Kilka miesięcy temu testowaliśmy bardzo tanie wzmacniacze (1000-1250 zł). Nie było ich dużo - tylko trzy - ale wystarczyło, aby wykazać, że klasyczne integry są dostępne nawet za tak przystępną cenę, w dodatku wszystkie były co najmniej przyzwoite pod każdym względem. Nieprzyzwoicie przyzwoite... niebezpiecznie dla wielu droższych modeli.
W tym numerze prezentujemy pierwszą piątkę - za miesiąc będzie druga - kolumn wolnostojących w zakresie 2000-3000 zł. Można znaleźć jeszcze tańsze, ale nawet jeżeli umówimy się, że tutaj zaczynają się propozycje godne naszej uwagi, a tym bardziej dające odpowiedni wybór brzmień (wśród kolumn zawsze bardzo różnych), to wciąż jest to pułap możliwy do osiągnięcia dla przeciętnego... audiofila? Producenci walczą o "Kowalskiego", który może uważa się za audiofila, a może nie, zostanie nim albo nie...
Dzisiaj ma do wydania kilka tysięcy złotych na "sprzęt" audio i albo kupi sobie konwencjonalny system, albo soundbar, "głośnik bezprzewodowy" i słuchawki na dodatek - pewnie też bezprzewodowe.
Te kategorie rozkwitły w ostatnich latach, są obecne w ofertach wszystkich dużych firm, zdobyły popularność dzięki oczywistym zaletom, jednak niekoniecznie brzmieniowym, więc specjaliści od dobrego dźwięku, płynącego z klasycznych urządzeń, też mają swoją szansę na kontrę, bowiem jest przynajmniej ogólnie zdefi niowany odbiorca, zainteresowany słuchaniem muzyki i wydaniem na to określonej, umiarkowanej kwoty.
Teraz wystarczy podłączyć do wzmacniacza za tysiąc złotych kolumny za dwa-trzy tysiące i pozwolić porównać... Oczywiście nie przekona to wszystkich, tylko (i aż) argument jakości dźwięku nie wyruguje z rynku rozwiązań pod tym względem gorszych, ale wygodniejszych, powstaje jednak prawie kompletna panorama opcji.
Prawie, bowiem w tej walce starego z nowym (chociaż wcale nie "dobra" i "zła") wciąż mały udział mają systemy, które zręcznie godzą jakość dźwięku i wygodę - aktywne zespoły głośnikowe tworzące stereofoniczne pary. Koncepcja znana od bardzo dawna ostatnio przebija się mocniej, przebija, przebija... i nie może się przebić.
Bo gdyby się przebiła, nie mielibyśmy wokół tylu tradycyjnych, pasywnych zespołów głośników, a może i pojedynczych głośników bezprzewodowych byłoby mniej. Nad tym, jak jest, wcale nie ubolewam, bo najważniejsze, że duży wybór nie tylko urządzeń, ale i koncepcji, przyciąga i wciąga w otchłań audio wciąż wielkie rzesze.
Porównywanie i wysiłek zrozumienia wszystkich różnic, chociaż może niektórych męczyć, a nawet zniechęcać, zwykle inspiruje i zatrzymuje na dłużej, często przeobrażając "zwykłą" potrzebę kupienia sprzętu w pasję, podnosząc coraz bardziej poprzeczkę oczekiwań i... wydatków. A wszystko zaczyna się najczęściej od spotkania z parą niedrogich, fajnych kolumn, które grają inaczej i podobają się nam bardziej od innych
Andrzej Kisiel