Wydawało się, że emisja albumów z cyklu Polish Jazz będzie dotyczyć tylko archiwalnych wznowień, gdy niespodziewanie polski oddział Warner Music wydał świeżonagrany materiał. Mamy tu zbieżność numeru albumu 77 z tej serii i 77. rocznicę urodzin szacownego autora. Zbigniew Namysłowski zapragnął w tytule płyty zamanifestować swe głębokie przekonanie, że jazz grany przez polskich muzyków jest wartością szczególną.
Jako muzyk, kompozytor, aranżer i lider przez dekady niezmordowanie podkreślał uroki polskiej muzyki ludowej grając utwory, które w swej formie były bliskie polskiemu słuchaczowi, a dalekie od sztampowych interpretacji amerykańskich standardów. Zbigniew Namysłowski przeszedł długą, usłaną sukcesami drogę artystyczną rozpoczynając przygodę z jazzem od gry na puzonie w zespole dixielandowym, mimo że jego pierwszymi instrumentami w szkole był fortepian, a potem wiolonczela.
Po raz pierwszy zaczął grać na saksofonie altowym jadąc z zespołem pociągiem, na instrumencie pożyczonym od Krzysztofa Komedy. Wtedy rozpoczął się u Namysłowskiego trwający do dziś okres wypowiadania się językiem różnych odmian jazzu nowoczesnego. Również swe saksofonowe umiejętności doprowadził szybko do wirtuozerskiego poziomu. Była też krótka przygoda z kornetem czy organami, ale saksofony altowy, sopranowy i sopraninowy zaczęły stanowić jego wyłączne instrumentarium.
Na Jazz Jamboree `63 Zbigniew Namysłowski przedstawił utwór "Piątawka" oparty na elementach folkloru podhalańskiego, we właściwie nieużywanym wtedy w jazzie metrum 5/4. Od tego momentu muzyk ten będzie nieustannie zachwycał nie tylko łamigłówkami melodyczno- -rytmiczno-harmonicznymi swych nowych kompozycji, ale również pasjonującymi popisami solowymi, zawsze pełnymi energii i przemyślanymi.
W ciągu pół wieku przez zespoły Namysłowskiego przewinęły się dziesiątki najwybitniejszych muzyków polskich. Można zadawać retoryczne pytanie, dlaczego nasz najwybitniejszy alcista nie zdobył za granicą takiej popularności jak Tomasz Stańko czy Michał Urbaniak, mimo że zagraniczni krytycy wielokrotnie podkreślali niezwykłą oryginalność i homogenność muzyki tworzonej przez Namysłowskiego.
Znaczna część repertuaru płyty była już wprawdzie wykonywana na koncertach, ale z wersjami studyjnymi dziewięciu nowych kompozycji lidera zapoznajemy się dopiero teraz. Dominują utwory nawiązujące do folkloru krakowskiego, podhalańskiego lub mazowieckiego. Znalazły się też tematy, w których słychać wpływy orientalne.
Nie są to jednak nigdy adaptacje oryginalnych melodii ludowych, ale napisane od początku utwory scalające co najwyżej prostsze motywy składowe, a mistrz Namysłowski buduje z nich nieraz całkiem złożone bloki finalne. Dominują przy tym rytmy nieparzyste, które w trakcie rozwoju akcji mogą ulegać dalszym modyfikacjom oraz zmianom tempa. Każdy z utworów ma łatwo rozpoznawalny rys harmoniczny i fakturalny, jakże charakterystyczny dla twórczości Namysłowskiego. Co ciekawe, mimo pozornych złożoności, płyta jest przystępna i z przyjemnością się jej słucha wędrując myślami po wyrażanych muzyką miejscach.
Kwintet Namysłowskiego reprezentuje bardzo wysoki poziom wykonawczy i jest świetnie zgrany. Popisy solowe lidera są jak zwykle zwarte, pełne rozkołysania i melodyjności. Jacek Namysłowski na puzonie wypracował bardziej stonowany język wypowiedzi będący w pewnym, i dobrze, kontraście do wylewnych wypowiedzi ojca. Gdy trzeba, w kreśleniu tematów potrafił uzyskać to charakterystyczne kołysanie i skoczność.
Na osobne pochwały zasługuje pianista Sławek Jaskółke, który z polotem i pięknym brzmieniem instrumentu rozwija myśli zaszyfrowane w kompozycjach lidera. W nagraniach bierze udział wymiennie dwóch świetnie improwizujących kontrabasistów: Paweł Puszczało i Andrzej Święs. Na nich i na perkusiście Grzegorzu Grzybie spoczywa bardzo trudny obowiązek dochowania rytmicznej wierności aranżacjom nieraz w karkołomnych podziałach i akcentacjach.
Techniczny aspekt nagrań na "Polish Jazz - Yes!" jest bez zastrzeżeń. Realizator uniknął ostrej ekspozycji czyneli, co sprawia wrażenie pewnej matowości, ale za to każdy instrument zabrzmiał ciepło, bo taka była zawsze i nadal jest muzyka naszego dostojnego jubilata, którego dobra forma wydaje się nigdy nie opuszczać.
Cezary Gumiński