Trzech wybitnych innowatorów jazzowej pianistyki dobiega osiemdziesiątki i nadal nagrywają znakomite albumy. To Cecil Taylor, Paul Bley i Martial Solal. Francuz ma nawet 81 lat, a jego nowy album "Longitude" świadczy o wysokiej, twórczej formie artysty.
Swóją karierę rozpoczął w 1942 r. W Paryżu, na początku lat 50. grał m.in. z Django Reinhardtem oraz emigrującymi Amerykanami: Kennym Clarke, Sidneyem Bechetem i Donem Byasem. Pierwszy album wydał w 1953 r. Trzy lata później założył własny big-band. Napisał muzykę do debiutanckiego filmu fabularnego Jean-Luca Godarda "Do utraty tchu".
Międzynarodową sławę przyniosły mu występy w USA na Newport Jazz Festival. Później regularnie grywał z Lee Konitzem. Występuje również solo, a ostatnio w trio z bliźniakami: kontrabasistą Francoisem Moutinem i perkusistą Louisem Moutinem. Z nimi nagrał album "Longitude". Znalazły się na nim nowe kompozycje pianisty, trzy standardy i utwór bliźniaków "Solaltitude" dedykowany liderowi.
Solal gra z inwencją i energią młodego muzyka. Trzyma słuchacza w napięciu, to przyspieszając, to zwalniając tempo. Charakterystyczne dla niego jest ciągłe odchodzenie i powracanie do melodii głównego tematu. Młodzi muzycy dzielnie dotrzymują mu kroku, szczególnie podobają mi się krótkie solówki kontrabasisty, np. w "The Last Time I Saw Paris". To muzyka dla wymagających słuchaczy.
Marek Dusza
POMATON EMI