Podobno melomani dzielą się na tych, którzy lubią
Wagnera i nie znoszą Brucknera oraz na tych, którzy
uwielbiają Brucknera i nienawidzą Wagnera. Należę
do tych, którzy chętnie słuchają utworów obu tych
kompozytorów. Specjalną uwagę przywiązuję do rozmaitych
interpretacji symfonii Brucknera. Są w nich
bowiem fragmenty niepowtarzalne, zapierające dech
w piersiach.
Tak jest w przypadku "Adagio" w VII
Symfonii E-dur czy w "Finale" V Symfonii B-dur.
Warto wszakże zwrócić uwagę także na IV Symfonię
Es-dur, zwaną "Romantyczną". Jest ona kwintesencją ówczesnej duszy niemieckiej. Czasami zbyt
ckliwej, ale zarazem pełnej autentycznej uczuciowości
i otwarcia na sztukę.
I część symfonii jest apoteozą przyrody niemieckiej,
owej "leśnej romantyki", tak często wykpiwanej
i lekceważonej.
Tutaj liryczne nastroje leśne uwypuklone
częstym używaniem dętych instrumentów drewnianych
i rogów nie tylko nie rażą, ale wzruszają.
W "Andante" mamy też posępny chorał i marsz
żałobny. Nastrój rozjaśnia się nieco dopiero pod koniec
II części. Wreszcie część ostatnia, wspaniale
skonstruowana, zwarta, doskonała formalnie. Chorał
w kodzie nazwał kompozytor "łabędzim śpiewem romantyzmu".
A o Filharmonikach Berlińskich z Rattlem nie ma
nawet co wspominać. Najwyższa półka.
Barbara Tenderenda
EMI CLASSICS 2007
V2/SONIC