Jeden z większych testów tego numeru dotyczy kolumn aktywnych/półaktywnych. Pisząc do niego wstęp, trochę się rozpędziłem i poszerzyłem obserwacje na tyle, że w końcu uznałem, iż tekst ten lepiej pasuje do tego miejsca. Czym wcale nie chcę obrażać większej części Czytelników, niż to absolutnie konieczne.
Kilku producentów od dawna próbowało przebić się z kolumnami aktywnymi, a nawet odnosiło na tym polu sukcesy – tyle że przede wszystkim w segmencie profesjonalnych, studyjnych zespołów głośnikowych, gdzie jest to rozwiązanie zupełnie zrozumiałe, wręcz obowiązkowe.
Różnica w funkcjonowaniu systemów Hi-Fi i profesjonalnych wiele tłumaczy, jednak i w warunkach domowych kolumny aktywne mają rację bytu, a nawet wiele przewag nad pasywnymi. Mimo to spotykają się z niechęcią, ostrożnością, wątpliwościami… częściowo uzasadnionymi, ale w dużym stopniu będącymi przejawem audiofilskiego konserwatyzmu, który wiąże się z imperatywem samodzielnego kompletowania systemów audio, złożonych w wielu komponentów.
Kiedyś budowaliśmy wielopiętrowe wieże, przez chwilę pokochaliśmy minimalizm, wystarczał nam odtwarzacz CD, wzmacniacz i para kolumn… Ale zaczęliśmy wyżywać się w akcesoriach, kablach, kondycjonerach, platformach, demagnetyzerach i jonizatorach, naprawdę niezwykłych gadżetach, które trudno nazwać i ustalić ich fizyczny sposób działania.
Aby sobie wrażenia jeszcze bardziej urozmaicić, sięgnęliśmy też w przeszłość – do gramofonu związanego z mnóstwem swoistych dodatków, mniej i bardziej potrzebnych, którymi można się z pasją zająć. Jak ktoś nie ma problemu, to go sobie sam stwarza, a nawet jak już ma problemy, i to poważne, często pakuje się w następne. To zupełnie przeciwny biegun do kierunku, w którym zmierza inna część rynku audio – do integracji, wygody i pozbycia się sprzętu z pola widzenia.
To, co przeciętnemu użytkownikowi, a nawet profesjonaliście traktującemu sprzęt jako narzędzie pracy, jawi się jako niepotrzebne komplikacje i trudności, dla "prawdziwego" audiofila jest radością i ma głęboki sens. Nawet gdy nie ma sensu. Dlatego żadne rozwiązanie – ani najlepiej brzmiące, ani najwygodniejsze, ani najgenialniejsze – nie będzie idealne dla wszystkich. I ostatecznie w tym tkwi siła całego audio. Nie tylko w tym, że słyszymy różnie, ale i w tym, że słuchanie to nie wszystko.
Andrzej Kisiel