Jedna z moich znajomych dziennikarek stwierdziła ostatnio, że w dzisiejszych czasach wszystko, co popularne w muzycznej alternatywie, jest określane jako indie pop. Nawet, jeśli przesadza, to nie aż tak bardzo, jakby to na pierwszy rzut oka wyglądało.
Skoro wiesz, masz być zespołem indiepopowym, musisz zaprezentować sobą coś ciekawego. Alt-J prezentują. Po pierwsze podoba mi się to, jak "An Awesome Wave" jest poprowadzona. Introdukcje, interludia, hidden track, a wszystko to i tak ubrane w piosenkowe ciuszki - nośną melodię, delikatne brzmienie, 3-4 minuty. Ciekawe jest też to, że - mimo iż mamy do czynienia z popem, choćby alternatywnym - te kawałki nie są zbudowane według schematu zwrotka-refren-zwrotka-refren. Tu dzieje się zdecydowanie więcej!
Druga rzecz, która sprawia, że debiut Alt-J wywołuje u mnie radosne gładzenie się brzuszku, to aranże i produkcja. Panowie rozpisują swoje utwory na kilka planów - na pierwszy wysuwają się wokale (często "przesterowane"), w tle puka lekko syntetyczna perkusja i brzęczą instrumenty towarzyszące. Właśnie - instrumenty!
Nie ma tu indiepopowego usilnego raczenia nas elektroniką z każdego kąta, pod każdą postacią. Brytyjczycy wiedzą, jak się używa gitary, co prawda tworzą przy jej pomocy jedynie delikatną poświatę, wydobywają pojedyncze dźwięki, ale w środowisku zdominowanym przez syntezatory to miły dodatek.
Najważniejsze są jednak same kompozycje. Część z nich ma w sobie coś z folkowej melancholii i ulotności ("Interlude II", "Something Good"), inne czarują minimalizmem ("Ms"). Mnie jednak najlepiej wchodzą odniesienia do muzyki etnicznej - ten specyficznie podany wokal i dodanie perkusjonaliów, czy innych nietypowych dla amerykańsko-europejskiej muzyki instrumentów, przetransportowuje nas do Afryki albo na Bliski Wschód ("Interlude I", "Fitzpleasure", "Taro").
Nie ukrywam - urzekła mnie ta płyta, podobnie jak wielu moich znajomych. Jest świeża w formie, nie przekombinowana, może nie absolutnie odkrywcza, ale dająca sporo radości ze słuchania. Trochę dziwią mnie niskie oceny, które "An Awesome Wave" otrzymało od niektórych mediów (vide Pitchfork), które wytykają im rzekomy brak oryginalności. Ale - ja się pytam - kto w dzisiejszych czasach jest bezdyskusyjnie oryginalny? Może Swans, może Scott Walker - nikt inny nie przychodzi mi do głowy...
Jurek Gibadło
Infectious/Mystic (dystrybucja)