Zacznijmy może od statystyki. Czy liczysz, ile zaśpiewałeś już koncertów w Dżemie?
Maciej Balcar: - W ogóle to nie. Jedyne co jestem w stanie policzyć, to że to trwa już jedenasty rok. Średnio gramy około stu koncertów rocznie, czyli może to być w okolicach tysiąca.
Tak jak wspomniałeś, Twoja przygoda z Dżemem trwa ponad dziesięć lat. Czy pamiętasz pierwszą próbę, pierwszy koncert z zespołem?
- Tak, oczywiście. Takie rzeczy się pamięta. To był styczeń 2001 roku, gdy przyjechałem do chłopaków na próbę, a w marcu zagrałem z nimi pierwszy koncert.
W ubiegłym roku Dżem świętował swoje trzydziestolecie, w tym około dziesięciu lat z Tobą na wokalu. Gdy spoglądasz już z perspektywy czasu, to czy łatwo było zmierzyć się z legendą całego zespołu, ale i przecież niezapomnianego Ryśka Riedla?
- Przychodząc do zespołu Dżem, bardzo długo zastanawiałem się jak ugryźć ten temat. Przystępując do kapeli wiedziałem, że nie chodzi mi o to, by się mierzyć z Ryśkiem - by z kolei ktoś prowadził rankingi, który z nas był lepszy. Tu chodzi bardziej o spojrzenie z innego kąta. Ja wychowałem się na piosenkach Dżemu. Moim marzeniem, tak jak wielu ludzi w Polsce, było móc zaśpiewać razem z Ryśkiem. Ono się nigdy nie spełniło, ale poniekąd jednak się ziściło.
Mam przecież okazję wykonywać jego twórczość regularnie na scenie i myślę, że przede wszystkim kontynuować jego pracę. Prawdą jest, ze nie da się chyba długo śpiewać czegoś, z czym się człowiek nie identyfikuje. Jeśli chodzi o repertuar Dżemu, to ja nie miałem żadnego problemu. Wiedziałem, że jest to bardzo "moje". To jest bardzo typowe dla piosenek Dżemu, że wielu ludzi się po prostu identyfikuje z nimi, bo Rysiek pisał bardzo dobre teksty do muzyki chłopaków.
Z Tobą jako wokalistą Dżem wydał dwie płyty studyjne - "2004" i "Muzę". To dużo czy mało?
- Z mojej perspektywy to na pewno mało, ale w historii zespołu Dżem to są kolejne dwie płyty, które powiększają jego całą twórczość. Kiedyś, za czasów Ryśka, grupa nie grała tak dużo koncertów latem, więc mieli oni czas, by spotykać się na próbach i wymyślać nowe rzeczy. A tymczasem my przez cały rok gramy koncerty i to jest główny powód tego, że ukazały się tylko dwie płyty.
Ciężko jest po powrocie z tygodniowej trasy powiedzieć w domu, że się wyjeżdża na jeszcze trzy dni prób, a potem znowu trzeba przecież ruszać na trasę. Mamy tak jak wszyscy potrzebę pobycia trochę w domu, a specyfika wykonywanego przez nas zawodu jest taka, że często nas w nim nie ma. Gdybyśmy chcieli co dwa lata wydawać płyty, to byśmy musieli grać o połowę mniej koncertów. Dlatego, że ten czas - który można by ewentualnie poświęcić na próby - jest rozłożony w naszych stu koncertach i w dojazdach na nie.
Obie te płyty przyniosły co najmniej dwie piosenki, które dołączyły do największych przebojów grupy Dżem - mam tu na myśli "Do kołyski" i "Partyzanta". Czy publiczność domaga się ich na każdym Waszym koncercie?
- Prawdę mówiąc tak. To jest w naszym przypadku wielopokoleniowa publiczność, która z jednej strony pamięta stare rzeczy, a z drugiej doskonale zna nowy materiał - te dwie ostatnie płyty. My swobodnie się czujemy, "żonglując" repertuarem, ponieważ wiemy, że słuchacze są bardzo zróżnicowani i oni chcą wszystkiego posłuchać. Gdybyśmy grali pięć godzin i wykonali prawie wszystkie dotychczas wydane piosenki, to wtedy byliby najbardziej zadowoleni.
Minął rok od wydania płyty "Muza". Czy po upływie tego czasu jesteście zadowoleni z tego krążka i jak przyjęli go Wasi fani?
- Jesteśmy bardzo zadowoleni, zarówno z tego jak ta płyta brzmi, jak i z jej przyjęcia. Ukoronowaniem tego wszystkiego jest jeszcze fakt, że w czasie kręcenia koncertu na DVD "Dżem Symfonicznie" zostały nam wręczone platynowe płyty. Oprócz satysfakcji czysto artystycznej, mamy również dowód akceptacji "Muzy" przez naszych słuchaczy.
Oczywiście jest kilka utworów, które się na tę płytę nie dostały, jest wiele pomysłów, które plączą się po głowach. My nie mamy jednak takiego systemu, by wysyłać sobie nagrania pocztą elektroniczną i by każdy dokładał coś od siebie. My musimy się spotkać, usiąść, być może zmarnować jedną czy dwie próby, właśnie po to, by na trzeciej nagle zaczęło się sypać pomysłami. Na razie nad nową płytą się nie koncentrujemy, bo przede wszystkim trzeba tę ostatnią ograć na koncertach. Te utwory są na tyle ciekawe, fajne do grania i jest zapotrzebowanie, by się znalazły w naszej setliście. Dlatego nad nowym krążkiem będziemy się zastanawiać może za rok.
Mówisz o ogrywaniu ostatniej płyty na żywo. Jesteście jednymi z nielicznych polskich wykonawców, którzy potrafią zapełnić przez dwa dni z rzędu warszawską "Stodołę". Czy dobrze się wam koncertuje w tym klubie?
- Jesteśmy zawsze pełni entuzjazmu, jadąc na koncert do "Stodoły". Gra się nam bardzo dobrze, bo mamy już w tym klubie wypróbowaną ekipę nagłaśniającą. Ale co najważniejsze zbiera się tam wyśmienita widownia. Oni znają nie tylko te stare piosenki, ale i nowe.
- Pamiętam, gdy parę lat temu zaczynałem śpiewanie z zespołem Dżem, było "ciśnienie", byśmy grali jak najwięcej tych starych rzeczy, które my świetnie pamiętamy. Teraz bardzo wielu ludzi przychodzi i mówi: „bardzo dobrze wśród starszych utworów brzmi ostatnia płyta, grajcie tego jak najwięcej”. To jest najlepszy dowód, że zmierzamy we właściwym kierunku i że to wszystko się ze sobą "klei".
To co usłyszą Wasi fani 9 i 10 grudnia w "Stodole"? Dużo numerów z nowej płyty czy raczej klasyczny "the best of"?
- Na pewno będzie to przemieszane, tak jak to ostatnio robimy na scenie. Będzie przewaga "starego" Dżemu, ale umówmy się, jeśli gramy połowę numerów z ostatniej płyty i te koncerty są udane, to jest to bardzo duży sukces. Każdy zespół mający kilkanaście czy kilkadziesiąt płyt, chciałby, by najnowsza była tak właśnie odbierana.
Przejdźmy na chwilę do Twoich działań poza Dżemem. Grając rocznie sto koncertów z tą kapelą, jak znalazłeś czas, by w ubiegłym roku wydać solowy krążek "Ogień i woda"?
- Ta płyta była sprowokowana przez moje rodzinne miasto - Ostrów Wielkopolski. Dlatego że w ubiegłym roku zostałem uhonorowany jako jego obywatel, który podobno jest reprezentatywny w skali kraju i jest dumą Ostrowa. Bardzo się cieszę, jeśli rzeczywiście tak jestem postrzegany. Zostałem "wywieszony" na banerach przy wjeździe do miasta - z hasłem w stylu: "Tu mieszkam, witam wszystkich".
Razem z tą akcją otrzymałem propozycję współfinansowania solowej płyty. Minęło zaś dwanaście lat od wydania mojego krążka "Czarno", jeszcze sprzed czasów śpiewania w Dżemie i tego wydawnictwa już od dawna nie było nigdzie w obiegu. Dlatego na nowej płycie znalazły się odświeżone cztery utwory, wydane wówczas.
Czas na pracę w studiu udało się zaś wygospodarować, bo przez te lata miałem pozbierany materiał w szufladzie, a zespół Nie-Bo, z którym nagrywałem, tworzą tak sprawni muzycy, że nie musiałem trzymać non stop pieczy nad tym. Jedynie "z doskoku" dogrywałem wokale, ewentualnie fortepian czy gitarę.
A jeśli chodzi o solowe koncerty, to wykorzystuję na nie moment, gdy są ferie zimowe w województwie śląskim i koledzy z Dżemu wyjeżdżają z dziećmi, żeby odpocząć. Na te dwa tygodnie spotykam się z kolegami z zespołu Nie-Bo i jedziemy w trasę. Już za kilka tygodni, w przyszłym roku, też ruszymy z takimi koncertami.
Ale to jeszcze nie wszystko. Śpiewasz przecież w rock-operze "Krzyżacy"...
- Tak, ale te występy można dość łatwo policzyć. W sumie było ich do tej pory chyba osiem. Bardzo sobie je jednak cenię, bo to jest dopełnienie i zarazem urozmaicenie tego, co robię na co dzień. Występując w "Krzyżakach" mogę trochę z innego kąta popatrzeć na muzykę. Nie wiem, czy byłbym w stanie wyłącznie się tym zajmować, ale jako dodatek do działalności w Dżemie i tej solowej, to jest jak najbardziej fajna rzecz.
Wspomniałem już o zbliżającym się Nowym Roku. Czego życzyć Tobie i Dżemowi na ten nadchodzący rok 2012?
- Myślę, że zdrowie będzie tu najbardziej adekwatne, bo jedynie ono może nam w jakikolwiek sposób krzyżować plany. Jesteśmy obecnie w jak najlepszym okresie działalności Dżemu i myślę, że potrzeba nam tylko wytrwałości.
To życzę wytrwałości, dużo zdrowia i weny, by powstawały kolejne bardzo udane piosenki Dżemu... A także Radosnych Świąt Bożego Narodzenia i pomyślności w 2012 roku...
- Dziękuję bardzo. Również życzę już teraz wszystkim Wesołych Świąt i Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku. Pozdrawiam serdecznie.
Rozmawiał: Piotr Wojtowicz
Fot.: Jaroslaw Blaminsky