W tym miejscu zdarzało mi się pisać nie tylko o sprzęcie i dźwięku. Znajdując mniej lub bardziej zręczne paralele między tematami audio a problemami ogólniejszymi, pod płaszczykiem tych pierwszych zabierałem głos w sprawach, które zwyczajnie mnie poruszały – niestety, raczej martwiły i wkurzały, niż cieszyły i bawiły. Uważałem, że mając przekonanie do jakiejś ważnej racji, każdy powinien wykorzystywać dostępne mu możliwości, aby wzmocnić wspólne dobro. Chociażby komentarzem. Tym razem zaniecham.
O ile wcześniej mogłem odpierać zarzuty, że niepotrzebnie brukam strony AUDIO brudami polityki, o tyle trudniej byłoby mi się nie zgodzić z uwagą, że pisanie o rozgrywającym się dramacie na łamach hobbystyczno- hedonistycznej gazetki jest zwyczajnie niestosowne. W reklamie EISA zastąpiłem hasło "Celebrując najlepsze produkty roku" hasłem "Przedstawiamy najlepsze produkty roku". Celebrować będziemy później. Mam nadzieję.
A teraz przejdę do spraw błahych. Jeden z testów dotyczy systemów zintegrowanych – wraz z głośnikami, w jednej obudowie. Można je widzieć jako rozwój tzw. głośników bezprzewodowych – początkowo wyłącznie małych, przenośnych urządzeń, które wyrosły do dużych, stacjonarnych, jeszcze bardziej wszechstronnych i zapewniających wyższą jakość dźwięku. Jedne i drugie łączą dwie ważne cechy – transmisję bezprzewodową i właśnie integrację całej konstrukcji, wszystkich układów i głośników w jednej obudowie.
Jednak duże "głośniki bezprzewodowe" pełnią zasadniczo inną rolę. Zastępują one tradycyjne, domowe, nawet „salonowe” systemy audio, nie są mobilnymi gadżetami głównie dla młodocianych ani drugorzędnymi systemikami do sypialni, gabinetów i kuchni. Okazało się bowiem, że stereofonia jest trochę… przereklamowana. Brzmi to jak herezja, ale widać wyraźnie, że wielu się bez niej obędzie.
Urządzenia monofoniczne to nic nowego, ale już prawie wszyscy się z nimi rozstali i mogło się wydawać, że nigdy do takiego „prymitywu” nie wrócą. Co innego gramofon… Ale wygląda na to, że tak jak wielu z nas do szczęścia potrzebny jest widok obracającej się płyty i choćby iluzja „analogu” (dlaczego iluzja, nie będę po raz kolejny tłumaczył), tak innym nie jest potrzebna scena, plany, pozorne źródła dźwięku.
Z konieczności rozstaliśmy się ze stereofonią w urządzeniach przenośnych, ale dlaczego godzimy się na to w domu, gdzie miejsca mamy dosyć, a jeszcze niedawno ochoczo rozstawialiśmy wielokanałowe systemy głośnikowe? Niektórzy nadal rozstawiają, dodają do tego nawet kolejne – atmosowe głośniki sufitowe… I niech rozstawiają, inni ustawiają pojedyncze "samograje"; jedni niech ściągają pliki, a inni wyciągają winyle. Nawet w sprzęcie wyższej klasy przestał obowiązywać jeden schemat.
Andrzej Kisiel