podstawie udzielanych licencji, kilka brytyjskich firm głośnikowych (Harbeth, Rogers, Spendor, KEF) od początku lat 70. Mimo że dostępnych jest wiele dokumentów, to historie tych konstrukcji są dość zawiłe i zawierają sporo niejasności, których nie są w stanie ostatecznie rozwikłać nawet ludzie tamtej epoki i najtężsi brytyjscy dziennikarze. Mimo to, a może właśnie dlatego, zarówno w Wlk. Brytanii, jak i na całym świecie jest mnóstwo ludzi zakręconych na tym punkcie.
Monitory BBC to oddzielny rozdział w całej historii rozwoju techniki głośnikowej, a także całego świata Hi-Fi, jego własnej kultury i atmosfery. Chociaż konstrukcje te powstawały na użytek profesjonalistów, pracujących w studiach BBC, to szybko przeniknęły do sfery "domowego" Hi-Fi, pożądane tam właśnie dzięki swojemu statusowi monitorów nie tylko zaakceptowanych i używanych, ale wręcz zaprojektowanych przez tak słynną instytucję. Brytyjczycy kochają swoje, a raczej patrzą z wyższością na to, co nie ich. Na całym świecie są rzesze miłośników brytyjskich produktów i otaczającej je aury; audiofilom tłumaczyć tego nie trzeba. Wreszcie po tylu latach, jakie minęły, nabierają one dodatkowej mocy - jak stare wino.
Nie tylko branża audio jest podatna na sentymentalizm, ale u nas występuje on w wyjątkowej intensywności. Narzuca sposób postrzegania, który będąc zdecydowanie subiektywny i emocjonalny, ma być trzeźwą oceną rzeczywistości. Miłośnicy starych Mustangów raczej się nie upierają, że modele z lat 60. "jeżdżą lepiej" od wszystkich współczesnych samochodów... co nie przeszkadza im kochać te piękne i faktycznie imponujące pojazdy. Jednak nasz świat audio pozwala na dalej idące interpretacje i halucynacje.
Każde brzmienie jest inne, a granica między tym, co obiektywnie poprawne, a tym, co już ewidentnie nieprawidłowe, jest bardzo płynna, a w zasadzie nie istnieje. Tym bardziej kwestia, co jest lepsze, a zwłaszcza, ile warte jest to, co nam się podoba... Praktycznie każde urządzenie audio, a zwłaszcza brzmienie zespołu głośnikowego, jest indywidualne i niepowtarzalne. Jeżeli ktoś już "się uprze", że to, co słyszy, odpowiada mu najbardziej, a tym bardziej, gdy będzie twierdził, że jest najlepsze na świecie, pozostaje tylko kwestią jego możliwości finansowych - czy to kupi, czy będzie się oblizywał.
Jeżeli więc kasy mu nie brakuje, może kupić cokolwiek, co przypadło mu do gustu. Niby to oczywiste, a jednak dość specyficzne dla naszej branży. Nie jest w niej bowiem najważniejsze, stety czy niestety, osiągnięcie jakiegoś pułapu w zakresie obiektywnych parametrów, tak jak to ma miejsce chyba w każdej innej dziedzinie, której produkty opierają się na zdobyczach i rozwoju techniki. Na naszym podwórku ktoś wraca do projektu sprzed trzydziestu lat i wcale nie udowadnia, że jest on w mierzalny czy jakkolwiek obiektywnie sprawdzalny sposób lepszy od współczesnych. Może i jest, ale proszę o argumenty... Te są jednak natury emocjonalnej i takie nawet lepiej trafiają do przekonania większości potencjalnych klientów.
Andrzej Kisiel