Wiem, że nie należy oceniać książki po okładce, ale wystarczyło spojrzenie na okładkę, by mój wewnętrzny głos szepnął: "Nie wierzę Barb Wire Dolls". A w przypadku zespołu punk rockowego to jak pocałunek śmierci.
Barb Wire Dolls wygląda i brzmi jak starannie zaplanowany projekt marketingowy, a nie punkowy kolos co się zowie, ale może najpierw o okładce, co to mi do myślenia dała. Brudna laska, umalowana jak dziwka, z papierosem w gębie. Ma wyglądać bezczelnie i bezkompromisowo, a prezentuje się po prostu karykaturalnie. I ja jej - jako się rzekło - wie wierzę.
Wiary w Barb Wire Dolls nie przywracają mi piosenki napisane od linijki, wypieszczone, o zbyt sterylnym brzmieniu. Gdy słucham takiego "Take Me Home" moje uszy atakują riffy i zagrywki nie proste, a prostackie. Jakby ktoś powycinał je z innych piosenek, trochę przemielił przez własne umiejętności gry na gitarze i wypuścił pod inną marką.
Na krążku "Desperate" nie ma nic, co kazałoby mi sięgnąć po niego po raz kolejny. Może się zestarzałem, a może to po prostu Barb Wire Dolls nie potrafią w rock`n`roll.
Jurek Gibadło
Mystic