Heos "Siódemka" ma wspólny dla całej serii styl; nie licząc fragmentu dolnej ścianki oraz górnej ozdobnej listwy, Heos jest obleczony maskownicą. Aby nie było jednak zbyt smutno, z przodu doklejono znaczek z logo... właśnie Heosa, bo okazuje się, że to nie tylko nazwa produktu, ale submarka. Na dolnej wklejce czytamy z kolei "Heos by Denon" i dalej posługujemy się już określeniami Heos 3, 5 czy 7, a nie Denon.
Elementy sterujące odnajdujemy na bocznym panelu: dwa przyciski regulacji głośności i trzeci szybkiego wyciszenia. Po przeciwnej stronie umieszczono wyjście słuchawkowe (standard 3,5 mm) – o tym elemencie producenci zwykle zapominają, co wobec niezwykłej popularności słuchawek może dziwić, choć sprawa jest bardziej złożona, niż się początkowo wydaje, i jeszcze do niej wrócę.
Panel przyłączeniowy umieszczono z tyłu, ma on dość klasyczną formę. Jest wejście LAN (wewnątrz także moduł Wi-Fi), gniazdo USB (Heos potrafi odczytywać pliki z nośników doń podłączonych) oraz wejście analogowe (mini-jack), choć nie ulega wątpliwości, że absolutna większość materiałów będzie spływać do Heosa przez sieć komputerową.
Przyciskami na obudowie nie da się kompleksowo sterować urządzeniem, pozwalają one tylko na regulację głośności i szybkie wyciszenie.
W opakowaniu nie ma pilota, a bez niego urządzeniu można się co najwyżej poprzyglądać (co innego bowiem można zrobić z samą regulacją głośności?). Trop wiedzie oczywiście ku smartfonom i tabletom, które przejmują nad tym urządzeniem kontrolę absolutną.
Po zainstalowaniu aplikacji (znów Heos i tylko "by Denon") z dużym prawdopodobieństwem trzeba będzie poczekać, aż urządzenie pobierze wszystkie nowe aktualizacje i po przeładowaniu ponownie zgłosi gotowość.
Aplikacja jest jedną z lepszych, jakie widziałem, funkcje ułożono nie tylko intuicyjnie, ale też w graficznie estetyczną całość. Dobierzemy się w ten sposób do zasobów urządzenia mobilnego, serwerów DLNA (np. NAS), zawartości nośników USB (port z tyłu), ale również np. serwisu Spotify czy modułu odpowiedzialnego za radio internetowe.
Wiemy już, jak to działa, więc wróćmy do słuchawek, a raczej słuchawkowego wyjścia. Skoro do obsługi głośnika niezbędny jest i tak smartfon, to zaleta instalowania gniazda słuchawkowego w takim urządzeniu sprowadza się do kwestii nie tyle użytkowych, co jakościowych – można przecież założyć, że zarówno przetwornik cyfrowo-analogowy, jak i sam wzmacniacz słuchawkowy będą w Heosie lepsze niż te w smartfonach czy tabletach.
Rozwinięty układ przetworników – dwie sekcje dwudrożne plus wspólny dla obydwu kanałów niskotonowy, a na dokładkę para membran biernych.
Heos sprawnie radzi sobie zarówno z komunikacją sieciową, jak i z przesyłaniem plików, które musi jeszcze później zdekodować. Standardy MP3 oraz WMA i AAC to absolutna podstawa, jeśli chodzi o wymagania dzisiejszych serwisów internetowych.
Coraz częściej do głosu dochodzą jednak również pliki nieskompresowane, więc Heos wspiera formaty WAV oraz Flac o rozdzielczości 16 bitów i maksymalnej częstotliwości próbkowania 48 kHz.
Od strony elektroakustycznej urządzenie jest bardzo zaawansowane. Po obydwu stronach przedniego panelu zainstalowano układ dwudrożny, złożony z przetwornika nisko- -średniotonowego oraz kopułki wysokotonowej i skierowany lekko ku górze (front jest pochylony).
Dodatkowo układ uzupełnia ulokowany w centrum głośnik niskotonowy (formuła 2.1) a także zainstalowane z tyłu dwie membrany bierne. W sumie mamy więc układ trójdrożny, pięć aktywnych przetworników i pięć dedykowanych im wzmacniaczy.
Do wnętrza obudowy zmieściły się niemal wszystkie układy oprócz zasilacza impulsowego, który przeniesiono do zewnętrznej, całkiem sporej skrzyneczki.
Odsłuch
Denon... pardon, Heos, chce pokazać, że z relatywnie niewielkiej skrzynki da się wyciągnąć duży, a momentami nawet bardzo duży dźwięk. Oczywistym czynnikiem jest tu maksymalny poziom głośności; bez wyraźnych zniekształceń "siódemki" nagłośnią nie tylko gabinet, sypialnię czy kuchnię; próby wykonane w ponad 30-metrowym salonie wykazały, że i tam Heos poczyna sobie śmiało.
Drugą cechę, wcale nie zawsze związaną z głośnością, jest zdolność dotarcia do słuchacza z daleka i pokrycia dźwiękiem o podobnym charakterze dużego obszaru, również poza głównym pomieszczeniem.
Pod tym względem Heos 7 przypomina W7 Definitive – "siódemki" to potrafią. Będą więc w stanie zaistnieć w towarzystwie wielu gości na domowej imprezie, ale też dotrą dźwiękiem do swojego właściciela, gdy ten pracuje np. w sąsiednim pokoju.
Oczywiście Denon Heos 7 nie może równać się potencjałem z parą wolnostojących kolumn, bo zabraknie wtedy... pary, ale rezultaty i tak mogą być zaskakująco satysfakcjonujące. Jest w tym brzmieniu bowiem coś jeszcze, co może się bardzo podobać – Heos 7, nie inaczej niż wiele urządzeń tego testu, bardzo stara się grać niskimi tonami znacznie poważniej.
Tym razem jednak nie jest to nerwowy pokaz siły, która w wydaniu tych maleństw jest bardziej żylasta niż mięsista, Denon po prostu potrafi zagrać basem niskim i przyjemnym.
Denon Heos 7 omija dudniące, skrzynkowe brzmienie, oczywiście nie gra jak duże podłogowe "paczki", ale znajduje sposób, żeby chociaż trochę je przypominać… Każdy, kto zna brzmienia znacznie lepszych systemów, może dostrzec w skromnym Heosie przynajmniej ich ślad. Basu jest dużo, ale uderzenia i wybrzmienia potrafią się zatrzymać zarówno "na czas", jak i nie wchodzić na średnicę, lecz zostawić jej należne miejsce na scenie. Dopiero wysokie tony są o pół kroku z tyłu, nie błyszczą, dopełniają gęste, plastyczne brzmienie.
Radosław Łabanowski