Testowany przez nas amplituner jest najtańszym modelem w ofercie, powyżej ma my jeszcze trzy konstrukcje, spośród których najdroższa kosztuje 13 tys. zł. Odtwarzacz DVD jest jednym z trzech proponowanych, tańszy SDV-1 kosztuje 2200 zł a droższy SDV-3 - 4300 zł.
Amplituner SV-382 trudno jest samodzielnie wyjąć z pudła – to dobry znak – bo powodem jest wielki toroidalny transformator ukryty pod metalową puszką ekranującą. Rzut oka na końcówki mocy także robi pozytywne wrażenie – widzimy same elementy dyskretne.
Przedni panel wykonano z grubego płata aluminium. Wygląd urządzenia nie jest przesadnie nowoczesny, na co największy wpływ na prostokątna "klatka", w obrębie której znalazł się wyświetlacz i znakomita większość przycisków. Display pokazuje tylko podstawowe informacje, za to za pomocą ogromnych znaków.
Zestaw dekoderów obejmuje DD-EX i DTSES oraz DPLII, końcówka mocy ma sześć kanałów, zatem amplituner pracuje w systemie 6.1. Na tylnym panelu jest bardzo interesująco – albo hi-endowo, albo ubogo – zależy, z której strony spojrzeć.
Gniazda głośnikowe są solidne i duże, naturalnie akceptują także wtyki bananowe. Wejścia wizyjne są tylko trzy, dwa koaksjalne i jedno światłowodowe. Nie ma możliwości przypisywania ich do innych urządzeń, mało tego, by uruchomić urządzenie podłączone cyfrowo, trzeba na wyświetlaczu wybrać wejście np. "coaxial 1".
Wejścia wizyjne opisane są konsekwentnie w ten sam sposób. Na przykład trzy wejścia komponent noszą nazwy: "optical", "coaxial1" i "AV3". Wyjście komponent jest naturalnie tylko jedno. Wizyjnych wejść kompozytowych jest sześć, wyjście tylko jedno, a standard S-Video obejmuje trzy wejścia i jedno wyjście.
Po pierwsze dziwna jest dysproporcja pomiędzy S-Video i kompozyt, po drugie ilość wyjść jest niewystarczająca – już podłączenie magnetowidu będzie kłopotliwe, o rekorderze DVD nie wspominając. Pod względem analogowych wejść audio też nie jest za bogato: trzy wejścia, jedno wyjście i komplet 6.1 dla zewnętrznego dekodera. Wyjście subwooferowe jest monofoniczne.
SV-382 nie ma wyświetlania funkcji na ekranie – to duży problem, biorąc pod uwagę cenę urządzenia. Kalibracja jest bardzo prosta i szybka, ustawienia pól dźwiękowych DSP również. Pilot jest nie-podświetlany i nie-uniwersalny, z pewnością nie pasuje do urządzenia z 4400 zł.
Vincent SDV-2 jest jednym z niewielu odtwarzaczy DVD na rynku, w których kieszeń pozostawiono w niemodnym miejscu, z lewej strony. Oczywiście przedni panel jest metalowy i dopieszczony tak samo jak front amplitunera. Klawisze obsługujące podstawowe funkcje są małe i skromnie opisane, zdecydowanie lepiej więc korzystać z pilota.
Vincent SDV-2 czyta DVD-V, VCD, SVCD, CD, HDCD, CD-R/RW i MP3. Dostępne są następujące wyjścia wizyjne: komponent, S-Video, kompozyt i VGA, na którym sygnały RGB są progresywnie skanowane. PS włącza się z pilota, fakt, że nie trzeba w tym celu penetrować ustawień menu, jest dużym atutem.
Oczywiście jest również uniwersalne złącze SCART. Urządzeniu zaaplikowano układ potrafiący dekodować DD i DTS. W konsekwencji na tylnym panelu mamy wyjście 5.1, ale zupełnie niezależne od stereofonicznej, analogowej, parki RCA. Cyfrowe wyjścia dostępne są w obydwu standardach.
Menu odtwarzacza ma wiele ustawień, sporo z nich jest potrzebnych do kalibracji kanałów przy wykorzystywaniu wewnętrznych dekoderów. Najważniejsze, że aspekty wizyjne są w komplecie. Zdalne sterowanie odtwarzacza wygląda znacznie lepiej od pilota amplitunera.
Odsłuch
Nie od razu zaprzyjaźniłem się z dźwiękiem urządzeń Vincent, pewnie dlatego, że nie jest to brzmienie delikatne i łatwe. W pierwszej chwili uderzenie mieszanką dynamiki i ostrości może być szokujące. Jednak wkrótce słychać, że większość informacji jest na swoim miejscu, mało tego, pojawiają się na scenie z precyzją godną urządzeń najwyższej klasy. Na górze zdarzają się metaliczne ukłucia, ale nie są one bolesne - wysokie tony są po prostu bardzo ekspresyjne, znakomicie kreują przestrzeń, wielu nagraniom potrafią nadać oddech i blask.
Analityczność jest znakomita, niezależnie czy słuchamy koncertu, czy oglądamy film z mnóstwem efektów. Jednak im niżej schodzimy na skali częstotliwości, tym dźwięki stają się gładsze i lepiej ułożone. Dynamika nie jest już tak efektowna, ale wypełnienie instrumentów i głosów bardzo kompetentne.
Interesujący jest bas – użycie odpowiedniego subwoofera (wszystkie kolumny ustawione jako duże) powoduje, że przez większość filmu moduł basowy w ogóle milczy. Odzywa się tylko i wyłącznie wówczas, gdy rzeczywiście jest obawa, że przednie głośniki nie dadzą sobie rady z sygnałami z płyty.
Bas jest świetnie połączony ze średnicą, ściśle kontrolowany, jednocześnie głęboki i... dość miękki. Włączenie dwóch kanałów uwydatnia jeszcze ekspresję góry i delikatnie osłabia bas. Ta, pozornie niewielka, zmiana akcentów powoduje, że brzmienie staje się wyraźnie twardsze.
Doświadczenia z samym amplitunerem pokazują, że to właśnie SV-382 jest sprawcą opisanego powyżej obrazu brzmieniowego. Nieco inaczej zachowuje się sam Vincent SDV-2. Przede wszystkim brzmienie góry i wyższego środka jest znacznie łagodniejsze.
Taka zmiana jest bardzo interesująca, bo nie znika analityczność, a dynamika pogarsza się w niewielkim stopniu. Bas jest wydatny i miękki, ale wciąż konkretny. Najważniejsza jednak jest bardzo naturalna, zrównoważona i dynamiczna średnica. To właśnie średnie częstotliwości kreują w brzmieniu Vincent SDV-2 przestrzeń, świetną w kinie i co najmniej dobrą w stereo.
Obraz charakteryzuje się dużą plastycznością i łatwością przechodzenia przez barwy. W ten sposób uzyskano kapitalny efekt dynamiki wizji bez nadmiernego przejaskrawiania kolorów. Czerń jest tylko poprawna.