Po sześciu latach koncertowania legendarny gitarzysta, jeden z najwybitniejszych w historii rocka (piąty na liście wszech czasów), Brytyjczyk Jeff Beck wszedł do studia z producentem Filippo Cimattim, by nagrać jedenasty dopiero album z nowym materiałem dobitnie wyrażającym stanowisko rockmana wobec problemów współczesnego świata. Sięgnął po megafon, tytułowy "Loud Hailer", by nadać siłę słowom i riffom.
Nie dosłownie, i nie zaśpiewał przecież sam, bo na laureata ośmiu Grammy dwukrotnie wprowadzanego do Panteonu Sław Rock and Rolla, czekały w studiu dwie urocze damy, które Cimatti usłyszał w londyńskich klubach: Carmen Vanderberg i Rosie Bones. Kiedy tylko powiedziały "hello", Jeff wiedział, że o takie mocne i ostre głosy mu chodziło. Otwierający album utwór "The Revolution Will Be Televised" to satyra na współczesne media z atomowymi uderzeniami perkusisty Davide Sollazziego w tle, na którym to Jeff Beck piłuje swą gitarą aż wióry lecą.
Tempo nie słabnie w "Live in the Dark", słychać subsoniczne szarpnięcia strun basówki Giovanniego Pallottiego i ścianę riffów Jeffa. "Pull It" jest instrumentalnym wulkanem energii. W "Thugs Club" i "Shame" lider zwalnia tempo z upodobaniem grając bluesowe akordy. Dla wytchnienia są dwie ballady z oskarżeniami pod adresem możnych tego świata.
Marek Dusza
ATCO/WARNER