Do wakacyjnego numeru przygotowaliśmy wiele tematów. W tym miejscu zajmę się tylko jednym, niekoniecznie dla wszystkich najważniejszym, ale wciąż interesującym wobec niesłabnącej popularności słuchawek. Nie po raz pierwszy przychodzi mi na myśl pytanie, dlaczego kolejne ultranowoczesne słuchawki bezprzewodowe, a więc nafaszerowane elektroniką, a także wzmacniacze słuchawkowe, nie mają układów i funkcji pozwalających na odtworzenie prawidłowej, "głośnikowej" stereofonii, co jest teoretycznie możliwe przy zastosowaniu (z dzisiejszej perspektywy) skromnych środków.
Odpowiedź jest może prosta – taka funkcja wymaga procesora, a ten musi zostać wyprodukowany… nie przez taką fi rmę, jak np. T+A. Przy projektowaniu słuchawek aktywnych, podobnie jak urządzeń elektronicznych, nawet najwięksi specjaliści od Hi-Fi są uzależnieni od dostawców czipów, a ci jeszcze na to nie wpadli...
Wyjaśnijmy, że nie jest to tylko kolejny pomysł, jak uatrakcyjnić brzmienie słuchawek efektami "dookólnymi" (chociaż nad tym właśnie pracuje Apple), ale propozycja przywrócenia naturalnej sceny stereofonicznej, jaką odbieramy ze źródeł naturalnych i przy dobrym odsłuchu głośnikowym.
To, jak jest "zakodowana" w dwóch kanałach płynna przecież, a nie dwupunktowa scena stereofoniczna, zależy od ustawienia mikrofonów; a to, jak ją potem nasz mózg odczytuje – od pozycji dwóch źródeł dźwięku względem pary uszu.
Większość nagrań jest przygotowywana pod kątem właśnie odsłuchu głośnikowego, w którym przecież w naturalny sposób do każdego ucha wpada dźwięk z obydwu kolumn (lewej i prawej). W przypadku słuchawek kanały są "izolowane" i lewe ucho słyszy dźwięk tylko lewego kanału, a prawe – prawego, co powoduje zniekształcenie perspektywy. Wyjątkiem są nagrania wykonane techniką "sztucznej głowy" – wtedy odsłuch słuchawkowy jest prawidłowy, a głośnikowy już nie.
Mimo że słuchawki stały się bardzo popularne, to nagrania dawne i współczesne są wciąż realizowane najczęściej sposobem odpowiednim dla odsłuchu głośnikowego. I bardzo dobrze, bo nie powinno to już być problemem dla ich właściwego odtworzenia przez słuchawki, o ile tylko sygnał zostałby wtedy odpowiednio zmodyfikowany.
W skrócie chodzi o spowodowanie "przesłuchu międzykanałowego", a więc dodanie do sygnału każdego kanału odpowiednio spreparowanego sygnału z przeciwnego kanału. Natężenie, opóźnienie, przesunięcie frazowe, a także zmiana charakterystyki częstotliwościowej powodowana przez "cień", jaki tworzy głowa – to leży w zasięgu obecnej techniki cyfrowej, a nawet rezultaty dalekie od ideału zbliżyłyby nas do niego, czyli do naturalnej sceny, uwalniając od nienaturalnego i raczej męczącego niż emocjonującego efektu dźwięku siedzącego w środku głowy.
Andrzej Kisiel