W poprzednim numerze, oprócz prezentacji nagród EISA, dominowały testy urządzeń popularnych – głośników bezprzewodowych i soundbarów. Tym razem dostarczamy dużą porcję testów "poważnych", skupionych na wysokiej jakości sprzęcie stereofonicznym.
Są to zespoły głośnikowe (tradycyjne, pasywne, przewodowe), wzmacniacze zintegrowane, nawet odtwarzacz CD – znane od dawna, ewoluujące, ale niezmieniające swojej podstawowej funkcji, współtworzące klasyczny system hi-fi.
Pamiętam, że pod koniec poprzedniego wieku nasze testy stały się dość monotonne właśnie za sprawą dominacji tych trzech kategorii. Dzisiaj lektura AUDIO jest bardziej urozmaicona (i nie nasza w tym zasługa), lecz audiofile trzymający się klasycznych rozwiązań też mogą czuć się bezpiecznie – jest ich najwyraźniej tak wielu, że producenci wciąż utrzymują je w swoich ofertach, pracują nad nowymi konstrukcjami, a my w ślad za nimi.
Taki właśnie wybór testów przypadkiem spina klamrą 300 wydań AUDIO. Oto skończyliśmy pracę nad trzysetnym numerem, nad czym nie będę się rozczulał (rok temu obchodziliśmy 25-lecie, na razie wspomnień wystarczy), ale ciekawostką jest, że pierwszy numer (1/1995) też był październikowy, a jego dwa duże testy dotyczyły sześciu zespołów głośnikowych i trzech wzmacniaczy...
Jednak dłużej zadumałem się nad testowanym w tym numerze odtwarzaczem CD. Kosztownym, luksusowym, co może podważać jego reprezentatywność dla zmian zachodzących na rynku, ale z drugiej strony, za urządzeniami prestiżowymi, "obiektami marzeń", często podążały myśli i potrzeby audiofilów, a więc znowu działania producentów...
Jeżeli więc CD przetrwa w high-endowej enklawie, to w przyszłości może dokonać się kolejne przewartościowanie i format ten zostanie uznany za godny ponownej popularyzacji; podobnie jak miało to miejsce w przypadku płyty winylowej.
Oczywiście rozumiem różnice – tu cyfra, tam analog – ale gdybyśmy te rozważania ciągnęli dalej, pokazałabym, że nie są one tak wielkie, zwłaszcza że analogowość współczesnych winyli jest dość umowna, a siłą płyty CD jest optymalność, kompromis i połączenie różnych walorów: brzmieniowych, funkcjonalnych, estetycznych. Sam "wyskoczyłem" z odtwarzacza CD już dwadzieścia lat temu, oczekując "ostatecznej" jakości po odtwarzaczach uniwersalnych DVD-Audio/SACD.
Ślad po nich zaginął, a ja przeprosiłem się z CD i obecnie posiadanego odtwarzacza już nie sprzedam... bo ma "prawdziwy" mechanizm CD, działa szybko i bezbłędnie, chociaż nie jest rekordzistą w upsamplingu i kiedyś pewnie dokona swojego żywota.
Wtedy będę się martwił, nie teraz. I jeszcze jedna anegdota warta namysłu. Nagrodzony w tym roku przez nasze szacowne grono odtwarzacz BD jest słabszy niż konstrukcje nieistniejącej już firmy sprzed kilku lat (osiągające teraz na rynku wtórnym ceny raczej absurdalne).
Nikt się o ten fakt nie spiera, nagroda należała się urządzeniu najlepszemu wśród obecnie dostępnych, bo konsumentów zainteresowanych wysokiej klasy odtwarzaczem płyt wideo wciąż jest wielu. Ale skąd ten krok do tyłu?
Z wielu powodów – firma, która wcześniej osiągnęła w tej dziedzinie mistrzostwo, zmieniła profil, a niektóre kluczowe podzespoły tam stosowane (napędy, przetworniki) nie są już produkowane przez poddostawców, więc nikt nie jest w stanie osiągnąć poziomu sprzed kilku lat.
Przypomina to sytuację z podbojem kosmosu – mimo ogromnego rozwoju techniki cyfrowej, będącej fundamentem wszelkiej współczesnej techniki, nie wszystko da się załatwić "od ręki" najnowocześniejszymi komputerami i programistami, skoro np. nie jest obecnie możliwe szybkie przygotowanie lądowania na Księżycu.
Każde tak złożone zagadnienie jest interdyscyplinarne i gromadzi unikalną wiedzę, której po wielu latach nie da się odtworzyć tylko za pomocą terabajtów. Szanujmy więc solidny sprzęt, zwłaszcza dopracowany mechanicznie, bo to doświadczenie, technologie, a przede wszystkim produkcja, która nie zawsze się rozwija – czasami się zwija.
Andrzej Kisiel