Nie minie już dużo czasu, a trzy wymiary wyskoczą do nas z pudełek urządzeń takich producentów, których nazw nigdy wcześniej nie słyszeliśmy, i to w cenach dających się zapisać trzema cyframi. Dochodzi już do tego, że klient nie chce dodatkowo płacić za 3D, bo nigdy nie będzie siedział przed telewizorem w okularach... ale urządzeń z wysokiej półki bez 3D już się nie uświadczy.
Wracam jeszcze pamięcią do początku roku 2010, kiedy zgłaszali się do nas producenci telewizorów zainteresowani obszernymi testami pierwszych modeli 3D, na których mieliśmy oglądać jedną, w porywach do dwóch płyt testowych lub "uruchomić jakąś grę z komputera". Od tamtego czasu sporo się zmieniło, rok 2010 zamknął się statystykami mówiącymi o dwudziestu kilku pozycjach, a w 2011 liczba płyt Blu-ray 3D zaczęła bardzo dynamicznie rosnąć, zbliżając się do granicy 100.
Prognozy na przyszłość są naturalnie optymistyczne, zwłaszcza jeśli chodzi o sprzedaż odtwarzaczy Blu-ray i telewizorów 3D, ale biorąc pod uwagę fakt, iż będzie coraz trudniej o urządzenia 2D, w ogóle mnie to nie dziwi. Rynek 3D walczy o swoją pozycję nie tylko samymi filmami. Te, które wchodzą właśnie do kin, mogą później intensywnie zasilać domowe Blu-raye, ale "starocie" nie zawsze się do konwersji nadają (ileż można nurkować do jakiegoś wraku...).
Rodzi się jednak nadzieja w telewizji i transmisjach sportowych. Co jednak ciekawe, respondenci rozmaitych ankiet zgodnie odpowiadają, że ów "kontent" nie jest czynnikiem kluczowym, 80% uparcie twierdzi, że felerne okulary są dla nich barierą nie do pokonania.
Odtwarzacze Blu-ray znajdują się w szczególnej fazie rozwoju, w której łatwo rozpoznać konstrukcje nowoczesne od tych "zabytkowych" i można to zrobić patrząc wyłącznie na znaczek 3D. Oczywiście nie definiuje to na stałe podziałów na dobre i złe, można być jednak pewnym, że odtwarzacz generacji 3D będzie działał szybciej i bardziej niezawodnie niż starsze modele. Co z samym 3D nie ma nic wspólnego...
Waldemar (Pegaz) Nowak