Nowy model wygląda podobnie, eksponuje serię przycisków, klasyczne pokrętło głośności i niebieski wyświetlacz umieszczony za błyszczącą, górną sekcją frontu. W dość obszernej formie pozostawiono wejście podręczne, w którym znalazł się też port USB, odczytujący nie tylko pliki z nośników pamięci, ale również komunikujący się ze sprzętem Apple.
Pilot, jak to u Yamahy, ma mnóstwo przycisków o różnych kształtach i kolorach - wręcz zachęca, by się w tym wszystkim pogubić lub… rzucić go w kąt i zainstalować przygotowaną przez Yamahę aplikację sterującą, dostępną dla smartfonów i tabletów z systemami Apple iOS oraz Android.
Tylna ścianka amplitunera Yamaha RX-V475, mimo że nie wydaje się zatłoczona, ma jednak większość formatów i standardów. Sekcja HDMI zawiera pięć wejść i jedno wyjście; jedno z wejść HDMI jest dedykowane sprzętowi przenośnemu, zgodnie ze standardem MHL.
Złącza HDMI pracują z rozdzielczością 4K, wyłącznie jako selektory wejść, gdyż amplituner nie ma skalera tego formatu. Do wszystkich wejść analogowych (dwa komponenty i cztery kompozyty) przygotowano po jednym wyjściu, sygnały analogowe nie są konwertowane na cyfrowe. Mamy tutaj trzy analogowe wejścia audio, także cztery cyfrowe - dwa optyczne i dwa elektryczne. Do tego obowiązkowe wyjście sygnału LFE (do subwoofera).
Yamaha RX-V475 to amplituner sześciokanałowy (formatu 5.1) z pięcioma końcówkami mocy i pięcioma terminalami głośnikowymi. Amplitunery Yamahy oferują najczęściej - jako jedne z nielicznych na rynku - możliwość obsługi 4-omowych kolumn poprzez odpowiednią konfi gurację.
Niestety, jak wynika z instrukcji obsługi, funkcja selektora impedancji, a przez to praca z 4-omowymi głośnikami, jest dostępna tylko w modelach przeznaczonych na rynek USA. W Europie funkcję tę zablokowano. Dlaczego? Prawdopodobnie z powodu przekraczenia restrykcyjnych, unijnych norm dotyczących maksymalnej temperatury.
Na tylnym panelu Yamahy RX-V475rolę jednego z najważniejszych gniazd przejmuje port LAN do podłączenia sieci komputerowej. Gdyby jednak popularna skrętka sprawiała kłopoty, możemy sięgnąć po opcjonalny, firmowy moduł Wi-Fi, dodający transmisję bezprzewodową. Wśród dedykowanych amplitunerowi akcesoriów jest także moduł Bluetooth.
Wszystkie dobrodziejstwa strumieniowe nie miałyby sensu bez odpowiedniego wsparcia ze strony układów dekodujących. Yamaha odtwarza formaty MP3, WMA, AAC oraz Flac - te ostatnie w wersji 24 bit/192 kHz. Yamaha RX-V475 wyświetla funkcje i kompletne menu na ekranie podłączonego telewizora. Oprawa graficzna nie jest nadzwyczajna, ale od strony czytelności obsługi nie można jej niczego zarzucić.
Odsłuch
Yamaha RX-V475 emanuje pozytywnymi emocjami. Chętnie dokazuje, jest żywiołowa, otwarta i radosna, dźwięk dobrze pasuje do wiosennego nastroju. Ma mnóstwo energii i pomysłów na brzmienie, które ubarwia nieco po swojemu, ale nie przejaskrawia i nie przesadza.
Gra odważnie, chętnie angażuje siebie i słuchacza. To wciągający, wibrujący dźwięk, który chce pokazać jak najwięcej w każdym momencie. Czasami się potknie, ale nie przewróci.
Wokale mają wzbogaconą barwę, są mocne, dźwięczne, nie zawsze dokładnie takie, jakie znaliśmy wcześniej, lecz zawsze nasycone, ożywione, nigdy nie suche i zmęczone. Jeżeli nawet przyłapiemy Yamahę na jakimś błędzie, to chce się powiedzieć – ten się nie myli, kto nic nie robi. A Yamaha robi bardzo dużo, aby chciało nam się słuchać muzyki i oglądać filmy.
Upraszczając, można stwierdzić, że staje ona w opozycji do spokojnego, wyważonego Sherwooda, a po stronie żywiołowego Denona. Jest jednak i tutaj pewna różnica - Denon jest ostrzejszy, dobitniejszy w zakresie wysokich tonów, za to bas ma "unormowany" (co oczywiście można niemal dowolnie zmienić za pomocą subwoofera), natomiast Yamaha gra basem swobodniejszym, a przy tym jednak delikatniejszą górą, w którą wątki metaliczne wkradają się tylko od święta.
Tutaj najwięcej energii płynie ze środka pasma, bardzo wyrazistego, bezpośredniego, nie zawsze krystalicznie czystego, ale "naturalistycznego". Yamaha RX-V475 wyodrębnia i podkreśla główne dźwięki, w kinie priorytetowo traktuje dialogi, najważniejsze zdarzenia na scenie – czy to muzycznej, czy filmowej - są dowartościowane i wysunięte.
Radek Łabanowski